Reklama

"Nie jesteśmy marionetkami"

Lucy, Vanessa, Sandy, Jessica i Nadja spotkały się podczas realizacji niemieckiej edycji programu "Popstars". Pokonując kolejne konkurentki, dostały się do finału i jako zwyciężczynie utworzyły grupę No Angels. Ich debiutancki album "Elle'ments" spotkał się ze sporym zainteresowaniem publiczności, ale dopiero dzięki wydanej latem 2002 płycie "Now... Us" mogły pokazać, co potrafią naprawdę. O pracach nad albumem, kulisach programu "Popstars" i muzycznej emigracji, z pochodzącą z Bułgarii Lucy Diakowską rozmawiał Konrad Sikora.

Jak to się stało, że wzięłaś udział w programie "Popstars"?

Pochodzę z Bułgarii i zanim przyjechałam do Niemiec, śpiewałam w swoim kraju i odnosiłam tam mniejsze lub większe sukcesy. Zawsze marzyłam o tym, aby śpiewać i zrobić karierę. W Bułgarii jest to raczej niemożliwe, dlatego zdecydowałam się wyjechać i wziąć udział w programie "Popstars". Miałam koleżankę w Nowej Zelandii, która startowała w tamtejszej edycji tego show i wiedziałam, czego się spodziewać. Wierzyłam, że to jest moja sznasa i nic nie mogło mnie powstrzymać, aby wystartować.

Reklama

Co było dla ciebie najtrudniejsze w całej tej zabawie?

Praca w grupie. Od zawsze występowałam jako solistka i nie miałam doświadczenia w dzieleniu się sceną z innymi. Tego musiałam się uczyć i nie przychodziło mi to łatwo. Musiałam zaakceptować to, że nie zawsze jestem najważniejsza na scenie. Najgorsze było to, że musiałam przez to przebrnąć już na etapie castingu. Przyszło mi to bardzo ciężko, ale jakoś się udało. Minęło wiele czasu, zanim tak naprawdę się z tym pogodziłam.

Czy byłyście już przyjaciółkami przed zakończeniem programu, czy też dopiero fakt jego wygrania spowodował, że zostałyście koleżankami?

W trakcie programu więź między nami nie była zbyt silna. Każda z nas miała własne życie, własnych przyjaciół. Zwycięstwo w programie spowodowało, iż musiałyśmy się lepiej poznać i zaakceptować. Długie rozmowy, wspólna praca i czasami nawet kłótnie spowodowały, że w efekcie powstała między nami przyjaźń.

Pamiętasz chwilę, kiedy po raz pierwszy usłyszałaś się w radio?

Tak. To było coś dziwnego. Kiedy słyszę w radiu naszą piosenkę, przypominam sobie całą tę ciężką pracę, którą włożyliśmy w jej nagranie. Nie do końca dociera do mnie fakt, iż jest to nasza piosenka. Na płycie każda z nas śpiewa jedną piosenkę solo. Myślę, że znacznie większe emocje towarzyszą nam wówczas, kiedy słyszymy w radio piosenkę, którą same śpiewamy. Wtedy dociera do nas, że słuchają nas teraz tysiące ludzi.

Powiedz coś o waszej nowej płycie "Now... Us. Jak długo nad nią pracowałyście?

W sumie jej nagrywanie zajęło nam ponad trzy miesiące. Praca poszła nam już sprawniej niż w przypadku debiutanckiego krążka, bo lepiej się poznałyśmy. Sądzę, że to słychać, iż ten materiał jest bardziej dojrzały. Teraz mogłyśmy napisać jakieś własne piosenki, w jakiś sposób pokazać nasze muzyczne fascynacje. Jestem przekonana, że naszym fanom bardzo ta płyta przypadnie do gustu. Zresztą chyba już tak się stało, bo w Niemczech od razu zadebiutowała ona na pierwszym miejscu listy przebojów.

Czy po tak dobrym przyjęciu pierwszej płyty obawiałyście się, jak będzie w przypadku drugiego albumu? Chciałyście coś komuś udowodnić?

Przede wszystkim chciałyśmy, aby ludzie wiedzieli, że ciężko pracujemy na swój sukces i że w pełni odpowiadamy za to, co robimy. Oczywiście, że czułyśmy presję przy nagrywaniu tej płyty. Wiele osób mówiło, że nam się nie uda. W takiej sytuacji nie pracuje się wcale dobrze. Ale doskonale sobie z tym poradziłyśmy. Pokazałyśmy, że jesteśmy zespołem i że możemy normalnie funkcjonować na tym rynku, bez pomocy producentów programu telewizyjnego, którzy wspierali nas jeszcze przy nagrywaniu pierwszej płyty.

W przypadku takich programów jak "Popstars", sporo ludzi uważa, iż zwycięzcy nagrywający swoje płyty są w rzeczywistości marionetkami kierowanymi przez wytwórnię...

Może coś w tym jest. W przypadku pierwszej płyty naprawdę miałyśmy niewiele do powiedzenia. Mogłyśmy wybrać piosenki, które chcemy nagrać, ale na tym się kończyło. Tym razem było już zupełnie inaczej i na pewno nie można powiedzieć, że jesteśmy marionetkami, choć niektórzy wciąż będą o nas tak mówić. Ale tacy ludzie i tak będą to robić, niezależnie od tego, co zrobimy.

Jak decydujecie o tym, że właśnie ta a nie inna piosenka zostanie wydana na singlu?

To jest ciężki proces. W naszym przypadku na singlu często pojawiają się piosenki, których w ogóle nie ma na płycie. Tak się bowiem składa, że od czasu do czasu wchodzimy do studia i nagrywamy dwie, trzy nowe piosenki. Nie mamy z nimi co zrobić, więc wydajemy je na singlu. Jeśli chodzi o wybieranie kompozycji pochodzących z płyty, to wspólnie decydujemy o tym, która z nich zostanie wydana. Oczywiście spory udział w tym ma także nasza wytwórnia i nasza menedżerka.

No właśnie, wydałyście na singlu cover piosenki "There Must Be An Angel" z repertuaru grupy Eurythmics...

To był właśnie pomysł naszej menedżerki. Wiedziałyśmy, że chcemy nagrać jakiś cover. Ona zaproponowała piosenkę Eurythmics i od razu wszystkie się zgodziłyśmy. Wiedziałyśmy jednak, ze to spora odpowiedzialność, bo nagranie dobrego coveru wcale nie jest łatwą sztuką. Nie chciałyśmy przekombinować. Nagrałyśmy go i posłuchałyśmy wiele razy. Doszłyśmy do wniosku, że wyszło całkiem przyzwoicie. Dlatego zdecydowałyśmy się na wydanie go na singlu.

Jesteś zaskoczona tym, że wasze piosenki podobają się również publiczności w takich krajach jak Polska?

Zaskoczona nie jestem, ale jestem bardzo zadowolona z tego powodu. Nie widzę powodu do zaskoczenia, bo przecież Polska sąsiaduje z Niemcami. Odnosimy sukces także w innych krajach, nawet w mojej Bułgarii i nic nie uczyni artysty bardziej szczęśliwym, aniżeli fakt, że tak wielu ludziom podoba się jego twórczość. Jesteśmy bardzo szczęśliwe. Mam nadzieję, że będziecie mieli okazję jeszcze bliżej nas poznać.

Miałaś już okazję koncertować w Bułgarii?

Tak! Byłyśmy tam parę razy i zawsze wspaniale nas przyjmowano. Kiedy przyjeżdżałam tam sama, również traktowano mnie jak gwiazdę. Wyjeżdżając stamtąd byłam przecież nikim, a teraz jestem gwiazdą. To miłe uczucie.

Czy innym młodym dziewczynom także doradzałaś, by spróbowały sił zagranicą?

Tak. Ale w sumie to wychodzę z założenia, iż nawet nie powinnam takich rzeczy mówić, bo jeśli ktoś ma w sobie pragnienie śpiewania i talent, wkrótce sam dojdzie do tego, że w Bułgarii raczej się wielkiego sukcesu nie odniesie. Na pewno wiele osób pójdzie moim śladem. Czasami trzeba zaryzykować i poświęcić wszystko. Jeśli wierzysz w siebie, wówczas odniesiesz sukces.

Dziękuje za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: piosenki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy