Reklama

"Nie jesteśmy częścią kultury Big Brother"

Działają od końca lat 80., w 2002 roku wydali debiutancki album "Disco Haine Medina". W 2004 r. postpunkowcy z Puław powrócili z nowym krążkiem. O nowym albumie, a także o kondycji DHM po pierwszej płycie i kilku innych rzeczach, rozmawialiśmy z wokalistą Sanchezem i gitarzystą Jennym podczas pogawędki w warszawskim Zamku Ujazdowskim. Poniżej krótki fragment naszej rozmowy.

Co oznacza grać tyle czasu w zespole i nie osiągnąć komercyjnego sukcesu?

Sanchez: Płynna jest sama kategoria komercyjnego sukcesu. Wiesz, nakład, w którym wydaliśmy "Disco Heine Medina" prawie się wyczerpał. Z niszy nie spoglądasz na półkę z bestsellerami. My gramy, by istnieć jako zespół. Jako grupa przyjaciół, którzy znają się od podszewki i, co ważne, znają się na swoich instrumentach i wiedzą jaki wkład należy wnieść, by osiągnąć efekt, który nas interesuje.

Jaki jest zatem efekt, który was interesuje?

Reklama

S.: Jest taka chwila, trwająca raz krócej, a innym razem po wieczność, kiedy grając zespołowo, wpadasz w stan euforycznego porozumienia. Celem jest przeniesienie tej umysłowej współpracy również na słuchaczy. Myślę, że wiele zespołów w ten sposób odczuwa. Nie sądzisz chyba, że mogłoby chodzić o prezentację fryzury czy światopoglądu, który nie interesuje nikogo rozsądnego. Nie jesteśmy częścią kultury Big Brother.

Ale jakieś elementy światopoglądu chyba przemycasz w tekstach?

S.: Oczywiście, ale mówię o sobie tyle, ile każdy powiedziałby o sobie, nie prezentując się jako odmienny, lecz podkreślając łączność. Czy chcesz, czy nie, wszyscy mamy podobne problemy osadzone jedynie w innych tłach, ale sprowadzić je można do wspólnego przedmiotu. Rozczarowanie, miłość, zachwyt itd. Nie liczyłbym w treści na mocniejszą więź z odbiorcą tylko dlatego, że miłość byłaby wakacyjna, a obraz, który zobaczyłem przez okno pociągu, byłby "krwistym zachodem słońca". To muzyka, jej brzmienie, wiąże, dodatkowo wzmacnia tekst i ostatecznie nadaje mu znaczenie, bo określa barwę odczucia.

Jenny: Produkcja muzyczna, jeśli obserwujesz ten proces od kilkunastu lat, to bez żadnego kłopotu rozpoznajesz oszustwo, markowanie albo zapętlenie się kogoś. Zresztą tak samo jak, gdy się pojawi, rozpoznasz prawdę i emocje, i towarzyszące temu zdecydowanie oparte o inne przyczyny niż zarabianie pieniędzy.

Właśnie, brzmienie. Nową płytę zdecydowaliście się nagrywać w Kosmische Obuh Studio.

J.: Poszliśmy w lampy i tranzystory, trochę szukając eksperymentu, trochę żeby się sprawdzić w analogowym nagraniu, gdzie nie ma miejsca na fuckupy, a trochę również dlatego, że byliśmy rozczarowani cyfrą po poprzedniej płycie. Brzmienie tam jest płaskie i cierpi na jakąś chorobę Marksa i Darwina, tj. niby wszystko się zgadza, a choroba jest przesadnie słuszna.

Jak się pracowało z Wojckiem Czernem?

J.: To przemiły człowiek, bardzo kontaktowa postać. Podczas sesji czuliśmy się jak w domu...

S.: Naprawdę kosmiczny... Poza tym byliśmy pierwszą kapelą z zakresu tzw. ostrej muzyki, jaką Wojcek w ogóle produkował.

J.: Wojcek ma ambicję nagrywania jedynie rzeczy wyjątkowych. Przywiozłem mu do przesłuchania naszą pierwszą płytę i facet jak ją usłyszał, niezbyt był chętny, aby nas nagrywać. Słyszał oczywiście o DHM-ie, pytał mnie, czy to rzeczywiście ten "stary DHM" etc., ale generalnie nie za bardzo to wszystko widział. Dopiero w trakcie nagrań i realizacji materiału poczuł, że to coś "innego" i wtedy go to faktycznie chwyciło.

Właśnie, powiedzcie, jakie mieliście założenia, wchodząc do studia. Czy chcieliście nagrać materiał utrzymany w dotychczasowym stylu, czy raczej spróbować czegoś nowego?

J.: Przede wszystkim postawiliśmy na różnorodność. Wojcek na przykład naszą pierwszą płytę określił jako "granie dla sceny". Nie wiem do końca, co miał na myśli, ale faktycznie nowy materiał odbiega od starego. Nie jest tak łatwy do zdefiniowania w sensie gatunkowym. Jest to bardzo różnorodna muzyka.

I ludzie, i prasa kojarzą was w dalszym ciągu ze sceną lat 80., z post punkiem, nową falą, Killing Joke etc?

J.: No to myślę, że materiał, który powstał teraz, ma z tym raczej mało wspólnego. Jest to może post punk, ale nie na lata 80. Ma to oczywiście związek ze starymi brzmieniami, bo są w końcu dwa stare numery, więc jakoś jest to osadzone w tamtej muzyce, ale reszta materiału jest inna.

To pytanie już wam nie raz zadawano, ale zazwyczaj wasze odpowiedzi były zdawkowe. Powiedzcie zatem teraz czytelnikom Zine'a szczerze i otwarcie - co sądzicie o porównaniach z Siekierą i o poglądzie, że jesteście "spadkobiercami sceny puławskiej"?

J.: Od początku jesteśmy częścią tej sceny, a ona w dalszym ciągu trwa, z mniejszymi lub większymi przerwami. Nie widzę pokrewieństwa pomiędzy DHM i Siekierą. Dla ludzi, którzy rzadko się stykają z taką muzyką, być może znajdą się tutaj jakieś zbliżone motywy, ale wynika to głównie z tego, że Siekiera czerpała z tych samych co my źródeł - ze starego punka, z powstającej wtedy w latach 80. nowej fali i pokrewnych gatunków. Jesteśmy osadzeni w tej samej tradycji i stąd może jakieś podobieństwa.

Ale tak jak mówię, widzą je głównie ludzie, którzy się z tym rodzajem muzyki mało stykają. Wiesz, na liście zespołów, do których nas porównywano, były takie nazwy jak Clan of Xymox, Ultravox, Echo & The Bunnymen, nawet kiedyś pojawiło się Kombi...

S.: Ja mogę tylko powtórzyć to, co już kiedyś powiedziałem dla "Colda" - poznałem Adamskiego, kiedy dojrzewałem społecznie, wskazał mi parę rozwiązań, nazwijmy je światopoglądowymi, i za to go bardzo szanuję. Pokazał mi kilka kategorii, na które dotychczas nie zwracałem uwagi, paru pisarzy.

Kiedy konkretnie zamierzacie wydać nową płytę?

S: Wciąż mam nadzieję, że pojawi się w październiku.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Nerve 69

(źródło: Magazyn ZINE)

Zine
Dowiedz się więcej na temat: Big Bang | Biuro Informacji Gospodarczej | Big Brother
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama