Reklama

"Nie jestem nawiedzony"

Peter Tagtgren to jeden z najbardziej zapracowanych ludzi w metalowym biznesie. Dowodzi dwóm popularnym zespołom - deathmetalowemu Hypocrisy i eksperymentalnemu Pain - oraz prowadzi jedno z najbardziej obleganych studiów nagraniowych w Europie, zwane Otchłanią, w którym powstały m.in. takie płyty jak "Enthrone Darkness Triumphant" Dimmu Borgir, "Damned In Black" Immortal czy "Antichrist" Destruction. Choć wiecznie czymś zajęty i ciągle zabiegany, Peter znalazł chwilę, by odpowiedzieć na pytania Jarosława Szubrychta.

Wszystkiego najlepszego z okazji dziesiątych urodzin Hypocrisy. Prezentu nie mam, ale wiem, że sami sobie - i fanom - sprawiliście miły upominek w postaci jubileuszowego albumu "10 Years Of Chaos and Confusion"

"10 Years Of Chaos and Confusion" to podwójny album. O zawartości pierwszego krążka zadecydowali fani Hypocrisy, którzy w drodze głosowania wybrali po dwa utwory z każdej naszej płyty, przy czym utwory z pierwszych trzech albumów nagraliśmy ponownie, bo brzmienie oryginalnych wersji pozostawiało wiele do życzenia. Z kolei na drugiej płycie znalazło się pierwsze demo Hypocrisy, nagrane jeszcze w czasach, kiedy był to mój jednoosobowy projekt, oraz drugie demo, na którym partie wokalne wykonał Masse Broberg. Ta druga taśma przyniosła nam kontrakt z Nuclear Blast i chyba warto, by fani wreszcie poznali jej zawartość. Do tego wszystkiego dołożyliśmy jeszcze jeden nowy utwór, który w sumie niezbyt przypomina twórczość Hypocrisy. Ot, takie jednorazowe szaleństwo...

Reklama

Czy wybór fanów był dla was zaskoczeniem?

Częściowo tak. Na szczęście większość utworów na które głosowali pokryła się z naszym wyborem. Bardzo się z tego cieszę, to nas zbliżyło do fanów. Cieszę się, że mamy bardzo podobne gusta. A wiesz, co jeszcze wymyśliliśmy? Poprosiliśmy fanów o przysyłanie swoich zdjęć i umieściliśmy je we wkładce do płyty. To jest dopiero jazda!

Skoro mowa o fanach, widziałem jak w tamtym roku na festiwalu Wacken Open Air rozdawałeś autografy przez ponad trzy godziny i mimo zmęczenia rozmawiałeś z fanami tak długo, jak tylko chcieli. Nie wszystkich wykonawców na to stać.

Według ustalonego przez organizatorów planu mieliśmy podpisywać płyty przez godzinę, ale kolejka była tak długa, że zdecydowaliśmy się to przedłużyć. Kiedy dowiedzieliśmy się, że nie możemy tego zrobić, po prostu wyszliśmy do fanów. Organizatorzy spanikowali, wrzeszczeli na nas, że nie możemy tego zrobić, że nie dostaniemy ochrony, że nie biorą za nic odpowiedzialności... Kazaliśmy się im odpieprzyć i wyszliśmy do ludzi, do naszych przyjaciół. Przecież oni chcieli tylko z nami porozmawiać, nikt nie miał złych zamiarów. Nie jestem gwiazdą rocka, jestem taki sam jak ty, czy ludzie spod sceny. Jedyna różnica polega na tym, że napisałem kilka piosenek.

Na czym polega główna różnica pomiędzy tym, co robisz w Hypocrisy a twórczością Pain?

Przede wszystkim na tym, że w Pain jesteśmy otwarci na wszelkiego rodzaju eksperymenty z elektroniką. Dzięki temu, że istnieje Pain, fani Hypocrisy nie muszą się obawiać, że zacznę przeprowadzać na ich ukochanej muzyce jakieś gówniane eksperymenty. (śmiech) Nie chcę się jednak ograniczać do jednego gatunku muzyki, dlatego mam dwa zespoły i w jednym z nich mogę puścić wodze wyobraźni.

Wydaje mi się, że z Pain możecie sobie również na więcej pozwolić, jeśli chodzi o sceniczny show. Pamiętam niesamowite przebranie diabła, w którym wystąpiłeś w na Wacken Open Air w 2000 roku...

Niestety, płyty Pain nie sprzedają się tak, jak moglibyśmy sobie życzyć, więc póki co nie stać nas na wymarzoną oprawę sceniczną, ale robimy, co możemy.

Czy praca w studiu nagraniowym, produkowanie płyt innych zespołów, inspiruje cię w jakiś sposób?

Tak, czasami przez kilka tygodni chodzi za mną numer, który mi się spodobał. Tak było na przykład po sesji nagraniowej Lock Up, w której wziąłem gościnnie udział jako wokalista. Nie mogłem się potem uwolnić od ich muzyki, a na dokładkę przyszło mi produkować Destruction. Tak się nakręciłem speed metalem i thrash metalem, że nic innego nie chciałem grać. Dlatego "Into The Abyss", ostatnia płyta Hypocrisy, jest taka szybka, chyba najszybsza w naszej dyskografii. Jej nagrywanie było dla mnie niczym odrodzenie! Ale dzisiaj już wiem, że następny materiał Hypocrisy będzie wolniejszy, bardziej melodyjny i ponury, jak dawniej.

Złośliwi twierdzą, że jedyne naprawdę dobrze brzmiące płyty jakie opuściły studio Abyss, to płyty Hypocrisy, a nagrywanie innych zespołów to tylko poligon, podczas którego wypróbowujesz nowe sztuczki.

Nie, to bzdura! Jest dokładnie odwrotnie! Bardzo niechętnie eksperymentuję podczas nagrywania innych zespołów, nawet gdy ktoś mnie do tego namawia. Nie chcę niczego spieprzyć, nie chcę, by po miesięcznej sesji okazało się, że popełniliśmy błąd, którego nie sposób odkręcić. Nie mogę pozwolić sobie na zmarnowanie czyjegoś czasu i pieniędzy, bo zespół, któremu zepsuję płytę więcej do mnie nie przyjedzie i przy okazji będzie przestrzegał innych. Dopiero w Hypocrisy pozwalamy sobie na wypróbowanie każdego głupiego pomysłu, jaki przychodzi nam do głowy, dlatego płyty Hypocrisy brzmią moim zdaniem gorzej niż inne rzeczy, które nagrywam.

Jesteś człowiekiem, o którym nie bez powodu mówi się, że stworzył brzmienie Dimmu Borgir. Dlaczego w takim razie ich ostatni album - "Puritanical Euphoric Misanthropia" - powstał w konkurencyjnym Fredman Studio?

Złożyło się na to wiele rzeczy. Najpierw chcieli nagrywać w Abyss i zarezerwowali dwumiesięczną sesję, aby za jakiś czas ją odwołać. Potem znowu zarezerwowali dwa miesiące w innym terminie i znowu się rozmyślili... W końcu wkurzyłem się i powiedziałem, że przeginają, że nie będę na nich czekał. Wtedy zadzwonił ich menedżer i zaproponował, że Dimmu Borgir wynajmie inne studio, ale ja zajmę się produkcją. Musiałbym jednak wystawić do wiatru wszystkie te zespoły, z którymi już się poumawiałem, a nie mogłem tego zrobić. Mam taką zasadę, że nikt nie jest zbyt ważny. Nie interesuje mnie, czy zespół, który mam nagrywać sprzedaje 300 tysięcy, czy pięć tysięcy płyt. Zarezerwował sobie termin, więc jestem do niego dyspozycji.

Ostatnio w studiu coraz częściej wyręcza cię Tommy, twój brat.

Tommy jest najlepszy! Wiesz, wczoraj pobił kogoś, kto mówił o mnie źle... (śmiech) Jesteśmy nie tylko braćmi, ale i najlepszymi kumplami. Tommy jest ode mnie pięć lat starszy i to on przez 15 lat był szefem. Aż pewnego dnia zaproponowałem mu, żebyśmy zrobili jeszcze jedno studio, w którym on będzie nagrywał. Nie wiedział jak się do tego zabrać, umiał tylko, jak wszyscy, narzekać kiedy coś brzmiało źle, ale ostatnio radzi sobie coraz lepiej. Kiedyś będzie naprawdę dobry, zapamiętaj te słowa!

Dlaczego nie doczekaliśmy się dotąd koncertu Hypocrisy w Polsce?

Nie mam pojęcia. Zawsze kiedy jedziemy w trasę, mówię menedżerowi, żeby uwzględnił Polskę i inne kraje Europy Wschodniej, ale nigdy nic z tego nie wychodzi. Promotorzy twierdzą, że nie da się tego załatwić, bo to biedne kraje i nikogo nie stać na bilet.

Co za bzdura...

Wiem, że to bzdura! Dlatego postaramy się zabrać za to nieco inaczej i sami poszukamy kontaktów w Polsce. Nie żądamy milionów, więc jestem pewien, że się dogadamy i już niedługo zobaczycie koncert Hypocrisy w Polsce. Mam tylko nadzieję, że przyjdzie dużo ludzi. (śmiech)

Teksty Hypocrisy od lat obracają się wokół tematyki dzisiaj bardzo modnej, czyli kontaktów pozaziemskich cywilizacji z mieszkańcami naszej planety. Naprawdę w to wierzysz?

Wierzę, że coś jest na rzeczy, ale nie jestem typem nawiedzonego świra. Poza tym w takich sprawach nigdy nie możesz być pewien, gdzie kończy się prawda, a gdzie zaczyna się fantazja, nie wiesz, czy to przypadkiem nie rząd wpuszcza cię w maliny, fabrykując dowody... Obcy to moje hobby, które pozwala mi się zrelaksować w tych rzadkich chwilach, kiedy mam dość muzyki. Dużo czytam na ten temat, oglądam filmy, bardzo dobrze przy tym wypoczywam.

Kiedy oglądam "Z archiwum X", zawsze przychodzi mi na myśl Hypocrisy. Lubisz ten serial?

Tak, ale tylko odcinki o UFO. Kiedy pojawiają się wampiry i rzeczy tego typu, przestaję rozumieć, o co tam chodzi. (śmiech) Wiesz, chociaż lubię ten serial, często zżymam się, kiedy ludzie porównują teksty Hypocrisy do "Z archiwum X". Bo chociaż my interesowaliśmy się tymi sprawami zanim wyemitowano serial, nikt tego nie zauważył.

Dziękuję za wywiad.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: serial | studio | śmiech | Peter
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy