Reklama

"Na słowiańską nutę"

Do tego, że fiński Impaled Nazarene jest zespołem nieobliczalnym i nieobyczajnym trudno się przyzwyczaić. Siedzący w nich diabeł nie raz dawał fanom temat do dyskusji. Warto też zdać sobie sprawę z faktu, że takich grup jak oni jest tak naprawdę niewiele. Wierni własnym przekonaniom, przekorni, często szaleni, ale i w pewnym sensie jedyni w swoim rodzaju. Nie inaczej jest na wydanym w połowie kwietnia albumie "Pro Patria Finlandia", ich najnowszym studyjnym dokonaniu, w którym punkowo-rock?n?rollowa dusza Finów przenika ekstremalną metalową cielesność. Wokalista Mika Luttinen znalazł kilka chwili, aby swym niewyparzonym językiem odpowiedzieć na kilka pytań Bartosza Donarskiego.

"Pro Patria Finlandia" to chyba jeden z najbardziej agresywnych i szalonych albumów, jakie do tej pory nagraliście. To niemal jeden wielki wybuch, od początku do końca.

Zgadzam się z tobą w stu procentach, choć nie znaczy to wcale, że ten album pozbawiony jest odrobimy chwytliwości. Dla mnie ważne jest przed wszystkim to, żeby podczas słuchania brutalnej płyty można było zauważyć pewną dynamikę. Tu ją mamy.

Chwytliwość to chyba dobre słowo, bo słuchając tego albumu nie odnosi się wrażenia zmęczenia materiału, nawet jeśli mamy tu do czynienia z konkretem. Te utwory ze spokojem można zapamiętać. To duży plus.

Reklama

Oczywiście. Zresztą, kto chciały słuchać muzyki, w której nic nie zapada ci w pamięć? Wówczas równie dobrze mógłbyś wyjść na zewnątrz i wsłuchiwać się w ruch uliczny.

Co jeszcze chcieliście podkreślić na nowym longplayu?

Jeśli chodzi o mnie i to, co chciałem osobiście poprawić, to była następująca historia. Jak zapewne wiesz, w zeszłym roku nagraliśmy album koncertowy, i gdy się ukazał, przesłuchiwałem sobie "All That You Fear", naszą poprzednią płytę. Brzmienie wokali na tamtym materiale wydało mi się kur***** sterylne i beznamiętne.

Gdy porównałem oba albumy, na koncertowym mój głos słuchać o wiele lepiej. Pomyślałem sobie: co jest do ch***! Tu brzmię bez emocji, a na koncercie o wiele agresywniej i dynamiczniej.

Powiedziałem o tym naszemu dźwiękowcowi Tapio Pennanenowi, który produkował z nami nową płytę oraz odpowiadał za miksy. Podsunąłem mu innowacyjny dla nas pomysł, że w studiu będę śpiewał trzymając ręczny mikrofon i wyobrażał sobie, że stoję przed widownią. Biegałem z nim po całym studiu, skakałem, wariowałem. Na początku spróbowaliśmy to zrobić z kilkoma utworami i wyszło idealnie. Dlatego zdecydowaliśmy się zarejestrować tak cały album.

Na "Pro Partia Finlandia" znalazło się też miejsce na trochę melodii, która wprowadza nieco przestrzeni do tej przytłaczającej mocy, buduje atmosferę. To ważne.

Pewnie. Jeśli spojrzysz na naszą dyskografię, to melodyjne pierwiastki znajdziesz nawet na "Ugra-Karma", chociażby w utworze "The Horny And The Horned". Główny riff jest tam melodyjny i można go zapamiętać. Także, jak widać, melodia u nas była już dawno temu, choć może nie na wszystkich albumach jest tak mocno uwypuklona.

Melodia to chyba coś, bez czego Finom trudno żyć. Wiele waszych zespołów opiera na nich swoją muzykę.

Tak, tyle że oni grają raczej wesołe melodyjki (śmiech). Uważam, że Impaled Nazarene gra je bardziej na słowiańską, melancholijną nutę. Myślę, że to odróżnia nas od pozostałych fińskich zespołów. Nie brzmimy przecież dokładnie tak samo, jak Children Of Bodom czy Nightwish.

Nad muzyką zapewne znów pracowaliście wszyscy wspólnie.

Tu nic się nie zmieniło. Wszyscy, w większym lub mniejszym stopniu piszemy muzykę. Myślę, że ten system czyni nasze granie bardziej interesującym. U nas nie ma żadnego tyrana, który decyduje, co będziemy pisać i jak grać.

Jeśli ma się w zespole aż pięciu kompozytorów, wychodzi z tego coś ciekawszego. Jednak koniec końców, wciąż staramy się, aby brzmiało to, jak Impaled Nazarene.

Zaintrygował mnie tytuł tej płyty, okładka. To jakiś rodzaj manifestu?

Nie, absolutnie nic z tych rzeczy. Chciałem tylko, żeby ten album miał łaciński tytuł. Pożyczyłem od ojca słownik łacińsko-fiński i przeglądając go wpadłem na to właśnie określenia. Do "pro partia" ["dla ojczyzny" ? przy. red.] dodałem tylko "Finlandia". Nie miałem jednak na myśli Finlandii, jako kraju, tylko wódkę (śmiech).

To miało być "Pro Partia Finlandia Vodka", ale ostatnie słowo usunęliśmy. Zrozum, to jest Impaled Nazarene - my nie robimy niczego w normalny sposób.

Zmieńmy zatem temat. W "Sonic Pump" nagrywaliście nie po raz pierwszy. Brzmienie jest naprawdę bardzo dobre. Zastanawiam się jednak, dlaczego znów tam?

Bo jesteśmy z niego wyjątkowo zadowoleni! Produkowaliśmy tam album koncertowy, ale to było jeszcze stare "Sonic Pump". Teraz wybudowali sobie nowiusieńkie studio, do którego zakupili nowoczesny sprzęt. Kiedy gra się już tyle lat, coraz bardziej zależy ci na świeżości.

Przyłożyliście się nieźle do brzmienia bębnów. Jest tłusto.

To chyba głównie dlatego, że nasz perkusista zakupił niedawno nowy zestaw (śmiech).

A co do innych instrumentów. Na poprzednich płytach mieliśmy wiele problemów z gitarami, bo brzmiały cieniutko. Tym razem, dzięki własnemu producentowi, gitary wyszły o wiele lepiej, ponieważ on doskonale wie, jak powinniśmy zabrzmieć. Dziś gitary są tłuste, ciężkie i miażdżące.

Sądzę, że mimo wszystko największą różnicą na plus w porównaniu z poprzednimi nagraniami są przede wszystkim gitary i mój wokal.

A propos gitar. Na płycie pojawia się też trochę rewelacyjnych solówek. I nawet szkoda, że nie ma ich więcej, bo dodają temu materiałowi rock'n'rollowej duszy.

Dokładnie. Moje ulubione jest w kawałku "Psykosis". Jeśli podczas słuchania tej solówki nie machasz głową, to nie masz prawa nazywać siebie metalowcem (śmiech). Uważam jednak, że może to i lepiej, że nie ma ich w każdym utworze, bo wtedy zwraca się na nie większą uwagę.

Impaled Nazarene zawsze stał na krawędzi. Do dziś trudno jednoznacznie was skategoryzować. Czujecie się związani z jakimś konkretnym stylem?

Nie. Wydaje mi się, że Impaled Nazarene stoi samotnie w tym wielkim metalowym świecie. To, co odróżnia nas od reszty, to fakt, że wielu z nas słucha punka. To, plus miłość do Motörhead jest pewnym klimatem, którego nie znajdziesz w innych zespołach.

Zawsze zwykłem mówić, że jeśli weźmiesz speed metal, death, black, thrash, pomieszasz to z Motörhead, punkiem, crust i grindcorem, a na to całe gó*** nałożysz mój wokal, to będziesz miał przepis na Impaled Nazarene.

Rok temu świętowaliście 15. rocznicę istnienia Impaled Nazarene. Ten jubileusz cię nie przeraził?

Nie, bo ten zespół to moje dziecko, które właśnie stało się nastolatkiem (śmiech). Obserwuję jego rozwój i patrzę jak rośnie. Jak już powiedziałem, Impaled Nazarene to Motörhead ekstremalnego metalu. Myślę, że czeka nas podobna kariera. Bez względu na zakazy koncertowania czy cenzurowanie, będziemy dalej robili swoje.

Już się boję, co się stanie, gdy ten nastolatek stanie się pełnoletni.

I właśnie to powinno cię przerażać (śmiech).

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: rock | Plus | śmiech | Finlandia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy