Reklama

"Muzyka szlachetna jak wino"

Kariera zespołu Varius Manx trwa już 13 lat. "Eno", ósmy album w dorobku grupy, zatytułowany zgodnie z tradycją trzyliterowym wyrazem rozpoczynającym się od 'E', pojawił się w połowie października 2002 roku i jest drugą płytą nagraną w składzie z wokalistką Moniką Kuszyńską. Nawiązuje do stylistyki ?starego, dobrego Variusa? - mamy tu więc poprockowe piosenki, z wpadającymi w ucho refrenami. Tytuł oznacza z greckiego "wino" i - jak twierdzi Roberta Janson, lider zespołu - doskonale odnosi się także do muzyki zespołu, która z czasem, tak jak wino, staje się coraz lepsza. Wojtek Kozielski spotkał się z Moniką Kuszyńską, Robertem Jansonem i Sławkiem Romanowskim, by porozmawiać o płycie, Internecie i muzyce lat 70. i 80.

Przed chwilą zakończył się czat z zespołem Various Manx. Co sądzicie o tego typu formie kontaktu z fanami? Czy takie typu rozmowy wnoszą coś do zespołu?

Robert Janson: Po raz pierwszy brałem w czymś takim udział i dla mnie jest to rewelacja. Spodziewałem się bardziej "brudnych" pytań. Może kilka rzeczywiście było z innego poziomu, ale w większości były to pytania, które powinny paść w wywiadach, czyli ogólnie dotyczące informacji o płycie, o charakterystyce zespołu i jego poszczególnych członkach. Obawiałem się, że 80% pytań to będą bzdety, wypisywane przez ludzi pod pseudonimami, którzy nie pokazując swoich twarzy, będą chcieli się urzeczywistnić. Jednak jestem miło rozczarowany.

Reklama

Monika Kuszyńska: Myślę, że akurat w naszym przypadku takie rzeczy się sprawdzają. Jak mówi Robert, nasza muzyka trafia do ludzi na pewnym poziomie i tacy ludzie znają jakieś konkrety i zadają mądre pytania. Jestem zaskoczona ilością tych pytań, że tych osób było dużo. Jest to bardzo fajne, już drugi raz biorę udział w takiej zabawie - wcześniej brałm udział w czacie na samym początku śpiewania w zespole. Cieszę się, że ludzie dopytują się, co się u nas dzieje, że mają takie konkretne pytania. Po prostu świetnie się bawiliśmy.

Czy nowe technologie, na czele z Internetem, są w stanie pomóc wam w promocji płyty? Czy uważacie, że możliwość szybkiego i bezpośredniego dostępu do wszelkich informacji o zespole, pomaga wam w tworzeniu i rozpowszechnianiu waszej muzyki?

Robert Janson: Sam Internet przyczynił się również do zjawiska piractwa i może nie będę go zachwalał od tej strony. Sam postrzegam Internet jako siedlisko potężnych i potrzebnych informacji. Jest to rzeczywiście coś w rodzaju encyklopedii, potrzebnej dzisiaj każdemu z nas i nie ukrywam, że ktoś, kto będzie próbował przejść koło tego obojętnie, będzie się mógł na tym dosyć niemiło "przejechać". Idziemy z postępem, a Internet jest tylko jednym z małych wątków nowoczesności życia, i - jak mówiłem - jeśli ktoś chce przejść koło tego obojętnie, to lekceważy użytkowników Internetu.

Monika Kuszyńska: Chciałam powiedzieć, że nasza strona jest dopiero na początkowym etapie rozwoju. Wkrótce pojawi się na niej znacznie więcej informacji i będzie można sobie wybierać. Zostaną uwzględnione także wcześniejsze etapy działalności zespołu, ponieważ do tej pory wszystko skupiało się na mojej osobie. Myśle, że jest to bardzo fajna sprawa i można będzie rzeczywiście się tam wszystkiego dowiedzieć o zespole. Wiem, że bardzo wiele osób odwiedza naszą stronę i cieszy się ona powodzeniem. Na pewno będziemy szli tym nurtem i rozbudowywali ją, umieszczając na niej wszystkie potrzebne fanom informacje. Jest to coraz bardziej popularne, a dla nas wygodne. Tą drogą można się po prostu wszystkiego dowiedzieć - czy to o koncertach, czy poznać teksty z płyty, czy też obejrzeć teledyski. Tak naprawdę, dzięki temu ludzie są bliżej nas.

Wasza nowa płyta nosi tytuł "Eno", co po łacinie oznacza "wino". Robert stwierdził, że wasza muzyka, jak wino, z czasem staje się coraz lepsza. Wiadomo, że aby wino było naprawdę dobre, muszą zostać spełnione odpowiednie warunki - musi być przechowywane w odpowiednim miejscu, leżakować określony czas, a wcześniej owoc musi być odpowiednio dojrzały. Czy potrafisz wskazać te elementy, które wpływają na to, że wasza muzyka dojrzewa i z czasem staje się coraz lepsza?

Robert Janson: Tym miejscem, w naszym przypadku, jest serce. Zawartość muzyki z lat 70. i 80. gromadzi się gdzieś w naszych sercach i umysłach. Ta muzyka jest w nas i to wino nie jest bez znaczenia, bo ta muzyka jest naszym odniesieniem się do tych przepięknych lat, w których rządziła linia melodyczna, a nie jakieś bzdety, które obecnie niejednokrotnie pojawiają się na rynku. Nie mówię tutaj o rynku polskim, mówię ogólnie o rynku światowym. Zdaję sobie sprawę, że czasy są inne i obecnie istnieje moda na różnych skandalistów i podobne sytuacje. "Eno" rzeczywiście oznacza wino i chcielibyśmy, by nasza muzyka dotarła do tych ludzi, którzy cenią sobie ciekawe aranżacje i - nie najgorsze, myślę - linie melodyczne, ciekawie wyśpiewane teksty. A więc wszystko to, co istniało w tamtych latach i, nie okrywajmy, obecnie również się dzieje, lecz w nieco mniejszej skali.

Sławek Romanowski: Wino jest bardzo szlachetnym trunkiem, więc i nasza muzyka jest szlachetna. Jest w niej wiele szlachetnych dźwięków, pochodzących z natury, pochodzących z wielu odległych krajów. Z Irlandii, skąd dobiegają dźwięki dud i różnego rodzaju flecików. Są dźwięki różnych instrumentów symfonicznych, takich jak kotły czy dzwony rurowe. Myślę, że nazwa jest w pełni uzasadniona.

W czasie czata wspominaliście, że próbujecie wciągać do waszej muzyki elementy różnych innych kultur i estetyk. W jaki sposób selekcjonujecie cały materiał?

Sławek Romanowski: Robert przynosi propozycje muzyczne, swoje kompozycje i wszyscy próbujemy do tego dopasowywać różne dźwięki. Do każdej z tych kompozycji można naprawdę dopasować mnóstwo dźwięków i wtedy właśnie następuje selekcja. Przy okazji płyty "Eno" okazało się, że zdania na temat sposobu opracowania piosenki są tak podzielone, że z jednej powstały dwie różne, w pełni zaaranżowane. Jak białe i czerwone wino... To jedyny sposób na uzasadnienie dwojakiego podejścia do tej samej kompozycji. Powstały też różne teksty. Myśle, że jest to dosyć ciekawy zamysł... Słuchacz ma okazję poznać sposób tworzenia, bo tak naprawdę jedną piosenkę można opracować na tysiąc sposobów, tak samo jak w świecie gastronomii jedną rybę można podać na tysiąc sposobów. W muzyce jeden temat można też zinterpretować na różne sposoby. W przeszłości również mieliśmy takie sytuacje - do tej pory na tysiąc sposobów interpretuje się piękne i tematy z lat 20. i 30., nie wspominając już o piosenkach Beatlesów...

Cały czas mówimy o tej płycie w sposób bardzo metaforyczny. Może uchylilibyście rąbka tajemnicy... Czy są na niej fragmenty, przy słuchaniu których wasze serce zaczyna bić szybciej?

Sławek Romanowski: Do każdej z piosenek podchodzimy w indywidualny sposób, natomiast nie mamy najmniejszego wpływu na to, jaką piosenkę upodoba sobie słuchacz. Jeśli chodzi o nas, to każdy z nas ma swoje indywidualne upodobania, każdy z nas inaczej ocenia to, co zrobiliśmy, każdy inaczej to wszystko odczuwa. W moim przypadku czymś takim jest piosenka "Jestem Amandą". Wydaje mi się, że jest to przykład na to, jak można odtworzyć brzmienie lat 60., coś takiego, co robił wcześniej Chris Isaak.

Monika Kuszyńska: Ciężko nam jest oceniać... Nasza ocena zawsze będzie subiektywna, ponieważ nie mamy tak naprawdę dystansu do tego, co robimy. Wiadomo, że oceniają to ludzie... Ja mam do tych utworów nieco inny stosunek niż chłopcy, ponieważ nie uczestniczę bezpośrednio w ich tworzeniu. Ciężko mi jest jednak coś wybrać - z tą płytą mam inny problem niż z ostatnią, ponieważ tam rzeczywiście miałam swoje typy. Ta muzyka była bardziej zróżnicowana - od typowo rockowej, do popu. Na tej są te klimaty, jak to nazywam, "bardziej variousowe". Rzeczywiście, te piosenki są bardziej klimatyczne i ciężko jest mi wybrać jedną z nich. Ten utwór, który akurat promujemy, "Jest w nim", jest mi bardzo bliski.

Dużo mówicie o swojej muzyce i przykładacie do niej sporo uwagi. Czy nie boicie się tego, że większość ludzi i tak kojarzy was tylko z hitami i cały pozostały materiał, który oprócz przebojów znajduje się na płytach, gdzieś umyka?

Sławek Romanowski: To proces naturalny. Zawsze w promocji uczestniczą dwa, ewentualnie trzy, góra cztery utwory. Cała reszta przeznaczona jest tylko dla tych, którzy zakupią płytę. Taka jest naturalna kolej rzeczy. My sami do każdej kompozycji przykładamy się naprawdę bardzo mocno. Nigdy nie wiadomo, która z tych piosenek stanie się potencjalnym przebojem. Utwór "Jest w nim" prawie w ogóle nie był przez nas brany pod uwagę z myślą o singlu. To wyszło od słuchaczy, którzy uważają , że ten właśnie utwór najlepiej nadaje się do radia, telewizji.

Robert Janson: Na pewno ocena zależy od słuchacza, który kupi ten album. Na pewno pojawią się opinie, że nic tam nie ma, ale znajdą się też opinie, że cała płyta jest przebojowa. Zawsze są głosy za i przeciw. Gdyby było inaczej, to byśmy się zaniepokoili. Jeśli chodzi o przebojowość, to można by trywialnie powiedzieć, że nikomu już nic nie musimy udowadniać. Napisaliśmy trochę przebojów i sprzedaliśmy trochę płyt, i tak na dobrą sprawę tylko sobie chcemy coś udowodnić. Takim zwycięstwem na festiwalu w Karlshamm mogliśmy udowodnić sobie, że jeszcze nie jest tak źle. Że trzynasty rok istnienia nie jest rokiem, w który mamy powiedzieć sobie: "dziękujemy". Myślę, że mamy jeszcze sporo rzeczy do zrobienia - jeśli nie w tym kraju, to przynajmniej próbować również wyjść z naszą muzyką za granicę.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: Monika Kuszyńska | teksty | pytania | internet | piosenki | sławek | Robert Janson | muzyka | wino
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy