Reklama

"Muzyka chroni przed pokusami"

W rozmaitych zestawieniach, w których wymienia się zespoły, które miały i mają największy wpływ na kształt muzyki metalowej, nigdy nie zabrakło Samaela. Od samego początku Szwajcarów otaczała aura zespołu kultowego, niezależnego i pionierskiego. Na żadne mody nigdy się nie oglądali, za nic mają cykle wydawnicze i cierpliwość fanów. Gdy oczekiwanie na nowa płytę nieznośnie się przedłużało Vorph i Xy poinformowali, że najpierw światło dzienne ujrzy ich projekt Era One. Potem mamili nas obietnicą materiału zatytułowanego dziwacznie "Lessons in Magic #1 by Samael". I w końcu, po pięciu latach od wydania poprzedniego albumu "Eternal", ze Szwajcarii przywędrowała nowa płyta "Reign Of Light". Przy okazji jej wydania Maciej Bury rozmawiał z wokalistą Vorphem. Szwajcar opowiadał o najświeższym wydawnictwie Samael, ubocznych projektach, zmianie image'u i zbawiennej roli muzyki.

Dlaczego musieliśmy czekać prawie pięć lat na wydanie nowej płyty Samael?

Robiliśmy w tym czasie tyle różnych rzeczy, byliśmy tak pochłonięci, że - po prostu - nie mieliśmy czasu. Po wydaniu poprzedniej płyty, pojechaliśmy do USA na trasę, potem graliśmy jeszcze całą masę mniejszych i większych festiwali. W międzyczasie razem z Xy byliśmy zaangażowani w elektroniczny projekt Era One. Tworzyliśmy tam muzykę bardzo odmienną od tego, co znasz z płyt Samael: różne niemal ambientowe dźwięki, syntezatorowe brzmienia, sample itd. Rok temu zagraliśmy trasę po Europie, a we wrześniu znowu wyruszyliśmy do Stanów. Do domu wróciliśmy gdzieś w październiku i natychmiast przystąpiliśmy do prac nad nowym albumem.

Reklama

Skoro wspomniałeś o projekcie Era One, wyjaśnij naszym czytelnikom jedną rzecz. Era One zarejestrowała materiał na płytę, który został złożony w Century Media w 2002 roku. Dlaczego więc to wydawnictwo wciąż nie trafiło do sklepów?

Bo to do wytwórni należy decyzja, kiedy wypuścić płytę na rynek. Era One to jeszcze nie wszystko. Rok później, w 2003 roku, złożyliśmy w wytwórni kolejny, bardzo mroczny materiał "Lesson in Magic #1 by Samael", który także nadal się nie ukazał. Z tego co wiem, a nie wiem na pewno, Century Media wyda obydwa materiały razem jako podwójne CD w przyszłym roku. Przyznam się szczerze, że ostatnio przestałem się interesować losem obydwu tych wydawnictw, gdyż całkowicie skupiłem się na Samael.

Nowy album Samael "Reign Of Light" przepełniają dźwięki elektroniczne. Czy ich obecność jest w jakiejś mierze efektem waszego zaangażowania we wspomniany projekt Era One?

Być może. Na każdym albumie Samael znajdują odzwierciedlenie doświadczenia nabywane przez nas wraz z upływem czasu. Nie da się więc zaprzeczyć, że udział w projekcie Era One miał wpływ na muzykę zawartą na "Reign Of Light". Myślę, że nasza nowa produkcja jest swego rodzaju kompromisem pomiędzy "Eternal" i "Passage". "Reign Of Light" ma to duże brzmienie, charakterystyczne dla "Eternal" i partie gitarowe, które można skojarzyć z "Passage". Moje wokale na tej płycie są czymś absolutnie nowym, nigdy wcześniej tak nie śpiewałem. "Reign Of Light" jako taka ma także podskórnie wyczuwany, orientalny powab. Więc powiem tak: na nowym albumie od razu słychać, że to Samael, ale Samael w interesującej, odświeżonej formie.

Skąd ta fascynacja Orientem?

Orientalne wpływy i inspiracje pojawiały się już dawniej, ale nigdy w takich ilościach. Waldemar Sorychta, z którymi pracowaliśmy nad płytami już w przeszłości, przyjechał do Szwajcarii, aby przejrzeć nasze nowe kawałki. Puściliśmy mu więc utwory, w które wplecione były te orientalne sample. Wtedy Waldek powiedział nam, że zna kogoś, kto umie grać na sitarze, a żywy dźwięk tego instrumentu idealnie pasowałby jego zdaniem do naszych kompozycji. Więc zaprosiliśmy Samiego, wskazanego przez niego człowieka, do studia.

Szczerze mówiąc, jest to pierwsza płyta Samael, na której wystąpił gość. Sitar to taki stary trzystrunowy instrument muzyczny, znany w Persji i Indiach. Jego dźwięk na albumie, jako jedyny spośród dźwięków orientalnych, jest prawdziwy, a nie wygenerowany sztucznie z komputera. A dlaczego te wschodnie wpływy w ogóle pojawiły się na "Reign Of Light"? Hm, wszystko potoczyło się raczej naturalnie. W pewnym momencie pomyśleliśmy, że warto dodać muzyce barw.

Początkowo utwór "Inch Allah" był wzbogacony jedynie o partie pianina, ale potem uznaliśmy, że można go ozdobić jakimś egzotycznym rysem. A może było akurat na odwrót. Może tytuł utworu narzucił muzyce pewną egzotyczność. Sam nie wiem.

Współproducentem nowej płyty był wspomniany Waldemar Sorychta, który współpracował z Samael na wszystkich produkcjach oprócz "Worship Him" i "Eternal". Nie chcecie pracować z nikim innym czy też pan Sorychta jest niezastąpiony?

Praca z nim jest zawsze bardzo komfortowa i prosta. Zna zespół, można na nim polegać. A to jest najważniejsze.

Miksami nowej płyty zajął się Stephan Glaumann, który wcześniej pracował z Bon Jovi i Rammstein. I muszę przyznać, że tu i ówdzie na nowej płycie Samael słychać dźwięki jakby inspirowane drugą z wymienionych kapel.

Nie wiem co powiedzieć. Wszelkie pokrewieństwo może wypływać jedynie z faktu współpracy ze Stephanem Glaumannem.

Sesja nagraniowa "Reign Of Light" trwała dwa miesiące, czyli bardzo długo jak na Samael. Dlaczego?

To prawda. Nigdy wcześniej nie nagrywaliśmy tak długo. Im dłużej przebywasz w studiu, tym lepiej możesz dopracować wszystkie szczegóły. Dłuższa sesja daje ci możliwość jakby wniknięcia do wnętrza muzyki, panowania nad nią, kontrolowania. Bardzo dużo pracowaliśmy nad gitarami, zarejestrowaliśmy wiele ścieżek, w niektórych miejscach przeszło piętnaście ścieżek gitarowych. Włożyliśmy wiele wysiłku w uzyskanie brzmienia, które słyszysz na płycie. Nad pierwszym utworem z albumu - "Moongate" - pracowaliśmy praktycznie bez końca. Gdy wydawało się, że utwór jest gotowy, postanowiliśmy dodać jeszcze dodatkowe wokale w refrenach. Potem jeszcze dołożyliśmy ścieżkę z partiami sitary, długo się wszakże zastanawiając jak i gdzie ja umieścić. Myślę, że "Moongate" to numer, który pochłonął najwięcej czasu.

Tytuł płyty - "Panowanie Światła" - jest dość zaskakujący jak na zespół, który dawniej kojarzony był raczej z mrokiem i ciemnością.

Gdy nagraliśmy utwór "Reign Of Light" doszliśmy do wniosku, że byłby to dobry tytuł dla całej płyty. Nie wiem nawet dlaczego. Utwór tytułowy jest bardzo pozytywny i chcieliśmy to przenieść na całą płytę. A poza tym "Reign Of Light" to bardzo mocny tytuł.

10 sierpnia w muzeum Giger w Szwajcarii nowy album został zaprezentowany przedstawicielom mediów. Jakie były ich pierwsze reakcje?

Bardzo pozytywne. Zresztą wszystko, co dotychczas pisały media o nowej płycie jest pozytywne. Bardzo nas to cieszy.

Teksty na nowej płycie są bardzo zróżnicowane, nie ma związków między nimi. Są jakby kolejnymi odcinkami rozważań.

To prawda. Teskty na "Reign Of Light" nie mają jednego, głównego tematu. Są raczej pewnym zbiorem różnych idei i pomysłów. Sposobem na autoekspresję.

Starałem się połączyć w nich rozmaite punkty widzenia i koncepcje. Dać miksturę zróżnicowanych emocji i nastrojów, wszystkiego po trochu. Wydaje mi się, że te teksty są jak koktajl, w którym miesza się to wszystko, co wydarzyło się przez ostatnie pięć lat.

Na płycie jest mały polski akcent. W utworze "On Earth" śpiewasz: "from Tokyo to Warszawa". Gdzie nauczyłeś się prawidłowo wymawiać po polsku nazwę naszej stolicy?

Miałem zaśpiewać nazwę polskiej stolicy po angielsku. Wtedy do studia przyjechał Waldemar Sorychta i przekonał mnie, że będzie lepiej, jeśli zaśpiewam to po polsku. I on nauczył mnie prawidłowo wymawiać tę nazwę w waszym języku.

Samael przyzwyczaił nas już do tego, że zawsze gdy ukazuje się nowa płyta, sięgacie po stare utwory i zmieniacie aranże. Jakich zmian możemy oczekiwać tym razem?

Teraz nie mamy takich planów. W związku ze zbliżającą się trasa koncertową opracowujemy setlistę. Ale podczas tournée nie mamy zamiaru prezentować starych utworów w nowych aranżach. Chcemy zagrać tyle nowych utworów ile to tylko możliwe, zaś kawałki ze starszych płyt będziemy grali raczej w tradycyjnych wersjach.

W 2003 ukazało się koncertowe DVD Samael. Nad jego zawartością nie mieliście jednak pełnej kontroli. Powiedz mi więc czy teraz planujecie wydać w pełni oficjalne DVD zespołu?

Nie jestem w pełni zadowolony z DVD, o którym mówisz, gdyż nie znalazły się na nim wszystkie materiały. Gdy dowiedziałem się, że na tym krążku znalazł się koncert z Summer Breeze Festival, machnąłem ręką. Ostatecznie ten występ nie był najgorszy. I ludzie polubili go, a to jest najważniejsze. Na razie nie myślimy o wydawaniu kolejnego DVD, ale być może rozważymy to w przyszłym roku.

Mam wrażenie, że na przestrzeni lat Samael bardzo zmienił swój image. Z zespołu bardzo mrocznego i zamkniętego w sobie staliście się, by tak rzecz, bardziej przystępni i przyjaźni.

To prawda. Z biegiem lat nauczyliśmy się pokazywać nasz zespół ludziom, a nie tylko zamykać się w sobie. Nauczyliśmy się komunikować i, w ten sposób, promować nasz zespół.

Powiedz mi, dlaczego zdecydowałeś się zostać muzykiem?

Chciałem coś zrobić ze swoim życiem. Chciałem skupić się na czymś, co tak bardzo mnie zafrapuje, że pozwoli mi uniknąć błędów, które popełnia się w młodym wieku. Dlatego zwróciłem się ku muzyce. Może muzyka mnie uchroniła przed pokusami, nie wiem...

Jaki masz nastrój przed koncertami w Polsce?

Fantastyczny. Polska zawsze przyjmowała nas wspaniale. Dlatego gramy u was często. Mamy nadzieję, że na tegoroczne koncerty będą mogli przybyć ludzie, którzy nigdy wcześniej nie widzieli Samaela w wersji live. To bardzo ważne, by wciąż docierać do ludzi nowych.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: nowa płyta | magic | DVD | muzyka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy