Reklama

"Jestem zdecydowanie wokalistką"

Novika naprawdę nazywa się Kasia Nowicka i na co dzień jest wokalistką grupy Futro. Często bywa jednak zapraszana do studia przez innych artystów. Ma na swym koncie współpracę ze Smolikiem, Fiszem, DJ Adamusem oraz hiphopowym duetem Vienio & Pele. Efekty tych oraz innych projektów można usłyszeć na wydanej wiosną 2004 roku płycie "feat. Novika". Nowicka nie ogranicza się do śpiewania. Jest również dziennikarką muzyczną i wziętą DJ-ką. O swych licznych fascynacjach, sytuacji muzyki klubowej w Polsce, trudnych początkach grupy Futro i planach na najbliższą przyszłość, Novika opowiada w rozmowie z Pawłem Kasą.

Właśnie wydałaś album pełen muzycznych osobowości, który jest twoim swoistym CV. Pracowałaś już z wieloma artystami. Jaki był klucz przy doborze utworów na album "feat. Novika"?

Klucz był taki, że najpierw sobie policzyłam, ile takich nagrań już jest, bo stwierdziliśmy, że taką płytę trzeba wydać raczej szybko, a nie czekać jeszcze rok na nowy album. Wzięłam pod uwagę nagrania, które jeszcze nie ukazały się albo pojawiły się wyłącznie na jakichś składankach wydanych w małych nakładach, a do tego kilka dobrze znanych kolaboracji. Naliczyłam ośmiu artystów, z którymi miałam coś nagrane albo dopiero w przygotowaniu, a to już była na tyle duża liczba, żeby się tym zająć. Poza tym miałam dwa niepublikowane remiksy i mieliśmy wtedy nagrywać nowy utwór Futra. I tak powstała ta płyta.

Reklama

Czy wahałaś się przed przyjęciem zaproszenia ze strony któregoś z artystów, którzy poprosili cię o wspólną sesję nagraniową?

Wahałam się na pewno przy Vienio & Pele. Tym bardziej, że śpiewam tam i zwrotkę i refren, a nie tylko chórki. W tym przypadku rzeczywiście radziłam się różnych osób i wielu mnie ostrzegało, że może się to spotkać z nieprzychylną reakcją. Po czym załamał mnie totalnie mój własny chłopak, który stwierdził, że to dla nich będzie większym obciachem, że współpracują ze mną, "dziewczynką z telewizji", a nie dla mnie. I nie żałuję. Fajnie to wyszło.

Kto jest obecnie na twoim celowniku? Z kim chciałabyś nagrać duet?

Już od dawna na moim celowniku jest Artur Rojek. Niestety, ciągle oboje jesteśmy zabiegani, zwłaszcza Artur. Niedawno na naszym wspólnym koncercie ze Smolikiem, mogłam usłyszeć, że Artur śpiewa coraz piękniej. Zresztą dostałam od niego kompozycję, którą mogę wykorzystać, być może nawet z jego udziałem, więc jakaś współpraca między nami już jest. Na moim celowniku od dawna był również Tim Flavio, który pojawił się teraz na moim albumie.

Twój nowy album jest różnorodny gatunkowo. Czy to zróżnicowanie odbije się w jakiś sposób na twojej następnej płycie? Widzę, że jesteś osobą stale poszukującą...

Rzeczywiście jestem. Tak samo jako DJ-ka. Zawsze sobie mówię, że gram za dużo gatunków, nie mogę się zdecydować na jeden. Z każdego coś czerpię. Taka już jestem. Nudzi mnie na dłuższą metę trzymanie się tylko jednego gatunku. Podobają mi się także inne, więc pewnie w życiu nagram jeszcze różne płyty.

A może jakiś crossover, np. jazzowo-klubowy, jak Reni Jusis z Urszulą Dudziak, łączący twoje muzyczne początki z tym, co robisz aktualnie?

Na pewno jazz i muzyka klubowa jest fajnym połączeniem. A jeśli chodzi o te jazzowe początki, to nie powiedziałabym, żeby to było wtedy na wysokim poziomie. Teraz dopiero wróciłam do jazzu i z moją panią od śpiewu śpiewam Ellę Fitzgerald. Bardziej kręci mnie teraz na przykład łączenie muzyki klubowej z punkiem.

Zajmujesz się wieloma projektami, zarówno jako artystka, jak i dziennikarka. Kiedy i z jakim przekonaniem zaczęłaś zajmować się muzyką na poważnie?

Zawsze chciałam zajmować się muzyką. Już kiedy zdecydowałam się, że nie będę szła do średniej szkoły muzycznej tylko do zwykłego liceum ogólnokształcącego, a później kończyłam anglistykę, chciałam mieć pracę związaną z muzyką i tak trafiłam do wytwórni fonograficznej. Myślałam, że będę zajmować się muzyką wyłącznie od tej drugiej strony, jako dziennikarka. Nie wierzyłam do końca w swoje możliwości wokalne, czy siły w muzyce. Ale okazało się, że można to jakoś połączyć.

Jesteś znana jako wokalistka, MC, DJ, dziennikarka. Ale na co kładziesz nacisk? Kim właściwie jest Novika?

Zdecydowanie wokalistką.

Opowiedz mi o swoich inspiracjach muzycznych i idolach.

Kiedyś byli to Jamiroquai, Bjork czy Massive Attack. Ale dzisiaj to już są takie perły z lamusa. To już robi się klasyką, chociaż dziwnie to brzmi w odniesieniu do nowoczesnych brzmień. Ale to nadal moje głębokie inspiracje, zwłaszcza ich stare kawałki, które ciągle wywołują u mnie dreszcze. Tak samo nagrania duetu Lamb. Oprócz tego słucham przeróżnej muzyki. Jest tego tak dużo, że trudno teraz wybrać. Poza klimatami, które gram w "Levitacji",; lubię na przykład brytyjski hip hop albo taką zwariowaną muzykę, jaką grają Chicks On Speed.

A teraz zapytam cię jako Dj-kę. Czy DJ-owanie to tylko dobra zabawa czy też sztuka?

DJ-owanie nie jest takie łatwe, jakby się mogło wydawać. Zresztą łatwo można zweryfikować, kto jest bardzo dobrym DJ-em, a kto trochę udawanym. I wiem, że pod moim adresem ze strony DJ-ów często padają komentarze, że nie umiem grać. Coś w tym jest, bo nie przykładam uwagi do aspektów technicznych. Ale jest wielu takich DJ-ów na świecie i nikt się tego nie czepia, np. Gilles Petterson z Anglii. Ich siła tkwi w doborze repertuaru, w tym jak to się łączy z audycją czy inną działalnością.

I ja jestem właśnie bardziej takim DJ-em. Dlatego, jeśli ktoś mi proponuje zagranie na głównym parkiecie w wielkim klubie to ja raczej unikam czegoś takiego. Nawet zdarzyło mi się to zrobić, ale nie czuję się z tym dobrze, zwłaszcza gdy za mną stoją inni DJ-e i czekają na wpadki.

Prowadziłaś i uświetniłaś występem pierwsze klubowe koncerty w ramach festiwalu polskiej piosenki w Opolu, brałaś udział w łódzkiej Paradzie Wolności, oprowadzałaś po najciekawszych klubach widzów programu "Co za noc", aplikujesz dawkę klubowych brzmień słuchaczom audycji "Levitacja". Czy czujesz się animatorką polskiej sceny klubowej i clubbingu?

Tak! Postawcie mi pomnik! (śmiech)Żartuję. Rzeczywiście mogę się tak czuć. Nie siedzę w tym rok czy dwa, ale jestem z tym związana już dziesięć lat, a to już naprawdę kawał czasu. Dlatego nikt nie może raczej podważać mojej autentyczności, jeśli chodzi o zainteresowanie tą muzyką. Chodziłam do klubów, kiedy jeszcze nie były powszechnie znane i miały podziemny charakter, np. pierwsze łódzkie kluby, z całym tym entuzjazmem związanym z pierwszymi Paradami Wolności.

Ludzie bardzo często, w e-mailach czy podczas imprez, mówią mi, że po wysłuchaniu mojej audycji zaczęli poszukiwać takiej muzyki, dzisiaj mają już dużą kolekcję takich płyt, więc jakoś ich tam ukierunkowałam. Zawsze ktoś taki jest potrzebny. Dla mnie taką osobą była Ewa Toczek i jej popularna audycja "Jetset" w Radiu Zet. Na moje miejsce też ktoś przyjdzie, tak to się kręci, i wtedy pójdę sobie na emeryturę.

Na świecie od lat trwa dobra koniunktura dla muzyki klubowej. Ostatnio wzrastają jej notowania także w Polsce, za sprawą takich artystów jak Smolik czy Reni Jusis. Jak myślisz, dlaczego Polska ma pod tym względem spóźniony zapłon?

Budzimy się bardzo powoli. Już myślałam, że wydanie płyty przez Smolika będzie momentem rozpędu, ale to ciągle przebiega ślamazarnie. To idzie w złym kierunku, bo np. skoro najpopularniejszy jest house, który jest najłatwiejszy, to we wszystkich polskich klubach gra się house, jeśli sponsoruje się jakieś imprezy, to oczywiście te, gdzie gra się house. Warszawa to nadal nie jest Praga czy Budapeszt. Już najwyższy czas, żeby dogonić te stolice. Nie wspominając już o Berlinie.

W Polsce jest też ponownie dobry czas na śpiewanie po angielsku, chociaż wytwórnie płytowe podchodziły do tego w ostatnich latach panicznie. Masz więc większą swobodę w warstwie lirycznej, tym bardziej, że nie lubisz śpiewać po polsku.

W języku angielskim czuję się lepiej, bo przychodzi mi o wiele łatwiej. Nie boję się polskiego, ale w takiej zakręconej muzyce, jaką chcę robić, nie widzę po prostu tego języka. Wyobraź sobie takie produkcje w jakimś skandynawskim języku. Jeśli na jakiejś składankowej płycie każdy śpiewa po angielsku, to nie zastanawiasz się skąd pochodzą ci artyści, to po prostu muzyka w twoim klimacie i tyle. Nie wiem, czy mógłbyś wysłuchać kilka razy płyty nagranej po polsku, gdybyś był na przykład Finem.

Dotychczasowy przebieg twojej kariery przywołuje na myśl analogię do początków kariery Kayah. Ona również na początku swojej kariery była swoistą mistrzynią drugiego planu, często śpiewała i promowała swoje nazwisko na płytach innych artystów. Też miała wtedy na koncie własny album i bardziej była znana ze współpracy z innymi. Czy chciałabyś w przyszłości podobnie jak ona stać się w pełni indywidualną artystką, całkowicie decydującą o sobie, tworzącą dla siebie teksty, muzykę, produkcję itd.?

Na pewno chciałabym być indywidualną artystką, która realizuje projekty, które wymyśli sobie w głowie, która nie jest poddana rytmowi wydawniczemu. Myślę, że już mogę sobie pozwolić na robienie pewnych rzeczy po swojemu. Bardzo chciałabym sobie komponować i podziwiam takie dziewczyny, jak właśnie Kayah czy np. Marysia Sadowska, która sama sobie robi bity. Nie umiem tego na razie robić. Nie starcza mi nawet czasu, żeby zgłębiać taką wiedzę. Jednak przymierzam się do tego, chcę kupić sobie klawisze i w tym kierunku chcę się rozwijać.

Który moment w swojej karierze uważasz dziś, z perspektywy czasu, za najgorszy, a który za najlepszy?

Najgorzej było oczywiście na samym początku z Futrem. Nie mieliśmy wtedy menedżera od tras koncertowych, sami musieliśmy się wszystkim zajmować. Nie mieliśmy kasy. Zmagaliśmy się z wytwórnią płytową i długo czekaliśmy na wydanie pierwszej płyty. A najlepiej było, kiedy graliśmy świetnie przyjmowane koncerty przed Morcheebą, Gotan Project, czy później sama ze Smolikiem przed Bjork.

Kiedy tak stoję na scenie, to mówię sobie, że kto by pomyślał, że tak kiedyś będzie. Trzeba umieć się cieszyć tym, co się ma, nie tylko pędzić po więcej i więcej. Teraz też jest fajny okres, bo nie spodziewałam się takiego dobrego przyjęcia mojej nowej płyty. A podeszłam do niej na luzie. Nie pakowałam w nią wszystkich pieniędzy, czasu, całej energii. Nawet prasa, zwłaszcza dzienniki, które zignorowały płytę Futra, teraz publikują same pochlebne recenzje. To jest dla mnie totalnie zaskakujące i pokazuje, że nie ma jednak z ich strony złego nastawienia do mnie, a wręcz przeciwnie.

Jesteś bardzo zapracowaną osobą. Jakie masz najbliższe plany?

Planuję ograniczyć występy, bo nie mogę wówczas pracować w Warszawie, a wkrótce chcę wydać kolejną część składanki "Radio Leniwa Niedziela". Poza tym muszę się zastanowić, co z następną płytą Futra i moją solową. Potrzebuję czasu i spokoju, więc planuję teraz posiedzieć sobie w domku, tylko póki co nic z tych planów nie wychodzi.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: pele | Vienio | Dr House | dziennikarze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy