Reklama

"Jestem stoikiem"

Sting to człowiek-instytucja, jeden z najwybitniejszych artystów w historii muzyki pop. Sławę zdobył ponad 20 lat temu, jako lider zespołu The Police. Po rozwiązaniu grupy rozpoczął owocną karierę solową, którą z powodzeniem kontynuuje do dziś. We wrześniu 2003 roku ukazał się jego siódmy studyjny solowy album, zatytułowany "Sacred Love". Z okazji wydania płyty artysta spotkał się z dziennikarzami na konferencji prasowej, zorganizowanej w Londynie. Był na niej m.in. Bogdan Frymorgen (RMF FM).

Twoją nową piosenkę "Send Your Love" ciężko jest zaklasyfikować do jakiegoś konkretnego gatunku muzyki. Starasz się łączyć różne wpływy, czy też chcesz po prostu uniknąć zaszufladkowania?

Tak naprawdę nigdy nie chciałem być łączony z żadną szkołą czy ruchem, czy nawet z narodową kulturą. Zawsze wydawało mi się, że muzyka jest uniwersalnym językiem, idealnym środkiem przełamywania barier. Niemniej mnóstwo muzyki trafia jakby do getta - przy czym nie chodzi mi o sposób, w jaki się ją reklamuje, a raczej jak się ją prezentuje w radio i jak ludzie na nią reagują: "Lubię tylko taką muzykę i nic więcej". Zawsze starałem się unikać tego rodzaju ograniczeń i chyba całkiem mi się udało. Teraz, kiedy ludzie słyszą moją nową piosenkę, nie wiedzą, jak ją zaklasyfikować, jaką etykietkę jej przykleić - i z taką intencją zawsze działałem.

Reklama

Już od pewnego czasu w twoich piosenkach słychać orientalne wpływy. Zresztą ostatnio stało się to bardzo popularne. Skąd bierze się takie powodzenie muzyki z arabskimi korzeniami?

Z mojej strony nie jest to jakaś wykalkulowana strategia. Na płycie gościnnie na sitarze gra Anoushka Shankar. Po prostu znamy się od lat, należy do mojego świata. Mamy też Vicente Amigo, grającego flamenco. Usłyszałem jego grę i spodobała mi się, po prostu. Podobnie z Mary J. Blige, która śpiewa na płycie. Nie przeprowadzałem jakiegoś specjalnego naboru, by stworzyć jakieś kosmopolityczne, światowe brzmienie. Osoby, z którymi gram, po prostu są na świecie, a w moim życiu tak się układa, że sporo podróżuję i w naturalny sposób się spotkaliśmy. Chciałbym powiedzieć, że za takim doborem zespołu stała jakaś strategia, ale tak nie jest.

Czy martwisz się zmniejszającą się sprzedażą płyt na świecie?

Obecnie przemysł płytowy przeżywa kryzys, rozwija się bezpłatne ściąganie piosenek z Internetu. Rozumiem, że pobieranie muzyki z sieci podoba się ludziom i nie chcą już chodzić do sklepów muzycznych. Trwa debata na ten temat i nie wiem tak do końca, po której stronie jestem. Są głosy, że bez utworów ściąganych z Internetu mnóstwo osób nie słuchałoby muzyki. Z drugiej strony wykonujemy coś, za co nie dostajemy pieniędzy. Nie wiem... Wiem za to, że Internet i nawyki pobierania z sieci nie znikną, zatem musimy zmienić nasze podejście. Zaakceptować sytuację, znaleźć jakieś wyjście.

Nie mam gotowej recepty, ale musimy nauczyć się z tym żyć. Czy martwię się o sprzedaż moich nagrań? Nie.

Moją intencją przy tworzeniu muzyki zawsze była chęć pokazania, że poczyniłem jakiś postęp - jako twórca piosenek, autor tekstów, kompozytor, aranżer, producent. Zatem jeśli sprzedaż płyty to pokazuje, to mogę się tylko cieszyć. Ale nie ma gwarancji, że kolejna płyta sprzeda się tak dobrze, jak poprzednia. Tak naprawdę nie przejmuję się tym. Lubię, gdy płyta sprzedaje się w dużym nakładzie, to duża frajda, zarabiam sporo pieniędzy. Ale moją prawdziwą intencją jest nagranie możliwie najlepszej płyty, najlepszej, na jaką mnie stać.

Co sądzisz o przemyśle muzycznym, o tym, że dominuje w nim muzyka pop? Jakbyś to skomentował?

Nie komentuję tego, co się dzieje w społeczeństwie, nie jestem nawet komentatorem w mediach. Szczerze mówiąc nie bardzo orientuję się, co się dzieje w przemyśle muzycznym. Na pewno jest mnóstwo miejsca dla muzyki pop, ale jest także miejsce na coś, co z niej wyrasta i z czego tworzeniem dobrze się czuję. Mam 51 lat i nie słucham popu. Nie jest tworzony z myślą o takich osobach jak ja, niewiele o nim wiem. Czy dobrze się czuję robiąc to, co robię ? Czy czuję się naturalnie? W studiu czy na scenie - owszem. To dlatego, że udało mi się poprowadzić moją karierę w indywidualny sposób, bez żadnego wzorca. Powstaje sama z siebie i nie przebiega według żadnego rockandrollowego schematu w rodzaju: "Tak masz się zachowywać, tak wyglądać, a pisać o tym i o tym". To nie ja. Jestem w pełni naturalny w tym, co robię; piszę o tym, czym się przejmuję, co mnie pasjonuje, co mi sprawia przyjemność. Zatem nie bardzo mogę komentować to, co dzieje się na świecie. Wiem, co się dzieje w moim małym świecie.

Jak ci się podoba to, co robi Craig David?

Zadzwonił kiedyś do mnie i powiedział: "Oczywiście są związki między naszymi piosenkami. Napisałem utwór oparty na twoim. Czy zaśpiewałbyś ze mną?" Co za pytanie... Dużo mi to dało. Te dzieciaki mają inną wrażliwość, inną wiedzę, na czym innym się znają. Wejście z nimi do studia i obserwowanie ich jest czymś fascynującym. Craig świetnie śpiewa. Mam nadzieję, że w ramach wymiany także im coś przekazałem.

Wielu artystów - Craig David, Sugababes - używa twoich utworów, przetwarza je i wykorzystuje w swojej pracy. Czy czujesz się jak ojciec chrzestny?

Na pewno nie jestem zaborczy, jeśli chodzi o własne utwory. Nie mówię, że nie można dotknąć moich piosenek, że to są jakieś święte krowy. To wspaniałe uczucie, gdy widzisz kogoś innego, kto inaczej interpretuje twój utwór czy używa fragmentów twojej piosenki, by tworzyć sztukę. To fascynujące. I popłatne... (śmiech) Dzięki wpływom za piosenkę z Craigiem Davidem wysłałem dwójkę moich dzieci do college'u, więc jak miałbym mówić "nie"?! (śmiech). To coś kapitalnego.

Chciałem zapytać o twój koncert z 11 września, który został sfilmowany. Czy miałeś jakieś wątpliwości, czy należało grać tego dnia?

Nie, nie zastanawiałem się, czy to dobrze, czy to źle, że go gramy. To był trudny dzień dla wszystkich - na całej Ziemi, jeśli pamiętam. Straciłem w jednym z wieżowców przyjaciela. Ostatnią rzeczą, na którą miałem wtedy ochotę, było śpiewanie. Szczerze mówiąc, chciałem schować się gdzieś w kącie i płakać, naprawdę. Ale że jestem demokratą, przynajmniej do pewnego stopnia, to zapytałem członków zespołu, co chcą robić. "Chcemy grać" - odpowiedzieli. Muzycy są po to, by grać. To ich sposób przeżywania doświadczeń. Zgodziłem się - mieliśmy zagrać jedną piosenkę i zapytać zgromadzoną publiczność, co dalej. Słuchały nas osoby z Australii, z Południowej Afryki, z całego świata. W traumie, jak wszyscy, w obcym kraju, potrzebowaliśmy czegoś innego.

Zagraliśmy więc i później zapytaliśmy ich. Usłyszeliśmy, że publiczność chce muzyki. Więc graliśmy, ale nie tak jak było zaplanowane i jak ćwiczyliśmy wcześniej. Był to znacznie bardziej posępny występ. Trzeba było zmienić kolejność piosenek, sposób ich zapowiadania. Pracowały kamery, widzieliśmy obrazy, których nigdy nie chcielibyśmy widzieć. Ale w trakcie koncertu zauważyłem, że nastrój się zmienia i czuliśmy, że mamy prawo słuchać muzyki, grać ją, śpiewać... Bo to dokładnie odwrotność tego, co chcą sprawić terroryści - chcą, byśmy się bali i czuli się przez nich kontrolowani. Więc decyzja o przeprowadzeniu koncertu była słuszna, mimo że nie był to właściwy moment.

Jakie nagranie powstałoby, gdyby nie wydarzenia z Nowego Jorku ?

Zdecydowanie wolałbym to, co było zaplanowane - dużo radośniejsze i szczęśliwsze. Ale tak się nie stało. Cały proces zaczął się dzień po 11 września. Zostałem sam w domu, miałem dużo czasu, by siedzieć i medytować. I myśleć, jaka jest moja rola w tym nowym świecie, na nowo poukładanym. Czy jest sens pisać piosenki w takim kontekście? Nie uzyskałem żadnych odpowiedzi na moje pytania, ale z tego uczucia zwątpienia i czegoś w rodzaju pustki zaczęły powstawać jakieś początki melodii, tekstów, opowieści o związkach z innymi osobami. Trwało to razem parę godzin, dopiero późno wieczorem mogłem spojrzeć na efekty z szerszej perspektywy. Chciałem pisać o osobistych związkach, a okazało się, że piszę o tym, co się dzieje w świecie, zupełnie nieświadomie. Nie byłbym w stanie świadomie siąść i pisać o polityce, o świecie - to mnie przerasta. Mogłem zacząć od czegoś drobnego, organicznego, co istnieje w dużym świecie, a skończyło się na religii, polityce, miłości, seksie... I piłce nożnej. Nie, o piłce nic nie było.

Ile piosenek piszesz ? Nie masz problemu, że przygotowałeś ich na płytę za dużo?

Skąd. Piszę dokładnie tyle utworów, ile potrzebuję. Moi znajomi mogą mieć i 40 na jedną sesję - mnie wychodzi maksymalnie 15... Nie skończę piosenki, dopóki nie czuję, że jest ważna w mojej pracy.

W pracy nad piosenką jest swego rodzaju gęstość, zwartość. Są pewne warstwy; słuchasz czegoś wiele razy, by odkryć, co jeszcze jest ukryte. Tak na dobrą sprawę nie mam czasu pisać więcej piosenek, bardzo długo trwa skonstruowanie utworów. Chciałem, by płyta zawierała 10 piosenek - album z 18 czy 20 kawałkami wygląda mi na wyprzedaż. Wolę 10 piosenek, trwających razem 50 minut, tak by słuchacz mógł ich posłuchać wszystkim za jednym razem i ocenić jako całość. Tak to widzę.

Wszystkie piosenki mają swój początek jako małe struktury, fragmenty muzyczne. Powstały jeszcze zanim napisałem słowa. Mam teorię, że jeśli nadasz muzyce właściwą strukturę, to ona podpowiada swoistą abstrakcyjną narrację. Innymi słowy: "zwrotka - refren - zwrotka - refren" określa pewną sytuację, powtarza ją, osiąga się odmienny punkt widzenia. Z tego punktu możesz doprowadzić do zmiany, po czym wyjść i zakończyć utwór. I wszystkie piosenki mają coś w rodzaju takiej struktury, coś na co się łapiesz, zmieniasz swój punkt widzenia, a potem idziesz dalej. To wszystko dzięki muzyce, tego nauczyła mnie muzyka. Po tym już tylko trzeba przełożyć tę abstrakcyjną strukturę na słowa, opowieści, postaci, na zdania, które inni zrozumieją.

Większość twoich piosenek ma raczej smutny nastrój. Skąd to się bierze?

Sądzę, że jest w tym jakiś element psychologiczny. Pisanie piosenek to swego rodzaju psychoterapia, w tym procesie przetwarzasz emocje i doświadczenia. Nie wszystkie moje emocje są pozytywne, nie są też zupełnie negatywne. Gdzieś pośrodku. Zatem nie dziwi mnie, gdy powstaje nieco ciemniejsza piosenka, cyniczna czy też zarazem jasna i lekka, ale wszystko jednak dotyczy tego, co jest pośrodku. Na płycie wszystko zmierza do ostatniej piosenki, która jakby sprowadza się do jednej prostej myśli, że miłość erotyczna, romantyczna jest zarazem święta. Na całej płycie staram się to przekazać.

Kiedyś powiedziałeś, że potrzebowałeś uciec z rodzinnego Newcastle. Było ci tam tak źle?

(śmiech) Nie sądzę, by była to obelga dla Newcastle. Sądzę, że każdy artysta potrzebuje ucieczki. Uciekasz od rodziców, uciekasz od swojej kultury, od swoich ograniczeń jako artysty. To nie oznacza niczego złego na temat Newcastle, po prostu nie mógłbym stać się tym, kim jestem, gdybym tam został. Potrzebowałem większej areny, by stać się tym, kim się stałem. Cieszę się, że pochodzę z Newcastle.

Z perspektywy osoby, która dużo podróżuje, jak oceniasz kulturę Anglii, jak bardzo się zmieniła?

No cóż, jedną z większych zalet angielskiego społeczeństwa jest to, że stało się takie wielokulturowe. Widać obfitość, jakiej nie mają inne kraje, jednokulturowe. To, że Londyn, że cała Anglia jest gotującym się tyglem kultur, jest wielką zaletą. Bardzo mnie to cieszy. Jestem swego rodzaju patriotą. I dowódcą. (śmiech)

Patriotyzm patriotyzmem, ale jak wygląda twoje życie rodzinne? Masz rodzinę, ale czy ustabilizowałeś się?

Mam sześcioro dzieci. Najstarsze ma 26 lat, najmłodsze 7. Czy się ustabilizowałem? Nie wiem. Wiem na pewno, że moja rodzina to absolutna podstawa poczucia mojej godności. Jeżeli z czegoś jestem naprawdę dumny, to z moich dzieci. Każde z nich jest inne. Są dobrymi ludźmi - mimo mojego wpływu (śmiech). To pewnie dlatego, że dużo podróżuję i nie miałem wielkiego wpływu na ich wychowanie. Są wspaniałe. Jest z nich tak bardzo dumny.

Jak tłumaczysz świat szóstce swych dzieci?

Na całe szczęście moje dzieci sporo ze mną jeździły, dzięki czemu mają całkiem wyrobione pojęcie o świecie. Nie należę do osób, które stają przed dziećmi i mówią: "świat wygląda tak i tak". One oglądają telewizję, czytają gazety. Jestem także optymistą - widzę, że są lepszą wersją mnie, są mądrzejsze, zdaje się, że lepiej sobie dają radę ze zmianami wokół. Ja żyłem w zeszłym wieku, one - zdecydowanie w XXI. Ja żyję w XVII wieku!

Nie próbujesz tak po prostu siąść i wyjaśnić pewnych spraw?

Że samolot uderza w budynek i co to wszystko znaczy z Irakiem? Tak, próbowałem wyjaśniać mój punkt widzenia. Ale nie jestem pod tym względem specjalnie utalentowany. Moja praca polega na zbieraniu moich przeżyć i moich poglądów w rymujące się zwrotki z muzyką, a nie na tworzeniu zwartych przekazów politycznych. To nie to. Jeśli ktoś mnie o nie pyta, to nie umiem dać odpowiedzi. Na pewno nie umiem ich wyśpiewać. Gdybym umiał, zaśpiewałbym.

A gdyby taka piosenka potrafiła zmienić świat, zachowanie polityków?

Byłoby naiwnością sądzić, że mogę napisać piosenkę, która trafiłaby do naszych politycznych liderów. Nie słuchają takich jak ja. Aczkolwiek ich dzieci lub wnuki - być może tak. Klasa polityczna rekrutuje się z klasy politycznej i ci młodzi ludzie odziedziczą świat. Zatem jeśli w głowie zasiejesz ziarno, coś o prawach człowieka lub środowiska, to może za 20 lat, gdy odziedziczą już świat po ojcach lub dziadkach, stanie się coś dobrego. Ale to sprawa długofalowa; wierzę, że świat zmienia się poprzez wzrost, poprzez małe gesty, uprzejmość, grzeczność, hojność, które prowadzą do świata, w którym pragniesz żyć.

Z drugiej strony, nikczemność, chciwość, agresja, gwałt tworzą inny rodzaj świata, prowadzący do wojny. Mamy władzę, by dziś tworzyć przyszłość, na swój mały sposób, razem. Na pewno mam większy wpływ, niż gdybym pracował w fabryce samochodów. Jestem zapraszany do programów telewizyjnych. Wolno mi przedstawiać idee. Wolno mi zbierać środki, by wesprzeć innych, popierających jakąś ideę. Czy to obowiązek? Nie czuję, by był to obowiązek, czuję, że to coś, co chcę robić. Zawsze miałem sumienie w sprawach politycznych, w ten sposób zostałem wychowany. Nie zmieniłem się, gdy stałem się bogaty i sławny. Jestem ciągle tą samą osobą, którą byłem, gdy studiowałem.

Jak się czujesz, gdy głosisz hasła o ochronie środowiska, a jednocześnie, używając zdobyczy cywilizacji, niszczysz je?

Jest pewien paradoks, jeśli chodzi o środowisko. Latałem dużo, także Concordem, co niszczyło warstwę ozonu. Ale pierwszym krokiem jest świadomość tego, co się robi. Nie możemy zmienić sposobu, w jaki funkcjonujemy - nie przestaniemy nagle jeździć samochodami. Ale angażując wielkie korporacje być może można je zmienić... Wolałbym żyć w świecie bez ropy, sprawia nam ona wiele kłopotów.

Skoro jesteśmy przy ropie - jakie jest twoje stanowisko na temat ostatniej irackiej wojny?

Zbyt szybko wypowiadamy wojnę. Wojnę wszystkiemu - terroryzmowi, rakowi, narkotykom, biedzie. I okazuje się, że wojna bardzo upraszcza obraz świata, sprowadza go do relacji "my - oni", "dobrzy - źli", "białe - czarne", a świat jest daleko bardziej złożony. Potrzebuje o wiele bardziej złożonych środków, bardziej złożonego języka, bardziej złożonych negocjacji. Nie jestem dumny z języka naszych liderów, języka ze spaghetti-westernów, który o niczym mnie nie informuje. Zatem wojna to łatwy i naiwny środek, bo za każdym razem, kiedy wypowiadamy wojnę, przegrywamy.

Co cię łączy z takimi osobami, jak Elton John czy David Bowie?

Nie wiem, jak odpowiedzieć. Staram się być coraz lepszym muzykiem. Nie spocząłem na laurach, cały czas się uczę muzyki, to pomaga mi być elastycznym w zmieniającym się świecie... To być może jest odpowiedź... Potrzebne są pewne siły, zdolność przystosowania się. Stworzenie przeboju to szczęśliwa kombinacja kilku spraw: właściwego momentu, osób, muzyki, brzmienia, głosu, zespołu. Jeżeli przydarzy ci się taki zbieg okoliczności, to musisz szybko nauczyć się, jak zostać tam na górze. Obecnie przetrwanie roku to trudne zadanie - co dopiero mówić o 25 latach... Ja działam z roku na rok. Nie mam pojęcia, co się stanie za rok.

Dużo mówiło się o twojej wypowiedzi podczas wręczania nagród przemysłu muzycznego Brits. Nie żałujesz teraz trochę tej całej sprawy?

To był dziwaczny wieczór. Myślałem, co tu powiedzieć na wręczeniu takiej nagrody - chciałem powiedzieć coś sensownego. Zastanawiałem się cały wieczór, by powiedzieć coś z sensem. W końcu powiedziałem o tym, czego się nauczyłem przez 24 lata pracy w branży muzycznej. Dało się ująć w pięciu, sześciu słowach: "muzyka jest nagrodą samą w sobie". I ja w nie wierzę, bez względu na to czy masz 15 statuetek Grammy czy 10 Brits. Po prostu samo granie muzyki jest nagrodą samą w sobie. Nie musisz jej pisać, wystarczy że grasz sobie w pokoju. Tak też jest ze mną. Oczywiście, cieszę się, gdy dostaję nagrody, gdy mogę dzięki muzyce kupić domy i mieć pieniądze, ale nie zmieniłbym sposobu życia, gdybym nie odniósł sukcesu. Mam nadzieję...

Skąd taki dystans? Zachowujesz się jak stoik.

Jestem stoikiem. Jestem twardy. Wychowywał mnie ojciec, mleczarz, który pracował 7 dni w tygodniu, 365 dni w roku, bez względu na pogodę. Zabierał mnie ze sobą, gdy byłem małym dzieckiem, do czasu, aż miałem jakieś 15 lat. Stoicyzmu nauczyłem się od niego. Nic mu nie płacono, może w całym życiu zarobił z pięć tysięcy funtów, ale praca go określała, dzięki niej w moich oczach był bohaterem. Robił to dla nas, wysłał nas do szkoły, kupował buty... Odziedziczyłem jego stoicyzm. Tak, jestem stoikiem.

W jaki sposób nagraliście płytę "Sacred Love"?

Bardzo dużo pracy wykonałem w domu, po czym w Nowy Rok pojechaliśmy do Paryża, by tam pracować nad kawałkami materiału. Lubię jeździć do Paryża. Raz, że jest blisko domu i można tam wyskoczyć na weekend, dwa, że można się poczuć jak na wygnaniu. Potrzebuję miejsca bez okien i powietrza, tak bym miał pewnego rodzaju granice czy pewien rodzaj niepokoju, jeżeli chodzi o skończenie płyty. W innym przypadku nagranie może się ciągnąć bez końca, aż dam sobie zupełnie spokój.

Tak więc Paryż załatwia sprawę - nagrałem tam 4 płyty, byliśmy tam też gdy rozpoczęła się wojna, gdy trwała i ogłoszono jej zakończenie. To stało się częścią płyty - pobyt w Paryżu, bycie częścią "starej Europy", czytanie gazet, oglądanie telewizji... To wszystko wpłynęło na charakter płyty.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: RMF | Artysta | 20 lat | craig | wojna | nagranie | muzyka | śmiech | piosenki | świat
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy