Reklama

"Jestem artystą poszukującym"


Romuald Lipko na muzycznej scenie funkcjonuje od początku lat 70. Największą popularność przyniosła mu oczywiście działalność w Budce Suflera, której jest głównym kompozytorem, ale pisał także dla innych wykonawców. W marcu 2005 roku, z okazji 25. rocznicy tragicznej śmierci Anny Jantar, ukazała się płyta "Przeboje Romualda Lipko" zawierająca jego utwory zaśpiewane niegdyś przez różne wokalistki, m.in. Urszulę, Irenę Santor, Izabelę Trojanowską, Zdzisławę Sośnicką, Eleni, Marylę Rodowicz, Irenę Jarocką. Album promował singel z dwoma utworami śpiewanymi przez Jantar - "Nic nie może wiecznie trwać" i "Układ z życiem" (ten drugi odnalazł się w archiwum). "Przeboje" zawierają także dwie premierowe kompozycje: "Na księżej łące" (śpiewa Halina Jawor z zespołu Krywań) i "Są takie rzeczy, które trzeba mieć" (w wykonaniu znanej aktorki Małgorzaty Kożuchowskiej).

Reklama

O swoich najbliższych planach i przeszłości Budki Suflera, współpracy z Anną Jantar i polskim show-biznesie, Romuald Lipko opowiedział Emilii Chmielińskiej.

Płyta "Przeboje Romualda Lipko" jest swego rodzaju hołdem dla Anny Jantar, ukazała się w 25. rocznicę jej śmierci. Czy nie myślał pan o zrobieniu całego albumu z piosenkami przez nią śpiewanymi?

Współcześnie nie, bo ja jej piosenkami nie dysponuję i nie mam prawa do twórczości Anny Jantar. To są głównie kompozycje jej męża Jarosława Kukulskiego z tamtego czasu i prawo do nich ma rodzina, a także wydawnictwa z tamtego czasu, które były z nią związane. Wiem, że takie płyty na rynku są i chyba wkrótce też się ukaże taka rocznicowa płyta, obejmująca tylko i wyłącznie piosenki Ani Jantar przez nią śpiewane.

Ja chcę tylko powiedzieć, że to jest taki mały hołdzik. To, że płyta akurat ukazała się w tym czasie, wynikało z planów wydawniczych - jednocześnie nie można było nie umieścić na tej składance piosenek Ani Jantar. Nie chciałbym, żeby to było odebrane w ten sposób, że data wydania składanki została niejako podpięta pod rocznicę śmierci Anny Jantar. To jest chyba raczej odwrotnie - płyta wyszła, a przy okazji uhonorowała pamięć Ani Jantar.

"Układ z życiem", śpiewany właśnie przez Jantar, też jest w zasadzie premierowym nagraniem, bo przez kilkanaście lat przeleżał w archiwum. Jaka jest jego historia?

Historia jest bardzo prosta - Ania nagrała wtedy trzy moje utwory, a za czwarty można uznać angielską wersję "Do żony wróć", ponieważ miała jechać w 1980 roku na festiwal do Tokio. "Układ z życiem" był trzecią piosenką - i każda z nich jest inna, a w tamtych czasach dająca inny sposób spojrzenia na Anię.

Chcę powiedzieć, że Ania Jantar - kiedy myśmy się zdecydowali na zrobienie czegoś wspólnie - miała określone oczekiwania - chciała zmienić swój wizerunek artystyczny. Przynajmniej na chwilę chciała odejść od tych klasycznych wielkich przebojów, do dzisiaj wykonywanych np. "Tyle słońca".

Utwór "Układ z życiem" istnieje już od 1979 roku, ale miał tak niefortunny tytuł - podobnie zresztą jak pierwszy, "Nic nie może wiecznie trwać" - że w momencie śmierci Ani uznaliśmy, że na pewno nie powinniśmy wówczas wywoływać jakichkolwiek emocji związanych z takim komercyjnym utworem, z tak dwuznacznym tytułem. I tak właściwie aż do dzisiaj ostał się zapomniany. Miesiąc temu wyciągnąłem go z szafy i pomyślałem, że na tej składance może będzie dobry moment i miejsce na to, aby jeszcze raz oddać Ani hołd i podziękować jej za to. Ten utwór nie jest może tak do końca jantarowski, niemniej nigdy wcześniej nie był publikowany.

Jak pan wspomina Annę Jantar?

Ja mam o niej wyjątkowe wspomnienia. Zawodowo Anię wspominam bardzo dobrze. Ponieważ to, co mieliśmy do zrobienia w tamtym czasie, zrobiliśmy w sposób błyskawiczny, z uśmiechem, z radością i w sposób całkowicie bezkonfliktowy. Pamiętam ją jako osobę szalenie miłą, serdeczną, ciepłą, przyjazną.

Myślę, że bezprecedensowa jest tak żywa jej obecność na antenach radiowych przez te 25 lat - i to nie z powodu kolejnej rocznicy jej śmierci. Ona właściwie cały czas bez przerwy śpiewa, cały czas żyje artystycznie, a żyje dlatego, że ludzie pamiętają ją zawsze uśmiechniętą. Nie rzucała w swoich piosenkach problemów, nie zadawała wciąż trudnych pytań, nie walczyła z niczym - po prostu wychodziła zwiewnie i lekko na scenę.

Wspomnienie o Ani, to jest wspomnienie szalenie ciepłe i dobre, i zostało mi jako taki zawsze dobrze wyciągany z pamięci obrazek. Ja miałem kilkakrotnie w życiu takie obrazki w zawodowej współpracy, które podświadomość chowa do szuflady. A w przypadku Ani to wspomnienie jest zawsze żywe i dobre.

Czy jest możliwe, żeby materiał z płyty był prezentowany na koncertach wraz z tymi wokalistkami?

Płyta jako płyta nie jest żadnym wydarzeniem - to jest pewnego rodzaju akt zarejestrowania na jednym krążku, w sposób w miarę elegancki, takiego zestawu nagrań. Ale zagranie na żywo 18. piosenek z tej płyty to już poważny koncert. Myślę, że ktoś taką propozycję złoży. Ja oczywiście nie jestem w stanie profesjonalnie i zawodowo tego obsłużyć, bo to wymaga odpowiedniego zaplecza artystycznego i muzycznego.

Ja na to pomysłu nie mam - w związku z tym musi znaleźć się na to inwestor, czy to telewizja czy jakikolwiek inny prywatny inwestor, który niejako zainwestuje swoje środki i możliwości, i zapnie to w całość. Jeśli doszłoby do takiego koncertu, na pewno byłoby to znaczące wydarzenie.

W polskiej branży muzycznej funkcjonuje pan już ponad 30 lat. Jak ocenia pan to, w jakim stanie jest ona obecnie, w porównaniu z okresem, gdy stawiał pan pierwsze kroki?

To bardzo trudne pytanie, ale tak generalnie rzecz biorąc - jeżeli w dawnej branży panował jakiś nieporządek czy nieprawidłowości, to one wynikały z tego, że branża traktowana była wręcz marginalnie - bo cóż dla dawnej grupy trzymającej władzę znaczyli artyści.

Artyści to były ozdobniki jakichś akademii, koncertów rocznicowych, październikowych, barbórkowych itd., i wtedy dostrzegano tych artystów. A tak, to myśmy byli jakąś niegroźną, większą czy mniejszą, grupą ludzi, którzy nie stanowili w społeczeństwie jakiejś warstwy, na którą z jakichś powodów trzeba by było zwracać uwagę.

Natomiast po roku 1990 dano nam szansę, nastąpiła prywatyzacja naszych interesów - wszyscy artyści stali się prywatnymi instytucjami, czyli inaczej mówiąc weszliśmy w obszar gospodarczy, podatkowy i weszliśmy w obszar możliwości stworzenia tzw. show-biznesu.

I, niestety, w moim wyobrażeniu, jako muzycy i jako artyści myśmy tej szansy nie wykorzystali. Muzycy nie mają swojego związku zawodowego, nie jesteśmy w stanie przeciwstawić się jakiejkolwiek idącej w naszym kierunku złej tendencji. Nie jesteśmy w stanie wybrać reprezentacji, która chociażby walczyła o czasy grania polskiej muzyki w stacjach komercyjnych. To wszystko powoduje, że także w tej branży rozpoczął się bardzo nieprzyjemny i niepotrzebny wyścig szczurów.

Czy chciałby pan nagrać solową płytę z przedstawicielami młodszego pokolenia, jak zrobił to np. Krzysztof Krawczyk?

Ja się dobrze czuję z tym, co jest, chociaż jestem takim artystą poszukującym. Mam duży bank kompozycji. Krzysztof Krawczyk jest w innej sytuacji, bo on jest zupełnie indywidualną instytucją, a przy okazji przede wszystkim wokalistą. Dla niego robienie pewnego rodzaju zestawów to jest i przyjemność, i namacalna korzyść. Wytwarza to swego rodzaju różnorodność w jego repertuarze, atrakcyjność jego koncertów.

Jakie plany ma obecnie Budka Suflera? Kiedy pojawi się nowa płyta?

Ukazała się płyta "Jest", a wkrótce ukaże się płyta "Było". Przerwa, jaką mieliśmy, jest także związana z tym, że myśmy dwa lata temu zmienili wydawcę. Jako Budka Suflera przestaliśmy współpracować z wydawnictwem New Abra i przez to właściwie zniknął ze sklepów nasz katalog. Teraz w istocie rzeczy my się zajmujemy uruchomieniem tego całego katalogu, a którego wejście na rynek z powrotem ma zapowiedzieć płyta "Było", czyli wspomnienia różnych utworów rozrzuconych w czasie, jakie będą na tej płycie. Płyta "Było" ma zasygnalizować, że w sklepach muzycznych jest Budka Suflera, a wtedy pomyślimy o czymś nowym.

Czy Budka Suflera może zaskoczyć czymś jeszcze słuchaczy? Czy w ogóle zamierza coś takiego robić?

Dobra muzyka już nie jest żadnym szokiem. Ludzie w naszym wieku i z naszym doświadczeniem, naszym sposobem traktowania fanów, mogą robić tylko jedną rzecz - robić to, co robiliśmy do tej pory, z pełną powagą, pewną godnością, pewnym poszanowaniem dla swojego słuchacza, widza. Myślę, że w najbliższych latach szokujące i zaskakujące będzie to, że będzie się normalnym.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: popularność | wspomnienie | przeboje | artyści | układ | Budka Suflera
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy