Reklama

"Dobra do każdego rodzaju wódki"

Pod koniec wakacji 2005 r. radiowe listy przebojów zaczął podbijać utwór "Hop Hop Hop", w wykonaniu niejakiej Reni Pączkowskiej, reklamowanej jako prawdziwa debiutantka na polskim rynku muzycznym. Wkrótce okazało się, że Reni - na swojej oficjalnej stronie określona jako "wrażliwa, romantyczna dziewczyna o przemiłym usposobieniu, zwolenniczka bezalkoholowych napojów energetycznych, papierosów bez filtra oraz romantycznych spacerów przy świetle księżyca" - to nowe, tym razem ludowo-discopolowe, wcielenie Michała Wiśniewskiego, lidera grupy Ich Troje.

Reklama

Utwór "Hop Hop Hop" zapowiadał płytę "1,2,3... Próba mikrofonu", która w sklepach pojawiła się na początku grudnia 2005 r. Teledysk do tego nagrania otrzymał "Cytrynę" dla "najbardziej obciachowego klipu" od pięciu jurorów na 14. Festiwalu Polskich Wideoklipów "Yach Film" w Gdańsku. Renia Pączkowska wcale tym faktem nie była załamana. "Dziękuję, nareszcie otrzymałem nagrodę od jury" - powiedział Wiśniewski ze sceny odbierając paczuszkę zawierającą kilka prawdziwych cytryn.

Michał Boroń spotkał się z Michałem Wiśniewskim, by porozmawiać o Reni Pączkowskiej. Tematem ich rozmowy były także plany Ich Troje, macierzystej grupy "Wiśni" oraz sprawa kryzysu jego małżeństwa z Martą "Mandaryną" Wiśniewską.

Skąd wziął się pomysł na Renię Pączkowską?

Renia Pączkowska to jedna z postaci teatru Andrieja Daniłki, pojawiająca się na scenach kijowskiego teatru awangardy. Awangarda polega na tym, że jest to prosta dziewucha ze wsi, która traktuje wszystko z przymrużeniem oka. Andriej zaprosił mnie do tego projektu, z czego bardzo się cieszę. Na scenie w Kijowie to on bardzo, bardzo długo odgrywał tę postać pod nazwą Wierka Serdiuczka i wcale nie zamierza przestać. Teraz będą więc dwie baby.

Renia to cudowna blondwłosa, hoża, 125-kilogramowa dziewucha, traktująca życie z przymrużeniem oka. To taka delikatna odskocznia dla każdego artysty, która ma może więcej wspólnego z teatrem niż z piosenką. Muzyka jest ludowa, z serca płynąca, niezobowiązująca i dobra do każdego rodzaju wódki.

Znamy już utwór "Hop Hop Hop", a teraz pojawia się płyta.

Dostaliśmy propozycję, aby płyta wyszła w nakładzie bardzo poważnym, i była dodawana do napojów wyskokowych. To słuszna koncepcja, bo inaczej nie da się tego słuchać. Dlatego może trzeba będzie iść po pół litra, żeby dostać płytę.

Teledysk do "Hop Hop Hop" został nominowany podczas 14. Festiwalu Polskich Wideoklipów "Yach Film" w Gdańsku do nagrody w kategorii "Inna energia".

Bo to jest inna energia (śmiech). I to dosłownie.

Yach Paszkiewicz powiedział, że to będzie przebój wesel przez następnych przynajmniej 10 lat.

No bo umówmy się, że najtrudniej jest grać na weselach. Może to głupio zabrzmi, ale chciałbym zagrać na kilku weselach. Dlatego, że to jest zupełnie inny rodzaj sztuki. Jeśli komuś wydaje się, że to nie jest sztuka, to znaczy, że nigdy nie był artystą.

A więc jeśli ktoś by chciał, abyś zagrał u niego na weselu, to powinien się zgłaszać do ciebie?

Na razie nie myślę o tym. Ale jeśli bym zagrał, to nie dlatego, że ktoś chce, tylko dlatego, że ja chcę. Choć może to głupio to zabrzmi.

Jakie są najbliższe plany Ich Troje?

Teraz Jacek [Łągwa - przyp. red.] pisze muzykę na nową płytę. Myślę, że do marca nagramy album i przedstawimy go firmie. To będzie ciekawa płyta tylko dlatego, że po takiej burzy mózgów, jaka panowała po rozstaniu z zespołem, zejściu się z powrotem, lasowaniu mózgu na trasie jednego z ugrupowań i na samym końcu po perypetiach, które dzieją się w samych nas, jest po prostu o czym pisać.

Czy możesz powiedzieć, jak wygląda od twojej strony sprawa głośnego konfliktu z żoną, Mandaryną?

Mogę powiedzieć tylko jedno - wszystkie te ataki są zaplanowane przez paszkwila pod tytułem Katarzyna Kanclerz. Mam nadzieję, że ktoś umieści jej szerokie zdjęcie i maila do niej, żeby ludzie mogli dać jej poczuć, jak się czuje ktoś w ten sposób napastowany. Na temat całej sytuacji trudno mi się wypowiadać tylko z jednego powodu - ja nie chcę srać we własne gniazdo!

W niektórych mediach wyglądało to jak przerzucanie się wzajemnymi oświadczeniami.

Ale nie są wzajemne, bo ja się dla "Faktu" ani dla "Super Expressu" nie wypowiedziałem. Jeżeli ktoś w to wierzy, to trudno - nic na to nie poradzę i nie ode mnie to zależy. Mógłbym się o to z każdym bić, tylko pytanie po co?

Mogę tylko zdementować jedną rzecz, bo nie ma to nic wspólnego z naszym rozstaniem z Martą. Nie jestem winien żadnemu urzędowi skarbowemu ani 2 milionów zł, ani 2 milionów 300 tysięcy, ani tym bardziej 2,5 mln.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Michał Wiśniewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy