Reklama

"Cyfrowa śmiertelność"

‘Widziałem przyszłość death metalu. Jej imię to Fear Factory’ – takim komplementem obdarzył niemal 10 lat temu Max Cavalera, lider grupy Sepultura, nikomu nie znany zespół z Kalifornii. Wiedział co mówi. Dzisiaj nie jest już żadną tajemnicą, że Fear Factory to grupa jedyna w swoim rodzaju, wytrwale podążająca własną ścieżką. Udowadnia to również nowy album grupy, zatytułowany „Digimortal”, będący doskonałym połączeniem chłodu muzyki elektronicznej i industrialnej z deathmetalowym żarem. Z Raymondem Herrerą, perkusistą Fear Factory, rozmawiał Lesław Dutkowski.

Macie chyba powody do zadowolenia. Nagraliście naprawdę dobrą płytę, a na dodatek niedawno wasz poprzedni album „Obsolete” osiągnął status Złotej płyty. Wygląda na to, że przyszłość Fear Factory rysuje się w różowych kolorach.

Nie podchodzimy do tego ze szczególnym namaszczeniem. Oczywiście cieszy nas muzyka zawarta na „Digimortal”, jak i to, że mamy w dorobku Złotą płytę. Traktujemy to jako kolejny krok w naszej karierze, jako wspięcie się na kolejny szczebel drabiny. Nigdy nie dążyliśmy do tego, aby nagrywać płyty, które będą szturmować listy przebojów. Zakładaliśmy sobie pewne cele i staraliśmy się je realizować, bez względu na panującą na rynku koniunkturę. Wygląda na to, że nasze założenia były trafne.

Reklama

Podczas sesji nagraniowej „Digimortal” zarejestrowaliście aż 21 piosenek, ale na album trafiło tylko 11. Co z pozostałymi?

Właściwie to nagraliśmy w sumie 14 kawałków. Mogło tak być, że w studiu powstało kilka pomysłów, ale nie przerodziły się one w całkowicie ukończone nagrania. W tym względzie doniesienia prasowe nie były dokładne.

Co się w takim razie stanie z dodatkowymi nagraniami. Ponoć zamierzacie je wykorzystać do ścieżek dźwiękowych filmów i gier komputerowych.

Równolegle z normalną wersją „Digimortal” ukaże się wersja digipack, na której umieściliśmy wszystkie dodatkowe nagrania - te z filmów i z gier komputerowych również.

Skoro zdecydowaliście się udostępniać swoje nagrania na potrzeby gier komputerowych wnoszę, że sami też jesteście ich zwolennikami. Czy tak jest rzeczywiście?

Owszem lubimy gry komputerowe, ale z naszej czwórki tak naprawdę tylko ja regularnie grywam. Nie jestem jednak jakimś maniakiem, bo nie mam na to czasu. Poświęcałem grom więcej czasu kiedy byłem młodszy.

Chciałbym teraz powrócić do okresu sprzed zarejestrowania „Digimortal”. Na początku mówiło się, że płyta zostanie wydana w październiku 2000 roku, później zmieniliście termin. Podobno wynikało to z tego, że nie mogliście zdecydować się na producenta. W końcu postanowiliście po raz kolejny współpracować z Rhysem Fulberem.

Rhys i tak miał zagrać partie klawiszy, bez względu na to kogo byśmy wybrali. Próbowaliśmy kilku osób, między innymi Malcolma Springera i Boba Marleta. Okazywało się jednak, że sprawiali, że zaczynaliśmy trochę inaczej myśleć o komponowaniu piosenek. Skończyło się więc na tym, że wybraliśmy osobę, która najlepiej rozumie to, co pragniemy osiągnąć.

Jak doszło do tego, że B Real z Cypress Hill rapuje w utworze „Back The Fuck Up”?

To był pomysł Christiana (Olde Wolbersa, basisty Fear Factory – red.), on bardzo lubi rap i hip-hop. Christian i Dino zagrali gościnnie na albumie Cypress Hill „Skull & Bones”. To było bardzo miłe doświadczenie, można powiedzieć, że swego rodzaju odwzajemnienie przysługi przez nich. Christian grał także przez kilka tygodni z Cypress Hill podczas ich trasy koncertowej.

Każdego muzyka z USA pyta się ostatnio o jego opinię w sprawie Napstera. Chciałbym poznać również twoje zdanie na ten temat. Po czyjej stronie się opowiadasz?

Nie lubię Napstera i nie podoba mi się to, co robi. Sam też nie ściągam stamtąd muzyki. Nie podzielam zdania, że jest on dobrym rozwiązaniem, ale zdaję sobie sprawę, że wielu ludzi myśli odmiennie. Jestem zdecydowanie po stronie Metalliki i właściwie tyle mam do powiedzenia na ten temat.

Zdajesz sobie sprawę, że kawałki Fear Factory można ściągnąć z Napstera? Czy próbujecie w jakikolwiek sposób z nimi walczyć?

Nie próbowaliśmy. Jeśli Larsowi Ulrichowi się to nie udało, to my tym bardziej nie mamy szans. Będzie jeszcze sporo zamieszania w sądach, ale to i tak nic nie da. Nawet jeśli doprowadzi to do zamknięcia Napstera, powstanie wiele innych miejsc w Internecie, z których będzie można za darmo ściągać muzykę. Moim zdaniem tego procesu nie da się już zatrzymać.

Czy kiedykolwiek zastanawialiście się nad tym, że Fear Factory pozostaje w coraz węższym gronie zespołów heavymetalowych, które grają w tym samym składzie od momentu powstania? Co twoim zdaniem jest źródłem tej stabilności?

Wszyscy mamy dokładnie takie same pomysły na muzykę i dokładnie wiemy, co chcemy osiągnąć. Każdy z nas bardzo dobrze zna się na tym, co robi i docenia wkład pozostałych kolegów. To tak jak z doskonale działającą maszyną. Jeśli poszczególne jej części działają dobrze, to i całe urządzenie działa właściwie. My doskonale wiemy co, gdzie i kiedy powinniśmy zrobić. Dlatego jesteśmy ze sobą już tyle lat. Wiesz, największym komplementem dla nas jest to, że nasza nazwa wciąż jest wymieniana przy różnych okazjach, pomimo tego, że pojawia się wielu nowych wykonawców ze świeżymi pomysłami. Nasze dokonania wciąż są uznawane jako coś nowego i to mi się podoba. Wciąż chcę, aby Fear Factory było zaliczane do takich wykonawców. Mógłbym podać nazwy kilku zespołów, które zaczynały kilka lat temu, a to co robią teraz nie jest uznawane jako nowe, pomysłowe i świeże.

Jak zwykle w przypadku Fear Factory, teksty „Digimortal” obracają się wokół opozycji człowiek - maszyna. Sądząc z waszej okładki, na której człowiek jest wkomponowany w mikroprocesor, tym razem wybiegliście daleko w przyszłość jeśli chodzi o rodzaj ludzki.

Tytuł „Digimortal” nie jest przypadkowy. To kolejna część naszej opowieści z tego cyklu. W niej człowiek uświadamia sobie, że nie może przetrwać bez maszyny, maszyna zaś nie może istnieć bez niego. Rozwinięcie tytułu płyty, czyli cyfrowa śmiertelność, dość dobrze to oddaje. Chodzi na przykład o to, że możesz zebrać swoje wspomnienia, zapisać je na czipie, który następnie zostanie włożony do ciała innej osoby. Ale to wciąż będziesz ty, to cały czas będą twoje wspomnienia. Oczywiście w tekstach jest to potraktowane znacznie głębiej niż ja to opowiadam. Uważam, że to naprawdę poważny i bardzo głęboki problem. Rzecz jasna, zdajemy sobie sprawę z tego, że to podpada pod science-fiction. Chociaż z drugiej strony, kto wie... Może jakaś część tego, o czym opowiadamy, nie jest tylko wytworem wyobraźni?

Kto jest autorem okładki „Digimortal”?

Z tym wiąże się ciekawa historia. Byliśmy kiedyś na trasie koncertowej i jadąc przeglądaliśmy jakąś gazetę, którą miał Dino. W niej znaleźliśmy obraz przedstawiający człowieka wkomponowanego z czip. Patrzyliśmy na ten obrazek i byliśmy pod wrażeniem jego prostoty, a zarazem siły z jaką przemawia do wyobraźni. Bardzo nam się spodobał. To było mniej więcej dwa lata temu. Mieliśmy kilka pomysłów na okładkę, ale nic tego nie przebiło. Oczywiście dokonaliśmy pewnych zmian z oczywistych względów.

Fear Factory istnieje już ponad 10 lat. Sądzę, że mogę cię poprosić o małe podsumowanie. Co uważasz za wasz największy sukces? Rozpoznawalny styl, koncertowanie z wieloma znanymi zespołami, a może to, że wciąż gracie w tym samym składzie?

Myślę, że naszym największym sukcesem jest to, iż udało nam się z powodzeniem połączyć rożne gatunki muzyczne i zrobić z tego dobrą muzykę, która ma swoich wiernych odbiorców. Wydaje mi się, że Fear Factory sprawiło, że umysły wielu ludzi bardziej otworzyły się na różne dźwięki. Gdy zaczynaliśmy, ludzie którzy słuchali metalu właściwie nie słuchali niczego innego. Tak samo rzecz się miała z tymi, którzy słuchali muzyki elektronicznej. Mam wrażenie, że pomogliśmy w jakiś stopniu zbudować most między metalem a muzyką elektroniczną. We wczesnym okresie istnienia Fear Factory mało który z metalowych wokalistów używał wysokich rejestrów. My połączyliśmy mocne metalowe wokale i wysokie rejestry. Gdy dodaliśmy do tego klawisze, ludzie okryli, że w taki sposób także można grać ciekawą muzykę metalową. To połączenie gatunków uważam za nasze największe osiągnięcie. Dowodem na to niech będzie fakt, że minęło kilkanaście lat od kiedy zaczęliśmy grać, a nie ma drugiego takiego zespołu jak Fear Factory. Sądzę, że wiesz, co chcę powiedzieć. Są pewne zespoły, np. Spineshank czy Static X, które tworzą podobną muzykę, ale nikomu nie udało się podrobić stylu Fear Factory. Dodam jeszcze, że nie stoimy w miejscu i na każdej kolejnej płycie staramy się coś zmieniać.

Na „Obsolete” po raz pierwszy wykorzystaliście instrumenty smyczkowe. Czy zamierzacie jeszcze ponowić taki eksperyment?

Tego nie wiem. Nie mamy takich planów, ale nie można wykluczyć, że jeszcze kiedyś użyjemy smyczków. Metallica nagrała „S & M” z orkiestrą symfoniczną i teraz na pewno ponowne sięgnięcie po takie rozwiązanie nie byłoby niczym nowatorskim. Smyczki doskonale pasowały do „Timelesness”, do jego klimatu i dlatego ich użyliśmy.

Jesteś zawodowym muzykiem od kilkunastu lat. Chciałbym cię zapytać o twoje początki, kogo podziwiałeś, kto cię inspirował?

Kiedy dorastałem, w sensie umiejętności bardzo podziwiałem Stewarta Copelanda z The Police, Pete’a Sandovala z Terrorizer i później z Morbid Angel, Dave’a Weckla, Dennisa Chambersa. To są naprawdę znakomici perkusiści.

Widzę, że inspirowali cię także muzycy jazzowi.

Tak. Ja bardzo lubię i cenię muzyków jazzowych. Słuchałem i słucham różnej muzyki, sporo ćwiczę. Mój umysł był zawsze otwarty na rozmaite wpływy i dzięki temu rozwijałem styl grania na bębnach. Gdy zacząłem grać w zespole byłem pod dużym wpływem U2, Metalliki, Slayera. Ja po prostu kocham muzykę. Kiedy jestem zmęczony słucham jazzu albo muzyki klasycznej. Gdy mam w sobie nadmiar energii czy agresji, włączam coś szybkiego i ostrego. Wiesz, dla mnie słuchanie jednego gatunku nie wchodziło w grę. Dźwięki portretują rozmaite emocje. Nigdy nie jest tak, że jesteś cały czas smutny i zmęczony, bądź masz nadmiar energii. Tuż po przebudzeniu nie mam ochoty na nic ostrego tylko na łagodną muzykę. Jednak każdy jest inny. Znam ludzi, którzy skoro tylko się obudzą, muszą włączyć Slayera. Na przykład kiedy jadę samochodem lubię słuchać ostrej muzyki, bo wtedy po prostu prowadzi mi się najlepiej.

W takim razie bądź ostrożny kiedy prowadzisz samochód.

(śmiech) Staram się. Musisz mi uwierzyć, że kiedy jadę i słucham ostrych rzeczy, jestem niesamowicie ostrożny. Jeżdżę bardzo szybko, jestem wtedy skoncentrowany i uważam. Gorzej jest, gdy muszę jechać powoli, bo wówczas jestem znudzony i mogę na przykład zasnąć.

Czy mógłbyś wymienić nazwy kilku zespołów, które ostatnimi czasy zwróciły twoją uwagę?

W minionym roku moimi ulubionymi płytami były "Californication" Red Hot Chili Peppers i nowa płyta U2. Ostatnio słuchałem także nowego albumu Static X i muszę stwierdzić, że jest naprawdę bardzo dobry. Niezła jest płyta Spineshank, nowy Napalm Death, nowy Lock Up.

W amerykańskich mediach od kilkunastu miesięcy trąbi się o renesansie rocka i w ogóle gitarowego grania. Czy ty także zaobserwowałeś coś takiego?

Trudno mi powiedzieć. Na pewno wiele starych zespołów powraca i gra trasy koncertowe. Wrócił Iron Maiden z Brucem Dickinsonem, wrócili The Eagles. Nie mogę jednak powiedzieć, żebym zaobserwował coś takiego jako zjawisko.

Fear Factory należy do tych zespołów, które nigdy nie musiały się uciekać do skandalu czy prowokacji, aby promować swoją muzykę.

Nigdy nie było nam to potrzebne. Przecież my nawet nie mamy image'u. Nie ubieramy masek, nie zakładamy dziwacznych strojów. Jesteśmy czwórką zwyczajnych facetów, którzy kochają to co robią. To muzyka przemawia za nas. Sposobów promocji jest wiele. Są tacy, którzy muszą robić wokół siebie zamieszanie, ale nam zupełnie nie o to chodzi. Nasza twórczość ma się bronić sama. Bez pomocy skandali. To nie znaczy, że mam coś przeciwko zespołom, które wybierają inną drogę. My po prostu mamy swoją.

Czy głosowałeś w ostatnich wyborach prezydenckich w USA?

Tak, ale to całe zamieszanie było po prostu żałosne.

Na kogo oddałeś głos?

Na Ala Gore'a. Głównym powodem było jego nastawienie do aborcji, to znaczy opowiedzenie się za przerywaniem ciąży. Uważam, że kobieta ma pełne prawo do robienia ze swoim ciałem, co jej się podoba. Poza tym wiele kobiet nie chce mieć dzieci, ale nie może zdecydować się na zabieg, bo jest to zakazane. I potem widzi się te dzieci błąkające się po ulicach, nie mające rodziców ani celu w życiu. Oni stają się tak zwanymi trudnymi dziećmi. Z nich rekrutują się gangi. Nie można nie wspomnieć o kobietach, które zaszły w ciążę wskutek gwałtu. Nikt mi nie powie, że taka kobieta chce mieć dziecko z facetem, który ją zgwałcił. Sądzę, że powinien być wybór.

Skoro doszło do wyboru George'a Busha, czy nie obawiacie się, że zespołom może być trudniej prezentować swoje wizje poprzez teksty i okładki? Czy w ogóle doświadczyliście kiedyś cenzury?

Nie doświadczyliśmy, bo nigdy nie prowokowaliśmy. Owszem na naszych płytach jest naklejka "Parental Advisory. Explicit Lyrics", ale my poruszamy drażliwe kwestie ubierając je w opowieści science fiction. Nie posługujemy się wyłącznie wulgaryzmami. Moim zdaniem cenzury mogą obawiać się wykonawcy z nurtu rap, którzy nie przebierają w słowach. Nie wydaje mi się, aby Fear Factory miało ucierpieć z tego powodu. Szczerze mówiąc wcale mnie to nie niepokoi.

Czy miałeś jakikolwiek obawy związane z nadejściem nowego tysiąclecia?

W ogóle obecne czasy budzą we mnie niepokój. Są kraje, które mają potężny arsenał broni i mogą unicestwić wiele istnień poprzez naciśnięcie jednego guzika. Taka niestety jest rzeczywistość. Niedawno było trzęsienie ziemi w Seattle. Trzeba mieć świadomość, że w każdej chwili może zdarzyć się coś złego. Przerażające jest myślenie w taki sposób, ale takie jest życie - przerażające. Dorastałem w Los Angeles i trzęsienie ziemi jest tutaj czymś normalnym i doświadczyłem kilku. Na szczęście wszyscy w zespole jesteśmy zdrowi i szczęśliwi. Robimy to, co daje nam radość i staramy się, aby to było coraz ciekawsze. Słucham naszych poprzednich albumów i staram się analizować to, co zrobiliśmy. Dlaczego ludzie lubią tę piosenkę, a tej nie lubią. Zastanawiam się, co zrobiliśmy źle. To bardzo pouczające doświadczenie. Po trwającej rok trasie jesteś w stanie powiedzieć, które kawałki cieszą się sympatią ludzi, a które nie i dlaczego. Dzięki takiej nauce nie popełniasz błędów na kolejnej płycie i w ten sposób stajesz się silniejszy, bardziej kreatywny. Cały czas się uczymy i to nam pomaga. Chcemy być możliwie najlepsi w tym, co robimy.

Czy John Bechdel zagra z wami na klawiszach podczas trasy koncertowej?

Tak. On jest tym człowiekiem, który regularnie jeździ z nami na trasy. Graliśmy kilka rozgrzewających koncertów z nim i wszystko poszło doskonale. John także jest ważną osobą dla Fear Factory. Najpierw skoncentrujemy się na USA, a potem postaramy się dotrzeć wszędzie gdzie się tylko da.

Wiem, że bierzesz udział w nagraniach płyt Brujerii. Z pewnością ucieszy cię więc wiadomość, że ich najnowszy album jest bardzo popularny w Polsce.

Cieszę się, oczywiście, że się cieszę. Tym razem mieliśmy troszkę więcej czasu i dlatego to wyszło nieźle i ludziom bardzo się podoba.

Płytę wydała wytwórnia należąca do Billa Goulda, byłego basisty Faith No More. Jak współpracowało wam się z bądź co bądź wielką postacią świata muzyki?

Zagrał w kilku utworach i nie zapominamy, że bardzo pomógł nam w początkach kariery, podczas nagrywania naszego demo. Bill ma bardzo dobrą opinię w biznesie i jest niezwykle szanowanym człowiekiem. Faith No More jest jednym z moich zespołów numer jeden wszech czasów. Bez względu na to, za jaki rodzaj muzyki się brali, robili to mistrzowsko. On ma niesamowite umiejętności techniczne. Pomógł nam także, kiedy nagrywaliśmy w studiu materiał na "Digimortal". Zwyczajnie był w mieście, wpadł do studia, posiedział posłuchał i zapytał grzecznie czy nie mógłby dodać coś w kilku miejscach. To było bardzo miłe. Zawsze jest miło kiedy Bill jest w pobliżu, bo zwyczajnie jest super gościem.

Pozostaje mieć nadzieję, że Faith No More kiedyś się reaktywują.

Też bym chciał. Za każdym razem, gdy go spotykam pytam: Zagracie jeszcze razem?

I jaka pada odpowiedź?

Zawsze ta sama - Nigdy do tego nie dojdzie!. Powtarza to jak nakręcony. Wiesz, są trzy zespoły, o których powrocie marzę – Sepultura w oryginalnym składzie, The Police i Faith No More. Gdyby wszystkie powróciły na scenę byłbym najszczęśliwszym z ludzi.

Obawiam się, że to może być bardzo trudne. Najbardziej prawdopodobny wydaje się mimo wszystko powrót Faith No More. Rozmawiałem niedawno z Derrickiem Greenem z Sepultury, który powiedział mi, że Max i Igor w ogóle nie utrzymują ze sobą kontaktów. O powrocie Police nie masz chyba co marzyć.

Szkoda, że tak się podziało. Graliśmy kiedyś na trasie z Sepulturą i to są bez wyjątku wspaniali goście. Dorastałem słuchając ich muzyki, byli dla mnie wielkim zespołem, który nagrał wspaniałe płyty jak "Schizophrenia" i "Morbid Visions". Obserwowałem jak ewoluują i to było niesamowite. Kiedyś stanowili rodzinę, ale potem pojawiły się problemy natury osobistej i wszystko się rozleciało. Szkoda... Słyszałem poprzednią płytę Sepultury i to już nie jest to. Soulfly także do mnie nie trafia. Czegoś tutaj brakuje i jest dla mnie naprawdę przykre jako ich fana.

Z tego co wiem, głos Stewarta Copelanda możesz usłyszeć w jednej rozgłośni radiowych w Los Angeles, bo tam podobno pracuje i zajmuje się prezentowaniem muzyki

O, nie wiedziałem o tym. Postaram się dowiedzieć, w której, bo jestem jego fanem i chętnie posłucham muzyki puszczanej przez niego. Szkoda, że byłem jeszcze dzieckiem, kiedy The Police się rozpadali i nie zdążyłem zobaczyć ich na żywo.

Dziękuję za wywiad. Było mi naprawdę miło. Mam tylko nadzieję, że wreszcie dotrzecie do Polski.

Zapewniam cię, że przyjedziemy. Bądźcie czujni i sprawdzajcie kalendarz koncertów.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: nowy album | F.E.A.R. | The Police | muzyka | USA | okładki | nagrania | trasy | Police | przyszłość
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy