Reklama

"Cała ja"

Jennifer Lopez urodziła się w 1970 roku w Castle Hill, nowojorskiej dzielnicy Bronxu, ale jej rodzice pochodzą z Puerto Rico. Zaczęła śpiewać mając 5 lat, a jako nastolatka brała lekcje tańca. Karierę rozpoczęła jednak jako aktorka. Najpierw była rola w telewizyjnej komedii "Living Color", potem serial "South Central", a na dużym ekranie zadebiutowała w filmie "Mia Familia". Potem zagrała u boku Woody'ego Harrlesona i Wesley Snipesa w "Money Train", aż wreszcie przypadły jej główne role w filmach "Selena" (1996) oraz "Out of Sight" (u boku George'a Clooneya). W 1999 roku wydała pierwszą płytę "On The 6" i... znów sukces. Kolejne dwa albumy przyniosły jej statut supergwiazdy, który ugruntowały kolejne małżeństwa i rozwody. Pod koniec 2002 roku Lopez wydała swą trzecią płytę "This Is Me... Then". Z tej okazji opowiedziała m.in. o tytule albumu, jak pracowała nad nim, o życiowych priorytetach i o byciu gwiazdą.

Tytuł twojej nowej płyty "This Is Me... Then" odnosi się do konkretnego okresu w twoim życiu. Opowiedz o nim.

Zdecydowałam się na taki tytuł, bo przecież wszystko, co można znaleźć na moich płytach, opowiada o tym, kim i jaka jestem. Wszystko, czym się w danym czasie interesuję, czego słucham, co czuję i lubię ma swoje odzwierciedlenie w piosenkach, które nagrywam. Muzyka jest czymś bardzo intymnym, wiesz co mam na myśli? Jeżeli się jej nie czuje, nie powinno się jej wykonywać. Nagrywając ten album czułam, że mówi on o mnie w większym stopniu, niż poprzednie. Pomyślałam, że jeżeli dam go do posłuchania swoim dzieciom - powiedzmy - za 20 lat, będę mogła dodać: "Taka wtedy byłam". W tym czasie tak właśnie się czułam, takiej muzyki słuchałam i taką płytę chciałam nagrać, w ten sposób wyrażałam samą siebie. To byłam cała ja. Jeżeli wsłuchasz się w słowa na płycie, poznasz historię mojego życia z ostatnich miesięcy. Dlatego zdecydowałam się na taki właśnie tytuł.

Reklama

Jak długo pracowałaś nad tą płytą?

Okrągły rok. W międzyczasie wystąpiłam w trzech filmach - zaczęłam w grudniu 2001 roku od "Gigli". Potem była romantyczna komedia "Maid in Manhattan" i ostatnio film "Jersey Girl". Nie zamierzałam wydawać w tym roku płyty, po prostu nagle okazało się, że mam wystarczająco dużo materiału i ciągle jeszcze w mojej głowie kłębią się nowe pomysły. Kiedy miałam zdjęcia w Nowym Jorku, spotkałam się z moim producentem Corym Rooney'em, który powiedział: "Wiesz co? Może zacznę już powoli nagrywać ten materiał." Nagle zaczął coraz częściej przychodzi do mnie na plan, odwiedzać mnie po zdjęciach i tak krok po kroku przygotowywaliśmy nowe piosenki. Zanim się zorientowaliśmy, mieliśmy już gotową całą płytę! To nieprawdopodobne, ale prawdziwe.

Rozumiem, że byłaś zajęta kręceniem filmów. Czyli pisanie piosenek z hobby nagle przerodziło się w kolejną pracę po godzinach?

W momencie, kiedy tyle dzieje się w moim życiu, jako artystka wciąż poszukuję ujścia dla swoich emocji i wrażeń. I znajduję je w pisaniu piosenek. Podczas gdy w filmach gram postacie o zupełnie różnych charakterach, to chociaż płyty pokazują mnie taką, jaka naprawdę jestem.

Jak ci się pracuje z Corym Rooney'em?

Cory jest ze mną od początku - pierwsza piosenka, jaką nagrałam, była właśnie jego autorstwa i nazywała się "Talk About Us". Od tego czasu towarzyszy mi przy nagrywaniu każdego kolejnego albumu. Jest w nim coś wyjątkowego. Pracowałam już z wieloma producentami - przy każdej płycie staram się korzystać z pomocy różnych osób - ale mnie i Cory'ego zawsze łączyć będzie jakaś szczególna więź. Jest taką osobą, która potrafi dokończyć każdą moją myśl. Zdaje się wiedzieć wszystko, co chcę powiedzieć, co czuję i co robię, i muszę powiedzieć, że ja również znam go tak dobrze. Kiedy siadamy do pracy nad płytą, wytwarza się między nami jakaś wyjątkowa chemia. Oboje mamy też bardzo zbliżone gusta.

Kiedy puszcza mi coś, nad czym pracował, zawsze powtarza: "Wiedziałem, ze ci się spodoba!", i jest to prawda. Rozumiemy się bez słów, a jest to wymarzona sytuacja na linii artysta - producent.

Skąd czerpiesz pomysły na teksty swoich piosenek? Z osobistych doświadczeń?

Doświadczeń, choć niekoniecznie moich. Inspirują mnie także historie z życia innych ludzi, ich emocje, problemy, które tak naprawdę mogą dotyczyć się każdego z nas. Wszystko jednak zależy od punktu wyjścia - moich przemyśleń, tego, co w danej chwili zaprząta moją uwagę. Nieraz zaczynam pisać piosenkę o jednej sprawie, a kończę pisać o innej. Dlatego nieraz tak trudno w jednym zdaniu streścić, o czym jest dany utwór. Czasami składa się na niego kombinacja zdarzeń z życia kilku osób.

Na nowym albumie towarzyszą ci specjalni goście...

Tak, jeden utwór, "All I Have", nagrałam w duecie z L.L. Cool J.'em. Bardzo fajnie się nam pracowało, mimo że to przecież prawdziwa legenda rapu! Oprócz tego na płycie słychać The Lox, którzy rapują w singlowym kawałku "Jenny From The Block".

Czy wcześniej słuchałaś już kiedyś L.L. Cool J.'a?

Pamiętam, jak był akurat w studio, w którym nagrywaliśmy ten kawałek. Bardzo mu się spodobał, więc zapytałam, czy chce w nim wystąpić. Zgodził się od razu. Przez chwilę zastanawiał się tylko "o czym chciałabyś tu usłyszeć?, jak sobie wyobrażasz ten kawałek?" - był bardzo otwarty i chętny do wysłuchania wszystkich moich propozycji. Zaznaczał: "Pamiętaj, że to twój utwór, to ty musisz być z niego zadowolona!". Za chwilę sypnął jak z rękawa mnóstwem pomysłów i zaczął je zapisywać. A ja tylko go instruowałam: "Dobrze, źle, tak, nie". Bardzo szybko udało nam się nagrać ten kawałek - już po godzinie od powstania całego pomysłu nagrywał w studio swoje rymy.

A singlowy "Jenny From The Block", nagrany z The Lox? Jak powstał ten kawałek?

Trochę inaczej, ponieważ tym razem nie było mnie w studio, kiedy The Lox pracowali nad swoją partią. Kiedy pierwotnie skończyliśmy nagrywanie tego utworu, doszliśmy do wniosku, że chyba brakuje w nim jakiejś wstawki rapowej. Albo wstawki tanecznej, nie byliśmy do końca pewni. A wszystko wskazywało, że będzie to pierwszy singel z płyty. W końcu ktoś zasugerował mi: "Co sądzisz o The Lox? Wydaje mi się, że by tu pasowali". A ja na to: "Oczywiście, uwielbiam ich! Są na topie już od dawna i ciekawe co wymyślą na mój album". Spisali się rewelacyjnie i to od razu słychać na tym singlu.

"You're Perfect" to bardzo zmysłowa kompozycja. Swój charakter zawdzięcza orkiestrze, która nadaje jej odpowiedni nastrój. O czym opowiada?

Przy nagrywaniu utworów na płytę zależało mi na uzyskaniu ciekawego, nowego brzmienia, jakie znaleźć można na współczesnych produkcjach R&B / hip-hop, czy nawet pop. Ale w którymś momencie zabrakło mi melodyjności zwykłych, prostych piosenek, jakich słuchałam jeszcze kilka lat temu. "You're Perfect" to utwór, który równie dobrze mógłby zostać nagrany w latach 70., brzmi jak jakaś produkcja pop / soul z tamtych czasów. Zależało mi na dostarczeniu takich klimatów na płytę. Do tego niezbędne było skorzystanie nie tylko z żywych instrumentów, ale i współczesnego automatu perkusyjnego. W innych kawałkach wykorzystywaliśmy z kolei żywą perkusję.

Przy "You're Perfect&qout; nie interesowała mnie kolejna ballada w stylu hip-hop / R&B. Skoro powstała już piękna, melodyjna kompozycja, dobrym pomysłem było zatrudnienie sekcji smyczkowej, która nadałaby całości trochę seksualny, zmysłowy charakter. Zresztą do nagrywania każdego utworu podchodziliśmy w sposób szczególny.

Porozmawiajmy o klipie do "Jenny From The Block", który kręciłaś w Los Angeles. Jak było na planie? Jak pracowało ci się z reżyserem, Francisem Lawrencem?

Kręciliśmy go przez trzy dni. Francis jest wspaniały - pracowałam z nim już kilka razy, reżyserował dla mnie choćby "Waiting For Tonight" - mój ulubiony teledysk - i "Play". Świetnie się rozumiemy i czuję, że mogę mu ufać, co na planie klipu jest bardzo ważną sprawą. Tym razem pomysł na "Jenny..." jest całkowicie jego autorstwa i z tego, co wiem, świetnie sprawdził się praktyce.

W tle teledysku widać pracujących na budowie robotników. Nie peszyły cię na planie ich ciekawskie spojrzenia?

Pamiętam, że w tych dniach i tak nie byłam w najlepszej formie. Potwornie bolała mnie szyja i od połowy pleców do głowy czułam się jak sparaliżowana. Patrzyli na mnie z tyłu, a ja próbowałam coś zatańczyć i wszystko bolało mnie jeszcze bardziej. Byłam strasznie zestresowana, myślałam sobie "O mój Boże, skoro już tak stoją i marnują czas, to może powinnam naprawdę ich jakoś rozerwać".

Twoja kariera rozwija się zarówno na polu muzycznym, jak i filmowym. Czy wobec takiego pasma sukcesów zmieniają się też twoje priorytety?

Nie sądzę. Po nagraniu kolejnej płyty czy nakręceniu nowego filmu, ciągle staram się dążyć do przodu. Na tym polega kreatywność. Jako artysta mam prawo sugerować się swoim instynktem - to, czy w danej chwili jakiś pomysł mi się podoba, czy nie, decyduje o jego przyjęciu bądź odrzuceniu. Ludziom wydaje się, że moje życie jest z góry zaplanowane, że wszystko jest skrzętnie wyliczone i nic nas nie może zaskoczyć. Ale w rzeczywistości wcale tak nie jest. Musisz kierować się swoim sercem. Iść za tym, co wydaje ci się sensowne, czemu chętnie poświęcisz swoją energię i pomysłowość. Potem, podczas pracy, dajesz z siebie wszystko, ale nigdy nie możesz przewidzieć ostatecznych rezultatów.

Jest też jeszcze zawodowy aspekt tego wszystkiego. Natomiast marketing to już nie moja działka. Ja mam robić tylko to, co czuję. Najbardziej szczerze i najsolidniej, jak potrafię. A publiczność potrafi to docenić. Dopóty, dopóki potrafię wyczuć cienką granicę między życiem zawodowym a prywatnym - wszystko jest w porządku. Moim priorytetem jest i zawsze będzie rodzina. Dopiero po niej mogę stawiać sobie w życiu inne cele.

Czy kiedy jako mała dziewczynka marzyłaś o byciu gwiazdą, wyobrażałaś sobie, że będzie to wyglądać właśnie w ten sposób?

W pewnym sensie. Zawsze wierzyłam, że kiedyś będę śpiewać, tańczyć i grać, ale nigdy nie zastanawiałam się, z czym to się może wiązać. Te myśli powstają dopiero po odniesieniu pierwszych sukcesów - wtedy pojawiają się koło ciebie nowi ludzie, wkraczasz w inny świat. I w twoim interesie jest nauczyć się z tym żyć.

I dobrze się bawisz w tym świecie?

Świetnie. Staram się nie traktować siebie zbyt serio, robić to, co robię najlepiej. I mam nadzieję, że ludziom nadal będzie się to podobać.

Dziękuję za rozmowę.

(Na podstawie materiałów promocyjnych wytwórni Sony Music)

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: studio
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy