Reklama

"Artysta musi być samolubny"


Steve Winwood zaczynał profesjonalną karierę muzyczną w czasie, kiedy wielu spośród jego rówieśników pobierało jeszcze nauki w szkołach. On zaś, wraz z bratem Muffem, zdobywał muzyczne ostrogi w jazzowej grupie The Muff Woody Jazz Band. Nieco później zakochał się w rocku i najpierw został członkiem zespołu Spencera Davisa, potem zaś grupy Traffic i supergrupy Blind Faith. Z równym powodzeniem kontynuował następnie swoją muzyczną karierę pod własnym nazwiskiem.

Kto nie zna słynnego przeboju "Gimme Some Lovin'", z czasów Spencer Davis Group, czy nagradzanego Grammy "Higher Love"?

Reklama

Mimo, że nie pojawia się na pierwszych stronach gazet i w telewizjach muzycznych, Steve Winwood konsekwentnie prowadzi swoją karierę, nie zabiegając na siłę o zainteresowanie. Inna sprawa, że od dawna już nie musi tego robić. W swej muzyce miesza rock z elementami jazzu, popu, reggae, soulu. Te składniki odnajdziemy też na jego nowej płycie, zatytułowanej "About Time", którą w Polsce w czerwcu wydała wytwórnia Mystic Production. Steve nagrał ją jesienią 2002 roku w Wincraft Studios w Anglii. Oto co artysta miał do powiedzenia na temat tego wydawnictwa.


Płyta "About Time" różni się znacznie od twoich wydawnictw z lat 70. i 80.. Bardziej przypomina to, co robiłeś z Traffic i Spencer Davis Group. Czy świadomie poszedłeś w tę stronę?

Zawsze interesowało mnie łączenie różnych etnicznych elementów, co był łatwe do zaobserwowania w muzyce Traffic. Na "About Time" chyba poszedłem na tym polu jeszcze krok dalej. Dodałem tutaj elementy afrykańskie, kubańskie i brazylijskie. Wszystkie one zresztą są zakorzenione w rytmach afrykańskich. Jest tu jednak również trochę harmonicznych rozwiązań typowych dla muzyki europejskiej. Staram się zachować tę rockową podstawę i oczywiście dodawać do niej te folkowe i jazzowe smaczki. Jednak najważniejsze było to, że przygotowując "About Time" byłem całkowicie wolny od wpływów biznesowych, korporacyjnych. Zrobiłem płytę, którą naprawdę chciałem zrobić.

Czym różnił się proces nagrywania tej płyty od tego, jak powstawały wcześniejsze albumy?

Moje podejście zawsze charakteryzowało się powrotem do starych technik nagrywania. Żadnych loopów, z wszystkimi muzykami grającymi w studiu, co - ku memu zdziwieniu - nie jest już zbyt często stosowane przy nagrywaniu płyt. Kiedy graliśmy wszyscy razem w studiu, muzyka żyła i miała odpowiednie wibracje. To przypominało, zarówno pod względem stylu, jak i techniki, niektóre rzeczy, które robiłem z Traffic i z Blind Faith.

Brzmienie nowego albumu jest zdominowane przez organy Hammonda. Możesz powiedzieć, co sprawiło, że tak postanowiłeś nagrać tę płytę?

Zawsze interesowała mnie gra na basie, a Hammondy B3 umożliwiły mi to, a poza tym dały mi więcej swobody twórczej. Dzięki nim mogłem również pracować w nietypowym składzie, czyli bez basisty. Moje zainteresowanie Hammondami to czasy Traffic, kiedy graliśmy z Jimem Capaldim i Chrisem Woodem. Zawsze uwielbiałem ich brzmienie, a wyzwaniem dla mnie było opracowanie linii basu na organach. Oczywiście musiałem również pracować nad akordami, co czasami prowadziło do uproszczenia muzyki.

Jakiej muzyki słuchasz w domu?

Muzyka, której słucham w domu, to naprawdę bardzo szerokie spektrum. Chyba mogę powiedzieć na tej podstawie, że jest różnica między muzkami, a tymi, którzy muzykę kochają. Mogę sobie słuchać jakiejś muzyki czysto relaksacyjnie, a potem przejść do płyty Milesa Davisa czy Keitha Jarreta. Poza tym słucham muzyki z wielu innych powodów. Nie stronię od ludowej muzyki irlandzkiej i afrykańskiej i wszystkiego, co się pomiędzy tym znajduje. Słucham również radia, w którym także można znaleźć sporo interesującej muzyki.

Kto miał na ciebie największy wpływ spośród muzyków?

Moje wpływy pochodzą z różnych muzycznych kręgów. Największym z nich i prawdopodobnie tym, który wywarł na mnie największy wpływ, był blues. Także soul i wszystko, co jest spokrewnione z tymi dwoma gatunkami - be-bop, bluegrass, rockabilly. Artyści tacy, jak Ray Charles, Jimmy Reed, Louie Jordan, Muddy Waters, John Lee Hooker. Wpływ miała na mnie także muzyka etniczna z różnych stron - celtycka, afrykańska, afrykańsko-karaibska i to, jak była wykorzystywana w jazzie czy folku. We wczesnych latach wpływ miała na mnie również muzyka, jaką grało się w kościołach. Do tego dochodzą na przykład tacy kompozytorzy, jak Strawiński. Można śmiało powiedzieć, że jestem artystą, który cały czas był pod czyimś wpływem.

Czego mogą się po tobie spodziewać fani na koncertach?

Lista utworów się zmienia i każdy koncert będzie inny. Będą kompozycje Spencer Davis Group, Traffic, Blind Faith, jak również moje kompozycje z płyt solowych. Nie chcę, aby brakowało podczas nich jakiegoś etapu mojej kariery. Najważniejsze jest zróżnicowanie i to, aby było zabawnie i by ludzie, którzy widzieli mnie już wiele razy mogli doświadczyć czegoś innego. Będą też takie piosenki, których nie grałem na żywo od lat, o ile w ogóle je grałem. To będzie interesujący i zmieniający się zestaw utworów.

Twoja kariera solowa to seria przyśpieszeń i gwałtownych zatrzymań. Sporo czasu zajęło ci wypełnienie luki w latach 70. zanim nagrałeś płytę "Arc Of Diver" i podobnie niezbyt szybo idzie ci wypełnianie takich luk również dziś. Czy to oznacza, że ty tworzysz muzykę wyłącznie wtedy, gdy czujesz taką potrzebę, a może to jest tak, że inne projekty są dla ciebie priorytetem bądź ktoś musi cię nakłonić do nagrania kolejnej płyty?

Chyba rzeczywiście jestem osobą niekonsekwentną i tworzę muzykę tylko wtedy, kiedy mam na to ochotę. Może to brzmi zbyt samolubnie, ale ja jestem zdania, że jeśli się tworzy muzykę z głęboko osobistych pobudek, to rezultat jest znacznie lepszy ni z gdyby powstała z powodu ustaleń biznesowych. To samolubne podejście, lecz artysta musi być samolubnym, by stworzyć coś, co ma jakąś wartość. A wartość uzyska się tworząc wtedy, kiedy umysł jest w odpowiednim stanie.

Mówi się o tobie, że jesteś niespokojnym duchem twórczym. Jesteś w stanie powiedzieć, co pobudza tego ducha do tworzenia w tak różnych gatunkach muzycznych? I jak twoje inspiracje muzyczne i doświadczenia życiowe wpłynęły na twoją ewolucję muzyczną?

Przez całą karierę towarzyszyło mi pragnienie, aby dowiedzieć się jak najwięcej o muzyce. To dotyczy nie tylko różnych stylów muzycznych, lecz również różnych instrumentów. To pragnienie nauki zabrało mnie w wiele interesujących podróży. Dzięki Bogu to pragnienie nigdy nie zostało stłamszone i dlatego cały czas rozwijam się jako muzyk.

Jak posiadanie własnej wytwórni i stawianie na wolność artystyczną pomaga ci dokonywać wyborów, których podstawą jest jakość piosenek, a nie koncepcje marketingowe?

Myślę, że w przemyśle muzycznym nastał ciekawy czas. Stare rozwiązania muszą się zmienić. Stare kontrakty były wielokrotnie niesprawiedliwe. Miejmy nadzieję, że przemysł muzyczny będzie ewoluował w takim kierunku, aby bardziej działać w interesie artystów. Żyjemy w wieku komputerów i więcej muzyki dzięki temu dociera do ludzi. Nie mogę się doczekać tego, co nastąpi. "About Time" zrobiłem tak, jak sam chciałem, kierując się tym, co miałem w sercu. To była jedyna zasada, jakiej przestrzegałem. Wydając tę płytę we własnej wytwórni chciałem ją kultywować. Dzięki temu miałem także większą kontrolę, co dla mnie jest najważniejsze.

Jose Neto, gitarzysta, ma styl gry bardzo podobny do twojego, czyli taki, który zapada głęboko w pamięć. Jest delikatny, lekko funkujący. Znakomitym dodatkiem do tego jest perkusista Walfredo Reyes Jr. Powiedz coś więcej o twoim obecnym zespole.

Rdzeń zespołu stanowią trzej muzycy, czyli Walfredo, Jose i ja. Z Walfredo pracowałem od 1994 roku, kiedy reaktywowaliśmy Traffic. Jose spotkałem sześć la temu, kiedy grał z Ayeto Morrerą i Floro Puronem w zespole, który nazywał się 4th World. Pogrywałem z nimi wiele razy i serdecznie się zaprzyjaźniłem. Od tamtej pory z Jose spotykałem się wiele razy, aby pisać piosenki albo grać.

Tak więc gram z Walfredo i Jose, a co ciekawe oni grali też razem beze mnie. Jednak przed tą płytą nigdy nie graliśmy jako trio. Dwie piosenki z tej płyty zostały nagrane pierwszego dnia kiedy ze sobą graliśmy. Chodzi o utwory "Final Hour" i "Silvia". Wykorzystaliśmy też talent "Cafe" [Edsona Da Silvy - red.], który gra na instrumentach perkusyjnych i Randalla Brambletta z Atlanty, który gra na saksofonie i flecie.

Czy sądzisz, że nagrywanie w intymnej atmosferze twego studia w Gloustershire, a nie w studiu mieszczącym się w wielkim mieście miało wpływ na powstawanie tej płyty?

Lubię myśleć, że miało to znaczenie. Uważam, że to wspaniałe miejsce, wspaniała okolica. Prawda jednak wygląda tak, że studio to studio, a mikrofon, to mikrofon. I w czymś takim musimy stworzyć to, co najlepsze, czy to będzie studio telewizyjne na Manhattanie, czy stacja radiowa w Niemczech. Oczywiście uważam się za szczęściarza, że mogę nagrywać w swoim własnym studiu. Gloustershire to piękne miejsce i jestem pewien, że w jakiś sposób wpłynęło na brzmienie.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: mus | piosenki | studio | muzyka | Artysta
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy