Reklama

"Ambasador muzyki reggae"

Shaggy, czyli tak naprawdę Orville Richard Burrell, urodził się w 1968 roku na Jamajce, ale w wieku 18 lat przeniósł się na stałe do matki mieszkającej w USA. Jest wykonawcą wielu przebojów, z ?Oh Carolina" i ?Mr. Boombastic" na czele, zdobywcą nagród Grammy, a także wielu Złotych i Platynowych płyt. Jego wydany latem 2000 roku album ?Hot Shot", którego producentami są Jimmy Jam i Terry Lewis, odniósł wielki sukces w USA, znajdując po kilku miesiącach ponad 3.5 miliona nabywców. Pochodzący z niego singel ?It Wasn?t Me", w którym gościnnie pojawia się Ricardo "RikRok" Ducent, dotarł do pierwszego miejsca na liście przebojów magazynu ?Billboard", a w 2001 roku podbił Europę. Shaggy opowiada nam o służbie w wojsku, aniołach i muzyce reggae.

Shaggy to twój artystyczny pseudonim. To także postać, którą stworzyłeś...

Pseudonim ten przylgnął do mnie jeszcze w szkole podstawowej. Kiedy zacząłem się zajmować muzyką stwierdziłem, że mogę go wykorzystywać. Jednak Shaggy jako artysta powstał tak naprawdę dopiero po sukcesie "Mr. Boombastic", wtedy jakby dokładnie określiła się moja publiczność - są to głownie kobiety. Mogłem rozpocząć tworzenie całej otoczki wokół tej postaci.

Głos Shaggy'ego jest bardzo specyficzny, to może dlatego kobiety tak cię uwielbiają.

Reklama

Rzeczywiście, nie można się pomylić słuchając mojej piosenki. Od razu wiadomo, że to ja. Ten głos zrodził się w okresie, kiedy służyłem w wojsku, gdy wykonywałem te wszystkie żołnierskie przyśpiewki.

Jako nastolatek przeprowadziłeś się z Jamajki do Nowego Jorku. Jak to wspominasz?

To nie było takie straszne, bo mieszkałem w dzielnicy, w której mieszkali przede wszystkim Jamajczycy. Wokół przewijali się ludzie różnych narodowości, więc jakby nie miałem żadnego kulturowego szoku. Na pewno jednak za to było chłodniej - no i padał śnieg.

Wspomniałeś o służbie w wojsku. Powiedz coś więcej o tym doświadczeniu.

Służba w armii wiele mnie nauczyła. Przede wszystkim pozwoliła mi ukształtować swój charakter i stać się mężczyzną. Ma to jednak wiele negatywnych stron. Przede wszystkim problem polegał na tym, że w tym okresie wybuchła wojna w Zatoce Perskiej. Wiele osób mówi dziś, że to nie była żadna wojna, bo prawie nie było ofiar po naszej stronie. Ale ciekawe co powiedzieliby moim rodzicom, gdybym to ja był tym jednym z tych niewielu. Wojna dla mnie zawsze jest wyjściem ostatecznym i rzeczą, która wiąże się z cierpieniem. Mimo wszystko jednak chciałbym jeszcze kiedyś włożyć na siebie mundur.

Czy fakt, iż przed wydaniem tego albumu miałeś na koncie kilka przebojów, wpłynął na twoją pracę?

Taka sytuacja sprawiła, że czułem się bardziej zmobilizowany. Z drugiej jednak strony dawało mi to także pewien komfort, bo utrzymać poziom nie jest wcale tak trudno. Na pewno łatwiej zaczynać pracę nad płytą ze świadomością, że mam już na koncie kilka przebojów, aniżeli myśląc, że poprzednie dokonania okazały się kompletną klapą.

Jak wpłynął na ciebie sukces tego albumu? Jak zmieniło się twoje życie?

Moje życie bardzo się zmieniło. Ten sukces przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Nigdy nie przypuszczałem, że tak się to wszystko potoczy. Chciałem pobić wynik "Boombastic", ale sześć milionów płyt to naprawdę nie lada wyczyn. Teraz jestem przez to wszystko bardzo zajęty, o wiele bardziej niż kiedyś i nie mialem jeszcze czasu tym wszystkim się nacieszyć.

Czy kiedykolwiek użyłeś prywatnie tej wymówki, którą polecasz facetom w piosence "It Wasn't Me"?

Chyba nie. A jeśli nawet, to i tak coś wam powiem. W takiej sytuacji mężczyzna jest w stanie wymyślić tysiące kłamstw, tyle że one w 99% nigdy nie zadziałają. Niestety.

Jak poznałeś RikRoka, który napisał dla ciebie kilka utworów na ten album?

RikRok to kompozytor, którego swego czasu przedstawił mi jeden z moich przyjaciół. Któregoś dnia weszliśmy razem do studia. Ja miałem kilka pomysłów i on też coś przygotował. Przez cały dzień żonglowaliśmy tymi pomysłami, aż w końcu powstało kilka utworów. Przekonałem więc producentów, że warto skorzystać z jego usług i tak już zostało.

W Stanach Zjednoczonych z tej płyty wydano już pięć singli. Jak to możliwe?

To bardzo prosta sprawa. Po prostu trafiły one na ścieżki dźwiękowe do różnych filmów. To już taka specyfika tego rynku muzycznego.

Czy wierzysz, że muzyka reggae jest uniwersalnym językiem rozumianym na całym świecie?

Muzyka reggae na pewno jest uniwersalnym językiem, ale to można powiedzieć o każdej muzyce. Reggae to jednak także cała kultura, styl życia. Z tą muzyką na pewno wiąże się wiele rzeczy, których nie ma w innych gatunkach. Tych, którzy nią żyją, można poznać po ubiorze, poglądach. Idąc na koncert reggae tę specyfikę możesz dosłownie poczuć w powietrzu. (śmiech)

Czy dzięki sukcesowi Shaggy'ego, muzyka reggae stanie się bardziej popularna?

Dzięki temu, że jestem tak popularny, muzyka reggae na pewno wiele skorzysta. Przede mną było wielu innych, którym się to udało. Jest taka zasada, że jeśli ktoś z tego kręgu kulturowego zostaje gwiazdą, to jednocześnie staje się ambasadorem tej muzyki na świecie i ja też nim jestem.

Po tym całym zamieszaniu, ile jeszcze w Shaggym zostało Jamajczyka?

Nadal jestem w stu procentach Jamajczykiem. Nic się nie zmieniło. Jestem dumny ze swego pochodzenia.

Opowiedz coś o teledysku do piosenki "Angel"

Historia jest dość prosta. Na tym świecie jest dobro i zło. Z jednej strony Shaggy jest wystawiany na wiele pokus, a z drugiej strony pojawia się mój anioł stróż, który wybawia mnie z opresji. W teledysku wystąpiło wiele anielskopięknych kobiet i jeśli tak wygląda niebo, to chce się tam znaleźć i to szybko. Teledysk opowiada typową historię. Facet zostawia jedną kobietę dla drugiej. On myśli, że jest dla niego aniołem, ale po kilku dniach okazuje się, że to jednak nie to i okazuje się, że to, czego w życiu chciał, zostawił i musi wrócić do poprzedniej dziewczyny.

Ważną postacią w tym utworze jest Rayvon...

Rayvona znam bardzo długo. Od lat jesteśmy muzycznymi partnerami. Bardzo dobrze się rozumiemy i to wspaniałe mieć takiego przyjaciela. On teraz pracuje nad swoim albumem i wróżę mu spory sukces.

To jednak nie jedyny gość na płycie...

Tak, udało mi się zaprosić do współpracy wielu gości. Są to ludzie, którzy bardzo wzbogacili tę płytę. Każdy z nich, o ile jeszcze nie jest gwiazdą, to na pewno wkrótce nią zostanie. Tych nazwisk jest naprawdę wiele. Mam wspaniałego menedżera, który potrafił to wszystko zorganizować. Każdy z nas ma swoje własne doświadczenia i dzięki temu mogliśmy je wymieniać. To zresztą procentuje w naszej wytwórni Big Yard Family, gdzie każdy z nas robi sobie takie projekty na boku i gdzie nawzajem się wspieramy w każdy możliwy sposób. To jest jedna wielka drużyna.

Co będziesz robił po zakończeniu promocji płyty "Hotshot"?

Na pewno dalej będę zajmował się muzyką. To jest moja największa miłość. Na pewno, jeśli pojawią się jakieś inne propozycje, typu rola w filmie lub prowadzenie programów telewizyjnych, na pewno się nad tym zastanowię. Ciężko jest cokolwiek przewidywać.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: wojna | USA | muzyka | ambasador
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy