Reklama

"Powoli uda się nam podbić wszystkie terytoria"

Zespół Us 5 jest najpopularniejszym boysbandem pierwszej dekady XXI w., sukcesywnie podbijając kolejne kontynenty, lansując takie hity, jak "Maria", "Just Because Of You", "In The Club" czy "Rhythm Of Life". Grupa promuje teraz reedycję ostatniej płyty "In Control" trasą koncertową, także w Polsce. Zaraz po rozstaniu z Michaelem Johnsonem, zespół Us 5 opowiedział w rozmowie z Pawłem Kasa o wcześniejszych doświadczeniach muzycznych, najciekawszych wspomnieniach z dotychczasowej kariery, stopniowym podbijaniu świata, a także czy Tokio Hotel to też boysband.

Moje pierwsze pytanie dotyczy Waszego ostatniego albumu "In Control" . Dlaczego promowały go tylko dwa single?

Jay: Nasz pierwszy album "Here We Go" ukazał się po drugim singlu. "In Control" z kolei ukazał się mniej więcej równolegle do pierwszego singla promującego ten album. Wyniki sprzedaży okazały się bardzo dobre, więc nie było tak naprawdę potrzeby, żeby promować go bardziej - zwłaszcza że w kilku krajach zdobył "Złoto" i "Platynę". Prawie natychmiast po piosence "One Night With You", która była drugim promującym go singlem, postanowiliśmy dać naszym fanom coś nowego, coś świeżego, tak, aby mogli kupić coś innego niż to, co i tak już mieli na albumie. Dlatego zdecydowaliśmy się nagrać utwór "Rhythm Of Life".

Reklama

W "Rhythm Of Life"pojawiają się motywy z klasycznego kawałka Duran Duran z lat 80-tych, "Wild Boys". Dlaczego wybraliście akurat ten utwór?

Izzy: Duran Duran to klasyka lat 80-tych i wspaniała muzyka, z którą może się identyfikować wiele osób, które słuchały tej formacji w tamtym okresie. To był najlepszy sposób, żeby tchnąć nowe życie w utwór, który jest już klasyką - dać możliwość poznania go dzisiejszym słuchaczom, a zarazem punkt odniesienia słuchaczom nieco starszym.

Jay: Właściwie cała historia z powstawaniem tego utworu wygląda tak: początkowo chcieliśmy nagrać jego cover, chcieliśmy po prostu nagrać cover "Wild Boys". Mieliśmy już podkład, ale kiedy spróbowaliśmy dograć to tego wokal, coś było nie tak, nie brzmiało to tak jak trzeba. Wyszliśmy ze studia i mówiliśmy sobie, że playback jest świetny, ale jeśli zostawimy to w takim kształcie, to będzie to w pewien sposób wstyd i marnotrawstwo muzyki. Dlatego dograliśmy nowe ścieżki i w ten sposób "Rhythm Of Life" stał się tym, czym jest.

A zatem które nagranie chcielibyście wykorzystać w swoim kolejnym utworze?

Izzy: O, tutaj od każdego z nas usłyszysz coś zupełnie innego.

Chris: Każdy z nas ma inny gust muzyczny, lubi różne gatunki, ciężko mi powiedzieć, jak jest w przypadku reszty chłopaków... Ja osobiście chciałbym zsamplować jakiś utwór Michaela Jacksona.

Izzy: Ja wybrałbym jakiś kawałek Linkin Park, coś rockowego.

Jay: Prince albo George Michael. Prince ma wiele świetnych utworów, tak samo zresztą jak wielu innych artystów dzisiaj. Fajnie byłoby zagłębić się w jego twórczość i wydobyć z niej coś nowego, to bardzo inspirujący wykonawca, uwielbiam jego muzykę, więc może właśnie jakiś jego kawałek.

Richie: Jeśli chodzi o mnie, to Rihanna. Uwielbiam ją. Która piosenka? No cóż, właściwie w jednej z jej piosenek, którą uwielbiam - "Don't Stop The Music", już zsamplowano elementy innego utworu... (Chris, Izzy, Jay: To Michael Jackson!) Tak, to Michael Jackson. Więc może powinienem powiedzieć Michael Jackson?

US5 nie jest z pewnością formacją, w której stawialiście swoje pierwsze muzyczne kroki. Gdzie nabieraliście doświadczenia zanim staliście się znani jako US5?

Chris: Ja zawsze interesowałem się muzyką, tańcem, tańczeniem do różnych utworów. Kiedy miałem 11 lat, zacząłem śpiewać w moim pierwszym chórze, to był kościelny chór... śpiewałem w nim przez jakiś czas. Potem zająłem się na poważnie tańcem, no a potem pojawił się program "Big in America", w którym wystartowaliśmy... i od tego czasu jestem w US5.

Izzy: Jeśli chodzi o mnie, to wcześniej śpiewałem w innym zespole, Exact z Florydy. Ale nie odnosiliśmy zbyt wielkich sukcesów, więc cieszę się, że pojawiło się US5.

Jay: Ja zawsze kochałem muzykę, myślę sobie nawet, że słuchałem muzyki jeszcze w brzuchu mojej mamy, zanim wyszedłem stamtąd na świat. Muzyka zawsze mnie otaczała, uwielbiałem się nią bawić, słuchać różnych wykonawców. Napisałem sporo kawałków dla innych niemieckich artystów jeszcze zanim pojawiło się US5 ? w ten sposób wszedłem w kontakt z branżą muzyczną.

Richie: A ja nigdy nie interesowałem się aż tak bardzo muzyką. Lubiłem ją, oczywiście, muzyka mnie inspiruje i uwielbiam jej słuchać, w zależności od nastroju w jakim jestem. Ale nigdy tak naprawdę nie interesowałem się muzyką, dopóki nie trafiłem to US5. Można powiedzieć, że muzyka odnalazła mnie dzięki US5.

Rozumiem. Jesteście bardzo popularni w Europie, a co z resztą świata? Jakie są wasze szanse na amerykańskim rynku muzycznym?

Chris: Właśnie wróciliśmy z Azji, gdzie odbywaliśmy tournee promujące naszą płytę. To niesamowite, ale kiedy wylądowaliśmy na japońskim lotnisku, czekało na nas mnóstwo dziewczyn, spotkaliśmy się z bardzo ciepłym przyjęciem. Nie możemy się już doczekać, kiedy tam wrócimy, to był niesamowity sukces i mamy nadzieję, że będzie jeszcze większy.

Izzy: Zdecydowanie zawsze chcieliśmy być zespołem globalnym. Po naszym pobycie w Azji, w Japonii, gdzie spotkaliśmy się z takim przyjęciem, to według mnie tylko kwestia czasu. Prawda, Jay?

Jay: Kiedy patrzy się na to z perspektywy czasu, widać, że lepiej jest zdobywać stopniowo poszczególne rynki, jeden po drugim. Jeśli odnosisz od razu światowy sukces ze swoim pierwszym singlem, potem jest bardzo ciężko utrzymać się na szczycie, kontrolować te wszystkie rynki jednocześnie.

Z nami było właśnie tak, że zawsze zdobywaliśmy jeden rynek po drugim. Zaczęliśmy od Ameryki i naszego pierwszego tournee w tym kraju, potem wróciliśmy na jakiś czas do Niemiec, Austrii i Szwajcarii, potem przyszła kolej na Polskę i resztę Europy Wschodniej, na Rosję...

A teraz wróciliśmy z Azji, gdzie poszło nam naprawdę rewelacyjnie, więc myślę, że powoli, powoli, uda się nam podbić wszystkie terytoria.

Pojechaliście do Azji po wydaniu dwóch albumów. Dlaczego tak późno?

Jay: No tak, pojechaliśmy tam w ramach promowania naszego drugiego albumu. Tak naprawdę nie jest to wcale aż tak późno, Wystarczy przypomnieć sobie inne grupy, na przykład Backstreet Boys. Oni polecieli za ocean dopiero po wydaniu trzeciej płyty w Europie. Na to naprawdę potrzeba czasu, trzeba poznać rynek, zbudować bazę fanów, dać sobie czas na poznanie rynku. Nie można tak po prostu gdzieś się zjawić i w następnej chwili zniknąć. Ludzie muszą cię dobrze poznać, a my nie lubimy się śpieszyć.

Grupie, która odnosi takie sukcesy, musi być ciężko zaczynać wszystko od nowa na każdym kolejnym rynku...

Chris: Nie, tak naprawdę dobrze się przy tym bawimy. Musimy się na nowo zaprezentować, bo tamtejsza publiczność nas jeszcze nie zna. Zdecydowanie takie doświadczenie jest w pewnym sensie czymś odświeżającym.

Izzy: Zdecydowanie czymś bardzo ekscytującym. Za każdym razem kiedy startujemy na nowym rynku, czujemy się jakbyśmy zaczynali wszystko od nowa. To takie nowe, świeże uczucie, podekscytowanie. Przed pierwszym wyjściem na scenę wiesz, że ci ludzie nie wiedzą zbyt wiele o tobie, możesz im zaprezentować tyle nowych rzeczy... Tak, ja naprawdę uwielbiam stopniowe zdobywanie nowych rynków, jak to ujął Jay.

Waszym największym rywalem na listach przebojów jest rockowa formacja Tokio Hotel. Lubicie ich twórczość?

Jay: Bardzo szanujemy Tokio Hotel. Zaczynaliśmy mniej więcej w tym samym czasie, o nas chyba było słychać troszeczkę wcześniej... Od tego czasu minęły już trzy lata. W tym czasie pojawiło się wiele zespołów, które próbowały wskoczyć do tego samego pociągu. Ludzie z branży muzycznej zobaczyli, że pomysł z tworzeniem zespołów, które stają się sensacją wśród nastoletnich słuchaczy, działa. Myśleli więc, że da się wcielać go w życie nieskończoną ilość razy, ale okazało się, że nie jest to takie proste.

W pewien sposób taka sytuacja zbliżyła nas do Tokio Hotel. Po trzech latach ciągle jesteśmy w grze - i my i oni. Mamy więc dla nich wielki szacunek, szczególnie dla Billa. To rewelacyjny frontman, wychodzi na scenę i naprawdę porywa tłum. To nie przypadek, że niemiecki zespół odnosi tak wielki międzynarodowy sukces. To naprawdę nie jest przypadek. Tak więc czujemy do tej formacji wielki szacunek.

Czy waszym zdaniem nie wygląda to tak, że Tokio Hotel to swego rodzaju rockowy boysband, a nastoletni słuchacze są już znudzeni popowymi boysbandami?

Izzy: Nie, moim zdaniem to wcale nie jest tak. Tak jak już powiedział Jay, po trzech latach my i Tokio Hotel nadal liczymy się w tej branży. Wystarczy popatrzeć na notowania - za każdym razem, kiedy ukazuje się nasz nowy singiel albo ich nowy singiel, zawsze trafia do pierwszej piątki.

Sprzedaż płyt, sprzedaż biletów na koncerty - wszystko to pokazuje, że to nie jest tak, że słuchacze lubią jeden zespół a drugiego nie. Nie mają żadnego problemu z tym, żeby lubić oba - to dwa różne style muzyczne, dwie różne formacje.

Na pewno można powiedzieć, że w pewnym sensie to młody zespół, ale nie nazwałbym ich jakąś grupą dla małolatów. Ich granie jest zorientowane na rock. Część nastoletnich słuchaczy to fani rocka, inni to fani popu. Na scenie są oni i jesteśmy my, czyli jest coś dla każdego.

Co sądzicie o popularności innych grup o podobnej stylistyce?

Jay: Kiedy zaczynaliśmy, żaden boysband nie był tak naprawdę popularny. Była grupa Blue, ale oni byli już u schyłku kariery. Spotkaliśmy się z nimi raz i byli dla nas bardzo mili. Mieliśmy wiele szczęścia jako zespół. Kiedy zaczynaliśmy, byliśmy kompletnie nowi w tej branży, nie wiedzieliśmy nic. Wszyscy okazywali nam wiele wsparcia, choć przecież wcale nie musieli. Sami często musieliśmy czerpać przykład z innych, dlatego za każdym razem, kiedy na rynku pojawia się nowy boysband, życzymy im wszystkiego najlepszego.

Chłopcom należy się wielki szacunek za to co robią, co próbują osiągnąć, ale to nie jest takie łatwe jak się wydaje. To wymaga czegoś więcej, nie wystarczy wskoczyć do tego samego pociągu co inni i robić to, co inni. Trzeba mieć własną oryginalność, własny styl, charyzmę i grać właściwą muzykę. Nie wystarczy powiedzieć: to nowy boysband, naprawdę świetnie sobie radzą, możemy powtarzać ten scenariusz bez końca. To nie tak.

Izzy: Dla nas to nie problem, jeśli jesteśmy drugim ulubionym boysbandem naszych fanów.

Jednym z najważniejszych elementów waszej pracy jest taniec. Czy ciężko jest zapamiętać tą całą choreografię?

Izzy: Oczywiście na początku jedni są bardziej doświadczeni w tańcu, inni mniej. Ale teraz, po trzech latach w tej branży, to już niemal nasza druga natura. Jesteśmy formacją wokalno-taneczną, gdybyśmy sobie z tym nie radzili, to by nas tutaj nie było. Oczywiście, to jest w pewien sposób stresujące, ale również...

Chris: To zabawa.

Izzy: ...Tak, to zabawa, to coś, co możesz tak na dobrą sprawę robić sam, kiedy chcesz i gdzie chcesz.

Chris: Jeśli chodzi o naszą następną trasę, to część choreografii będziemy przygotowywać sami. Czujemy się w pewien sposób uprzywilejowani, że mamy taką możliwość.

Czy kiedykolwiek myśleliście o tym, żeby nagrać przynajmniej jeden utwór z innym wykonawcą?

Richie: Czy kiedykolwiek o tym myśleliśmy?! Oczywiście, że tak! Planujemy coś takiego. To ma być wielka niespodzianka, dlatego nie możemy teraz nic zdradzić, ale zdecydowanie chcemy nagrać coś wspólnie z innym wykonawcą, planujemy pojawić się w utworze innego wykonawcy.

Jay: Współpraca z innymi artystami to naprawdę świetna rzecz, zwłaszcza z takimi, których wcześniej nikt nie łączył ze stylistyką boysbandów. Właśnie taka współpraca zwiększa atrakcyjność zespołu, dlatego jeśli chcesz nagrać z kimś wspólny kawałek, powinieneś wybrać artystę reprezentującego inny gatunek muzyczny. Nigdy nie wiadomo, co może z tego wyjść. Będziemy was trzymać w niepewności, chcemy was zaskoczyć.

Czy po trzech latach w tej branży możecie wskazać najlepsze i najgorsze momenty waszej kariery?

Chris: To jest tak, że zawsze są momenty lepsze i gorsze. Ale moim zdaniem tych dobrych było zdecydowanie więcej. Ogólna suma naszych doświadczeń jest pozytywna. Tak wiele podróżujemy, spotykamy się z fanami, zaznajemy tak wiele sympatii i wsparcia. A najważniejsze jest to, że możemy występować na scenie, możemy robić to, co kochamy. Dlatego nie mogę przypomnieć sobie żadnych złych momentów. Chociaż na pewno jednym z negatywnych aspektów jest rozłąka z rodziną i przyjaciółmi. Ale cała reszta to bardzo dobre i pozytywne doświadczenie.

Izzy: Dla mnie najgorszy moment miał miejsce podczas naszej pierwszej trasy, kiedy doznałem kontuzji kolana i konieczna była operacja. Nie mogłem tańczyć przez dobrych kilka miesięcy, byłem przykuty do łóżka i bardzo nieszczęśliwy. To było okropne.

A najlepszym momentem była dla mnie chwila, kiedy po raz pierwszy odbieraliśmy "Złotą płytę", za piosenkę "Maria". Graliśmy wtedy koncert w Niemczech, a nasz manager przerwał występ i wyszedł do nas na scenę z naszą "Złotą płytą". W ten sposób mogliśmy podzielić się tym sukcesem z fanami. To był wspaniały moment.

Albo to zdarzenie, kiedy lecieliśmy prywatnym samolotem z jednego miasta do drugiego, żeby odebrać nagrodę od pewnej rozgłośni, a potem wróciliśmy, żeby zagrać jeszcze jeden koncert... To było męczące, ale zapadło mi w pamięć.

Jay: Dla mnie takim momentem, kiedy byłem naprawdę urzeczony i pozytywnie zaszokowany, była druga trasa promocyjna w Polsce. Pierwszy raz występowaliśmy u was na Jetix Kids Awards. Byliśmy po prostu jednym z występujących tam wykonawców. Byliśmy nowi, ludzie przyglądali się nam, był pewien entuzjazm i generalnie pozytywna reakcja, ale nie był to żaden szał.

Po raz drugi przyjechaliśmy po dwóch latach, w międzyczasie ukazał się album. Nie spodziewaliśmy się niczego szczególnego, może oczekiwaliśmy, że będzie trochę więcej fanów, mieliśmy rozdać trochę autografów w Warszawie, Katowicach, i jeszcze gdzieś... A to, co się stało, było niewiarygodne.

W Katowicach po nasz podpis przyszło prawie pięć tysięcy osób. Nie mogliśmy podpisać tych wszystkich płyt, bo policja musiała to przerwać... To było naprawdę niesamowite, od tego czasu wiemy, że zajmujemy szczególne miejsce w sercach polskiej publiczności. Dlatego też każdy nasz występ tutaj traktujemy bardzo poważnie, wiemy, że ludzie chcą nas tutaj słuchać. Polskie media i przede wszystkim fani zawsze traktowali nas rewelacyjnie i dlatego o was nie zapominamy, dlatego jesteśmy tutaj dzisiaj.

Nie macie tutaj zbyt wiele jednorazowych zagranicznych występów, dziś chyba tylko my gramy u was, ale to dla nas nieważne, nie mamy do was daleko, więc dlaczego nie mielibyśmy przylecieć?

Richie: Ja chyba zgadzam się z Chrisem. Cała ta przygoda jest tak oszałamiająca, tak wspaniała... Mamy na koncie tak wiele sukcesów. To, co mamy, to niesamowite błogosławieństwo. Dla mnie to wszystko jest wspaniałe. Wszystkie gorsze momenty, nie mogą przeważyć tych dobrych. To niesamowite przeżycie.

Oczywiście było wiele szczególnych momentów, takich jak pierwsze wyróżnienie, nasza pierwsza okładka w "Bravo", pierwszy Złoty Otto, jakiego dostaliśmy od czytelników "Bravo"... Niezliczone mnóstwo rzeczy. To wszystko było wspaniałe.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: XXI wiek | słuchać | szacunek | Michael Jackson | muzyka | hotel | tokio | uda | powoli
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy