Reklama

"Poruszyć kręgi szyjne"

Rzeszowska grupa One Milion Bulgarians powstała wiosną 1986 roku. Zadebiutowała na festiwalu muzyków rockowych w Jarocinie, gdzie została bardzo dobrze przyjęta. Wkrótce jej utwory "Czerwone krzaki" czy "Wysadzony za wysoko" trafiły na czołówki list przebojów. Zespół dowodzony przez wokalistę Jacka Langa pojawił się na najważniejszych imprezach ówczesnego rocka. Debiutancka płyta "One Milion Bulgarians" została zatrzymana przez cenzurę i zamiast w 1987 roku ukazała się dopiero na przełomie 2004 i 2005 roku (jako "Pierwsza Płyta"). Pod koniec lat 80. Jacek Lang i Krzysztof Trznadel (bas) wyjechali do Francji, gdzie powstała płyta "Teraz albo nigdy".

W połowie lat 90. muzycy wrócili do Polski, w tym czasie doszło też do kolejnej zmiany składu, a także złagodzenia brzmienia - efektem była płyta "Langusta" (1994). Podsumowaniem 20-lecia Bułgarów jest podwójne wydawnictwo "Rocklad Jazzdy" (premiera 11 września 2006 r.), zawierające nowe utwory oraz 20 koncertowych nagrań z okresu 1986-2006. Po premierze Jacek i Kasia Markiewicz opowiedzieli Emilii Chmielińskiej o sytuacji w polskim show biznesie, czerwonych krzakach i... wierze w kosmitów.

20 lat minęło. Czujecie się faktycznie legendą nowej fali, jak bywacie reklamowani?

Reklama

Jacek Lang: W sumie to faktycznie jesteśmy legendą nowej fali. Od 20 lat jesteśmy zespołem, który prezentuje dziwne, ambitne i nowatorskie na rynku rzeczy. To, że jesteśmy trochę po macoszemu traktowani przez niektóre media, to jest niestety wynik naszej polityki strukturalno-osobowej.

Wiadomo, żeby zostać gwiazdą to trzeba być przede wszystkim warszawiakiem, najlepiej byłoby zapisać się do jakiejś partii. My takich rzeczy nie robimy, stąd nie zawsze o nas słychać, a niektórzy nie chcą nas w ogóle pokazywać, bo się boją - właśnie takich odważnych stwierdzeń. Jest kilka osób, które myśmy zaatakowali, które ewidentnie na tym rynku się usadowiły chyba za bardzo.

Myślę, że z ich powodu wielu artystów nie ma wejścia na rynek. Ja nie jestem niczyim wrogiem - my nie chcemy nikogo atakować, my nie chcemy się na nikim mścić, my nie chcemy rozstrzeliwać, wieszać, krajać na kawałki. My chcemy po prostu grać naszą muzykę i mieć możliwość pokazania jej ludziom.

Debiutowaliście w Jarocinie, w dodatku od razu z sukcesem. Jak wspominacie tamten festiwal i czy widzicie teraz dla siebie miejsce na tego typu imprezach?

Jacek Lang: Jarocin z pewnością był rewelacyjną, genialną imprezą jak na tamte czasy i tamtą sytuację. Był to ewenement kulturowy. Komuniści i oficjalne struktury artystyczne próbowali traktować ten festiwal marginalnie, próbowali naigrywać się z tych muzyków, próbowali traktować ten festiwal jako przestępczy proceder. Było wiele różnych problemów na miejscu związanych z działalnością służb specjalnych, inwigilacją. Ale pomijając te wszystkie niemiłe sytuacje, to jednak ten festiwal spełnił swoją rolę - bo pozwolił jakieś innej grupie - spoza prominentnych układów rządowo-narodowych - się przebić i tu nawet nie chodziło o politykę.

Zdolni, ambitni, młodzi muzycy chcieli fajnie grac, coś ludziom przekazać, pokazać coś oryginalnego, innego, czego w Polsce brakowało. Chcieliśmy ludziom dać coś, czego nie dawał im ani zespół Perfect, ani Budka Suflera, ani Lady Pank, które grały - powiedzmy sobie szczerze muzykę chłamową - od kotleta do rakiety.

Punk rock, nowa fala - te rzeczy ambitne naprawdę zmieniły oblicze muzyki w Polsce, zresztą na całym świecie. To na pewno była wielka szansa dla Bułgarów, nam się udało zaprezentować w Jarocinie. Myślę, że festiwal Woodstock jest kopią Jarocina. Jest to już festiwal nowych czasów i on już po nowemu traktuje nowych artystów, ale i źle traktuje niektórych artystów.

Owsiak stara się jak może, robi co może żeby pomagać chorym dzieciom i dofinansować szpitale - nam się to bardzo podoba, też braliśmy udział w kilku edycjach WOŚP. Jednak od jakiegoś czasu przestano nas zapraszać na WOŚP, na Woodstocku nie zagraliśmy nigdy. Dostaliśmy pismo od Owsiaka - napisał, że nasz zespół nie nadaje się na Woodstock, że lepiej żebyśmy na takim festiwalu nie grali.

Uważam, że to jest policzek w twarz, nie zapomnę tego - tak się nie traktuje ludzi zasłużonych dla polskiej sztuki, weteranów. Jeśli oni w kółko mają zamiar zapraszać zespół Hey i Dżem to ja bardzo dziękuję za taką nową formułę festiwalową w Polsce.

Nietypowy tytuł ostatniego wydawnictwa "Rocklad Jazzdy" sugeruje, że i rock, i jazz nie jest wam obcy. Prawda to? Jakie macie podejście do tego typu muzyki?

Kasia Markiewicz: Jazz bardziej jako twórczość - taka w dużym stopniu improwizowana w momencie nagrań i powstawania tekstów- płynąca bardzo mocno z głębi serca. I może faktycznie można to z jazzem skojarzyć. Jednak sama muzyka nie ma z jazzem nic wspólnego.

Jacek Lang: Ja lubię takie gry słowne i zabawy językiem - i pewnie stąd taka nazwa płyty "Rocklad Jazzdy". W tej nazwie chodzi o zawarcie dwóch słów: rock i jazz. Akurat to sformułowanie "rozkład jazdy" jest bardzo wygodne i wiele może powiedzieć, zwłaszcza jeśli jest to tytuł płyty zespołu rockowego.

Rozkład - wiadomo może się kojarzyć dwojako - rozkładówka - mapa, wykaz autobusów, pociągów przyjeżdżających i odjeżdżających. Tu chcieliśmy wskazać troszkę na taką powszechność używania niektórych słów - a ludzie nie bardzo zdają sobie sprawę z tego co to tak naprawdę znaczy. Można by tę płytę nazwać "Rozkład jazdy" bez tych zmian - Rozkład zamieniłem "z" na "c" i wyszedł rock.

Ach! Wszyscy lubią to słowo - ale polska branża nie lubi tego, gdy wymyśli to Jacek Lang. Gdyby wymyślił coś takiego Jacek Cygan to byłoby OK. I byłyby zachwyty - och jaki piękny pomysł, jaka trafność, co za niesamowite sformułowanie, przebłysk geniuszu. Ale w przypadku gdy to wymyśliła taka osoba jak ja, jest to traktowane zdawkowo, po macoszemu. A to nie nasz, a to on nie z Warszawy itd...

Kasia Markiewicz: Ale ja jestem Jacek z Warszawy

Jacek Lang: I bardzo Cię lubię.

Nie chcę używać drastycznych sformułowań, ale używa się wobec nas bardzo perfidnych metod, żeby nas wyeliminować, a jedyną naszą bronią są nasze słowa i nasza muzyka. Dlatego pozwoliłem sobie bardzo, bardzo wysoko podnieść poprzeczkę - zarówno jeśli chodzi o teksty i muzykę, ale także o całą zawartość ideologiczną i intelektualną.

W waszej twórczości można odnaleźć wiele elementów - od nowej fali, industrialu, gotyckiego rocka po niemal taneczny trance. A jak wy byście opisali swoją muzykę?

Jacek Lang: Nasza muzyka jest połączeniem kilku gatunków, o ile nie kilkunastu. Jest to muzyka eksperymentatorów, jest muzyką ludzi z przyszłości , niezaspokojonych artystycznie, jest z pewnością też muzyką jakiegoś buntu. Nie chodzi o to, żeby walczyć ze wszystkimi, żeby wszystko negować.

Wiadomo, że ta muzyka to punk rock, post rock, oczywiście nasza królowa nowa fala, zimna fala, jej siostra i brat metal. Jednak przede wszystkim rock i alternatywa. Nikt nie zaprzeczy, że to nie jest zespół rockowy. Ja wiem, że w tym kraju etykietkę rock chciano by przypiąć tylko zespołowi Perfect. Ale Bułgarzy to też rock.

Kasia Markiewicz: My gramy to, co nam w duszy gra. Słuchamy bardzo różnej muzyki. Ja nie lubię mówić o tym jaką my muzykę gramy, bo na to pytanie nie da się do końca odpowiedzieć. Nazwijmy to po prostu alternatywą dla tego wszystkiego, czego nie ma na polskim rynku.

Jacek Lang: My gramy to, czego się nie robi, nawet w Warszawie.

Na drugiej płycie "Rockladu Jazzdy" znalazły się nagrania koncertowe z ostatnich 20 lat, w tym aż trzy wersje "Czerwonych krzaków". Czy to wasz ulubiony utwór? Opowiedzcie o tym jak on się zmieniał przez te lata.

Jacek Lang: Utwór jest rzeczywiście przez nas bardzo lubiany, ale chyba bardziej lubiany przez publiczność i zdaje się, że też przez kilku redaktorów, którzy wtedy ten utwór bardzo promowali. To nas cieszy - bo to dało nam dowód na to, że jednak w tym kraju nie wszystko jest beznadziejne, nie wszyscy ludzie są beznadziejni, nie wszystkie media są zaprzedane diabłu, czerwonemu diabłu (śmiech).

Myślę, że jest co najmniej kilka innych utworów, które zasługują na równe docenienie. A na tej płycie są faktycznie 3 wersje utworu "Czerwone krzaki", po to, żeby pokazać jak ta nasza muzyka ewoluuje na przestrzeni lat. A skoro "Czerwone krzaki" były najbardziej wypromowanym utworem, więc na jego przykładzie najprościej było pokazać jak to się rzeczywiście zmieniało. Nasza muzyka się zmienia.

Od tych 20 lat praktycznie nie nagraliśmy ani takiej samej płyty, ani podobnych przebojów, dźwięków. Ja zawsze odważnie skakałem na te płyty, zawsze chciałem zrobić coś innego, coś bardziej dziwnego, albo w ogóle odkręcić - po tych dziwnych i zawiłych rzeczach lat 80. nagle wydaliśmy we Francji zupełnie komercyjną płytę, która też na pewno bardzo by się spodobała, gdyby ją tylko nachalnie wypromować, tak jak się promuje np. Marylę Rodowicz.

Myślę, że eksperymentować trzeba. Ryzyko jest takie, że dużo naszych starych fanów machnęło na nas ręką twierdząc "a słuchajcie, bo myśmy myśleli, że będzie tak jak kiedyś, że będzie tak jak Czerwone Krzaki, że w kółko to samo będziecie grać, a my będziemy w kółko tak samo skakać". A ja bym chciał, żeby ludzie zaczęli inaczej skakać, żeby zaczęli się inaczej poruszać, żeby te kręgi szyjne w końcu poruszyć.

My eksperymentujemy tam gdzie widać, że da się coś zrobić. A muzyka jest takim magicznym medium, w którym można wiele pokazać. Bez względu na to, ile ludzi to zobaczy - ważne jest to, co zobaczą i co przekażą innym. Myślę, że właśnie tu chodzi o to, żeby dać pomyśleć, dać rozruszać te mózgownice. I niech ludzie mówią "A Bułgarzy wydali kolejną płytę, a co ten Lang znowu coś wymyślił". I oto chodzi.

Ja cały czas chce udowadniać, że na "Czerwonych krzakach" się nie skończyło i no chyba 20 lat udowodniło, że się nie skończyło. Złośliwi mówili o nas - a to będzie zespół jednego przeboju. My udowodniliśmy i udowodniamy cały czas, że Milion Bułgarów to nie głupawe piosenki, nie tylko proste gitarki, nie tylko grzeczne teksty, ale troszkę charakteru, który jest w naszym życiu. Polacy mają swoją głębię, mają swój odcień i Milion Bułgarów chce to pokazać.

W nowych utworach opowiadacie o różnych lękach i obawach, dotyczących zarówno pojedynczych osób, całego świata ("Piekielny czad"), a nawet kosmosu ("Rozkład jazdy"). To w większości przypadków dość pesymistyczne wizje - nie ma zatem ratunku?

Jacek Lang: Ja często słyszę, że my mamy dużo pesymizmu, dużo negacji. Pojawiają sie pytania dlaczego tak ciemno u was, dlaczego tak czarno. Powiedzmy sobie szczerze, przyglądając się naszemu codziennemu życiu - nie polega ono na samych superlatywach i nie ma cały czas kwiatuszków i miodu płynącego z mlekiem. Są przykre rzeczy, są nieszczęścia, katastrofy, wojny.. Straszy się nas w mediach ciągle jakąś groźbą. Wystarczy włączyć jakieś wieczorne informacje - to ma się godzinny spektakl horroru i nieszczęść.

Ta płyta nie jest pesymistyczna, ona jest wizjonerska. Nie mylcie katastrofizmu i wizjonerstwa z depresyjnością i z pesymizmem. To jest co innego. W Polsce są twórcy depresyjni - ale nie wymienię tu żadnego nazwiska, kto chce niech ich słucha.

Ja uważam, że w polskiej muzyce brak jest takiego czarnego angielskiego humoru. Polacy nie potrafią się śmiać ani z innych, ani z siebie, są nadęci jak bufony. My naszą muzyką, tekstami po prostu pokazujemy w jakim świecie żyjemy - nie jest ani taki piękny, ani idealny. Może nawet kosmici kiedyś wylądują. Ja wierzę w kosmitów. Nie wstydzę się tego, ani nie uważam tej wiary za coś bzdurnego. Nauka już wiele razy potykała się o własną dumę i butę. Jeśli 200 lat temu powiedzielibyśmy komuś o internecie, o telefonach komórkowych to najprawdopodobniej zostalibyśmy spaleni na stosie jak czarownice.

Jeżeli ktoś dzisiaj mówi, że wylądują kosmici - no to może oni wszystko zmienią, bo ludzie sobie chyba do końca nie radzą ze wszystkim - skoro dotąd mamy konflikty, wojny, głód i biedę. My chcemy o tym mówić, nie tylko o tym co się w Polsce dzieje, ale o tym co się dzieje na całym świecie. My chcemy ludziom wrzucić temat.

Kasia Markiewicz: Generalnie piszemy i śpiewamy o tym, na co się nie zgadzamy, czego nie chcemy. Zachęcamy do tego, żeby czytać nasze teksty i interpretować je troszeczkę głębiej niż na takiej płaszczyźnie czytelniczej. To są nasze przemyślenia, nasze obawy i wizje. To jest to czemu my się sprzeciwiamy, czego nie chcemy dla naszych i waszych dzieci.

W tytułowym nagraniu pojawia się wers "Ja wierzę w istoty pozaziemskie, duchy i moce nadprzyrodzone". Tak jest faktycznie?

Jacek Lang: Ja wierzę. Jestem wielkim fantastą, jestem potomkiem Fritza Langa, który kręcił kiedyś filmy fantastyczne. Cała historia, cała kultura, rozwój sztuki, kultury nowoczesnej i w ogóle wszystkiego jednak skłania ku myśleniu, że jest coś poza nami, nie jesteśmy sami w kosmosie. Na pewno są inteligentniejsze byty, cywilizacje od nas i na pewno też są głupsze. Nie jesteśmy tacy najgorsi, mamy totalny rozwój technologii, kultury i w ogóle dziedzictwa ludzkości na ziemi - co widać.

Zaczynamy już małymi kroczkami zdobywać kosmos. Myślę, że warto wierzyć w coś wyższego, bo gdyby miało się okazać, że jesteśmy tylko my i tylko ten jeden Bóg to jest za mało, to nie jest logiczne. Już gołym okiem widać, że my nie jesteśmy sami. My dopiero teraz mamy pewne instrumenty, pewne możliwości, chociaż do końca nie wiemy jak to jest, bo trzyma się to często w tajemnicy.

Kasia Markiewicz: Ja wierzę w to, że bylibyśmy potwornymi snobami, gdyby nam się wydawało, że jesteśmy jedynymi we wszechświecie,jedynymi i niepowtarzalnymi. Wydaje mi się, że jednak coś tam jest. Czy kiedykolwiek dane nam będzie się z tym czymś / kimś spotkać - nie wiem.

Czy wierzę w duchy, zjawy i moce nadprzyrodzone - oczywiście, że wierzę. Jesteśmy nie tylko ciałem i krwią, ale jest też w nas coś jeszcze. Duch, który jest i trwa w tym, co robimy w naszym życiu - co po sobie pozostawiamy.

Jak widzicie dalszą przyszłość zespołu? Trudno uznać, żebyście w ostatnim czasie jakoś specjalnie dali o sobie znać, że wciąż istniejecie. Zamierzacie jakoś to zmienić?

Jacek Lang: Nie przestaniemy grać. Dopóki będziemy żyć i będziemy mieć siły, żeby realizować nasze pomysły muzyczne, to będziemy to robić. Na pewno będzie nam zawsze zależeć, żeby dotrzeć z tym do ludzi, bo głównie po to robimy muzykę. Na pewno będziemy walczyć o to, żeby coraz więcej ludzi o nas słyszało, żeby ci którzy o nas zapomnieli sobie przypomnieli, a ci, którzy nigdy nie słyszeli, żeby się w końcu dowiedzieli.

Z drugiej strony trzeba powiedzieć, że wszystkich i tak nigdy nie zadowolimy i tak nigdy do wszystkich nie dotrzemy - bo takie jest po prostu życie. Bez względu na układy na naszym polskim ryneczku muzycznym, jest w ogóle totalny natłok i przesyt jakiejkolwiek sztuki. Wszystkiego nie da się przesłuchać i wiele rzeczy umknie. Nie chcemy walczyć z artystami, chcemy walczyć tylko z układami. Nie ma sensu docierania do wszystkich, bo nie wszystkim się spodobamy.

Czy macie w planach jakiś teledysk do któregoś utworu z "Rockladu Jazzdy"? Jeśli tak, to do której piosenki? Może macie już jakieś pomysły?

Przygotowaliśmy już jeden teledysk do utworu "Wulkan" z tej najnowszej płyty i będziemy też niebawem kręcić klip do piosenki "Z bata". Czekamy aż nasza wokalistka, która jest w ciąży, urodzi za niedługo syna - a wiemy to dzięki mądrości kosmitów. Myślę, że jak dziewczyna dojdzie do siebie zaczniemy grać koncerty i może nakręcimy jeszcze ze 2 teledyski.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: utwory | fala | jazz | rozkład jazdy PKP | muzycy | teksty | piosenki | 20 lat | festiwal | muzyka | rock | lang | kręgi
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy