Reklama

"Odpłynąć dalej"

Pod koniec 2007 roku Ketha zadebiutowała albumem "III-ia", obiecującym, awangardowo brzmiącym materiałem, który fani ambitnego, nowoczesnego grania nie powinni przeoczyć. Rzeszowska formacja podąża na nim śladami amerykańskich luminarzy math metalu, połamanego core'a, avantgrindu, wpisując się w szereg interesujących, nietuzinkowych polsich grup, jak Antigama, Neuma, Moja Adrenalina, Nyia czy niegdyś nieodżałowany Kobong. Na pytania Bartosza Donarskiego odpowiadał Maciej Janas, grający na gitarze frontman Kethy, a zarazem jej główny kompozytor.

Tocząc boje z wieloma przeciwnościami losu, wreszcie udało się wam wydać debiutancką płytę. Płytę naprawdę więcej niż przyzwoitą, a biorąc pod uwagę fakt, że jest to wasz pierwszy album, można by rzec wręcz zdumiewającą. Cały ten trud chyba się opłacił?

Na pewno odczuwamy satysfakcję, że nasze plany się zmaterializowały. Myśleliśmy wprawdzie, że wszystko pójdzie nam łatwiej, szybciej, z drugiej strony wszystkie problemy jakie wystąpiły po drodze, dały nam jeszcze większą motywację. Ogólnie jesteśmy bardzo zadowoleni z odzewu na ten materiał. Szczerze to nie spodziewaliśmy się, bo sami mamy do niego dość krytyczne nastawienie. Wiadomo - jak każdy debiutujący band uważamy, że dopiero na drugiej płycie pokażemy się naprawdę.

Reklama

Definiowanie stylu Kethy nie jest zadaniem łatwym. Słychać tu jednak wyraźne wpływy amerykańskiego math metalu, nowoczesnego core'a, połamanego grindu. Podejrzewam, że podstawą jest unikanie wszelkich jednoznacznych etykietek. Mam rację?

Jak najbardziej, choć na tym etapie trudno będzie ich uniknąć. Naturalnie etykietki z określeniami, które wymieniasz to niewątpliwie nobilitacja, to w tych rejonach dzieje się w tej chwili najwięcej. Mamy jednak ambicje odpłynąć dalej, gdzieś, gdzie znajdziemy swoją przestrzeń dźwięków.

Sądzę też, że na przepełnionej typowym death metalem, polskiej scenie podążacie śladami wizjonerów naszej sceny. W niektórych kompozycjach bas chodzi niczym w Kobong. Myślę także, że wpisujecie się w szereg nowatorskich zespołów z naszego kraju, które niczym nie ustępują utytułowanym nazwom z Zachodu. Jest Antigama, Neuma, Moja Adrenalina, Nyia, Third Degree, Blindead, w końcu Ketha. Chyba nie jest z nami aż tak źle?

Zależy od punktu widzenia. Muzycznie oczywiście mamy i mieliśmy genialne bandy, ale tzw. scena nigdy specjalnie się nimi nie przejmowała. Kobong, który był ewenementem na skalę światową, umarł niemal zupełnie zapomniany.

Nie inaczej jest z aktualnymi przedstawicielami, nazwijmy go umownie, alternatywnego metalu. Brakuje im należytego wsparcia, promocji, a bez tych czynników trudno liczyć na rozgłos szerszy od grona znajomych i rodziny. Niemniej to nie powód, aby nie wzorować się na Neumie czy innych. I nie chodzi tu o chęć podbierania riffów, tylko o podejście - szukania swojego pomysłu na muzykę. Mamy XXI wiek i nie obrażając nikogo, głupotą wydaje nam się powielanie tego, co już było.

Istnieje u was jakiś podział ról? A może wszystko odbywa się kolektywnie?

Myślę, że już prawie jesteśmy zespołem w dosłownym znaczeniu, tj. takim gdzie wszystko odbywa się wspólnymi siłami, gdzie każdy ma równy wkład w to, pod czym później się podpisujemy. I nie chodzi mi o wkład muzyczny, bo muzykę od początku robię ja, a o zniesienie podziału na tych, którym zależy na bandzie mniej lub bardziej.

W tej chwili w każdym z nas jest wreszcie taki sam stopień zaangażowania. Także w tej - wg mnie najważniejszej - kwestii, podziału żadnego nie ma.

Muzykowaliście gdzieś wcześniej?

Epizodycznie w różnych składach i różnych stylach. Wszystko to jednak były porażki, bo opierały się w 99 procentach na coverach, więc nie ma o czym gadać.

Album nie jest z pewnością łatwy, ale - co cieszy - nie jest też sztuką dla sztuki. Te numery mają swój charakter, pewną złożoną, acz wyraźną konstrukcję. Nie koncentrujecie się jedynie na technicznej ekwilibrystyce. Zgodzisz się?

Trudno mi sobie wyobrazić, aby jakikolwiek dźwięk zagrać z chęci zademonstrowania jakichś tam wygibasów. Muza to nie pole do popisów, tylko do wyrażania emocji. Oczywiście Ketha nie jest rzeczą łatwą, przy pierwszym kontakcie może się wydawać zbyt pogmatwana i "techniczna". Jest to na pewno złożona muzyka, ale to nie wynika w żadnym razie z technicznego ekshibicjonizmu.

Wyjaśnij, co właściwie oznacza nazwa waszego zespołu, i dlaczego "III-ia"? Nie bardzo rozumiem...

Nazwę przytaszczył nasz bębniarz, który jeśli mu wierzyć, wydumał sobie po prostu takie słowo jak Ketha. Z założenia nie stoi więc za tym jakaś ideologia, ot - jak dla nas - dobrze brzmiące słowo.

Można natomiast znaleźć taki termin w sikhizmie. Według zasad tej religii, mężczyźni, którzy wychowali już swoje dzieci i przeszli przez swoje życie godnie, mogą uczestniczyć w sesjach medytacyjnych zwanych właśnie Ketha. Dzięki nim mają szansę doznać oświecenia.

Tytuł płyty to zapis rytmu do jednego z kawałków, nie ma więc narzuconego znaczenia. Ja np. czytam go "wryja" (śmiech).

0v0 Art Records - przyznam, że nie znałem wcześniej tej firmy. Jak tam trafiliście?

Jakoś tak mailowo wpadliśmy na nich, w sumie od demówki jesteśmy pod ich banderą. To w pełni undergroundowa, niezależna grupa pasjonatów ambitnej muzyki, powstała po części na bazie Noisenation. Świetni ludzie, którzy - gdyby dysponowali porządnym zapleczem finansowym - mogliby ostro namieszać. Liczę, że kiedyś się uda.

Sesja nagraniowa "III-ia" przebiegała w różnych studiach i ciągnęła się niemiłosiernie długo. Myślisz, że miało to duży wpływ na ostateczny kształt tego materiału?

Raczej nie, bo całość nagraliśmy za jednym podejściem w Warszawie. Zabrakło nam czasu na wokale, które później dorabialiśmy w Rzeszowie, ale nie ingerowaliśmy już w strukturę utworów, w to jakie partie instrumentów mamy zarejestrowane. Miks i mastering robił Szymek Czech, ale też nie zmienił diametralnie charakteru tego materiału. Zostało surowo, punkowo, bez kompromisów.

Materiał z "III-ia" ma już dość długą brodę. Mam nadzieję, że nie zasypiacie gruszek w popiele. Przygotowujecie już coś nowego?

Odkąd co niektórzy przestali być wyspiarzami, ostro pracujemy nad nowym materiałem, bo rzeczywiście broda na "III-ia" niczym na panach z ZZ Top. W zasadzie zostały 2-3 numery do ogrania, reszta już jest gotowa. Będzie się dużo działo. Mam nadzieję, że do końca roku uda nam się to nagrać.

Dzięki za rozmowę.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy