Reklama

"Nie pie***lę głupot i nie mydlę oczu"

Albo ja przesłuchałem w życiu mało polskich rap płyt, albo... jeszcze na żadnej płycie w naszym pięknym kraju nie było aż tylu tłustych punchlines. Już od jakiegoś czasu sami macie okazję to sprawdzić, oto bowiem u schyłku roku 2007 pojawił się VNM z ósmym już w swojej podziemnej karierze krążkiem "Na szlaku po czek", którym ustawia poprzeczkę baaardzo wysoko... i to nie tylko w podziemiu. Przekonajcie się, dlaczego ta płyta jest już ostatnią w jego undergroundowym dorobku i sprawdźcie, jak sam autor albumu podsumowuje swoje dotychczasowe projekty... Z VNM rozmawiał Filip Rauczyński ("Magazyn Hip Hop").

Na "Kolumnach" zapowiadałeś swoją solówkę na maj 2007, w takim razie skąd takie opóźnienia? Z jakimi problemami spotkałeś się przy realizacji "NSPC"? Ile czasu zajęło ci zbieranie materiału na płytę?

Zapowiadałem swoją solówkę na maj, ale 2006. Pracowałem nad nią z Bobrem podczas realizacji materiału na ostatnie 834, które miało wyjść w marcu 2006, i wydawało mi się, że powinienem wyrobić się również ze swoim CD. Brak progresu w procesie powstawania obydwu płyt, jeśli chodzi o aranż i mix sprawił, że odszedłem z 834 i tym samym zakończyłem współpracę z Bobrem zanim pojawił się ostatni album 834 "Kolumny płoną". Dodam, że niczego nie żałuję.

Reklama

Na pierwszej solówce, bo tak przecież można nazwać "Where Have U Been", z przyczyn oczywistych, był jeden producent i praktycznie zero gości. Teraz jest zupełnie na odwrót. Producentów jest wielu, podobnie jak i gości. Dlaczego tym razem postawiłeś na różnorodność, czy z którymś z tych producentów byłbyś w stanie nawiązać dłuższą współpracę, tak jak z Denverem? I czy widzisz wśród gości na swojej płycie, lub wśród raperów w Polsce osobę, z którą mógłbyś nagrać całą płytę?

Gości jest wielu z jednego powodu - jest to mój ostatni album w podziemiu i w związku z tym chciałem, żeby zostawiły na nim głos osoby, których nielegalami sam się jarałem. Z kolei doboru producentów nie było - był dobór bitów. Oznacza to mniej więcej, że gdyby powiedzmy Denver zrobił 12 kozaków, bo przecież tyle bitów znajduje się na CD, które wykręciłyby mi paznokcie u nóg, to Denver byłby jedynym producentem na płycie. Nikogo nie można winić za to, że stało się inaczej. Jak już wspomniałem, na płycie znalazło się 12 bitów, z których jestem zajeb***ie zadowolony. Dłuższą współpracę natomiast nawiązałem z Robsonem - jest on zarazem realizatorem "Na szlaku po czek", jak i osobą odpowiedzialną za mix i mastering całości oraz produkcję kilku utworów. Jeżeli chodzi o nagranie całej płyty z jakimkolwiek raperem, muszę powiedzieć "nie". Przyzwyczaiłem się do indywidualnego toku pracy nad moim materiałem i muszę przyznać, że właśnie taki sposób tworzenia muzyki odpowiada mi najbardziej.

Mówisz, że przyzwyczaiłeś się do indywidualnego toku pracy, ale chyba sam przyznasz, że przez to, że na płycie masz wielu gości, Twój materiał stał się już mniej osobisty w porównaniu do poprzednich płyt. Masz już dosyć lirycznego ekshibicjonizmu na trackach?

Wiem co masz na myśli. Nie nagram już takiej płyty jak "Where Have U Been". Jej klimat oddaje to, jak się wtedy czułem, a był to chyba okres największej deprechy, jaką w życiu zaliczyłem. Tamte czasy minęły i dzisiaj jest zupełnie inaczej - dzisiaj mam moc, żeby nap***dalać w Polsce jak Papoose w Stanach i właśnie tą moc chciałem pokazać na "Na szlaku po czek".

Wiele osób ubolewa nad tym, że Denver przestał rymować, ale niewiele osób zwróciło uwagę na to, że przecież sam robiłeś bity i to całkiem niezłe. Dlaczego to olałeś? Wolałeś skupić się na nawijce, czy po prostu nie miałeś weny i czasu na taką zabawę?

Już nie ściemniaj, że niezłe (śmiech). Jedyny, naprawdę dobry bit, jaki zrobiłem - w moim subiektywnym odczuciu - to bit do kawałka "Drzwi". Czemu przestałem? Zbyt dobrze zdawałem sobie sprawę z tego, że jest milion typów, którzy robili to lepiej ode mnie. Jeżeli chodzi o rap, wiedziałem, że było ich znacznie mniej.

Chciałbym ci teraz przypomnieć trzy kawałki: "Ostatni poziom" z "To co nas różni", "Say Wot Up" z "Where Have U Been" oraz "Remedy" z najnowszej płyty "NSPC". Na co zwracasz uwagę, kiedy piszesz "zwykły" tekst a na co, kiedy ten tekst piszesz po angielsku? Co sprawia ci największą trudność w napisaniu takiego tekstu?

Oczywiście to, że nie jestem Angolem (śmiech). Jeżeli chodzi o mnie, to wydaje mi się, że jedyną różnicą w pisaniu po polsku i pisaniu po angielsku jest to, że w drugim przypadku niestety zasób słów jest ograniczony. Znam dużo slangu, jak znajdziesz i skumasz około 200 podwójnych metafor Papoose'a to stawiam pół litra, ale i tak z oczywistych powodów znam go milion razy mniej niż raperzy w Stanach, a dla mnie pisanie kawałka bez slangu to jak robienie featuringu na nowej płycie Verby.

Jednak po angielsku rymujesz wcale nie gorzej, niż po polsku, nie myślałeś kiedyś o tym, żeby zrobić cały projekt po angielsku, zaprosić gości zza granicy i np. puścić to w świat? Kto wie, może znalazłaby się na to jakaś wytwórnia?

Myślałem o tym kilka razy, ale to tak zwane "marzenia ściętej głowy"...

Dlaczego?

Podejrzewam, że straciłbym zapał przed nagraniem nawet połowy materiału. Dopóki jest szansa na zrobienie czegoś w Polsce, robię to.

Wspomniałeś o Papoosie. Na "NSPC" sadzisz punchline za punchlinem, ale ludzie poznali cię od tej strony dopiero przy okazji beefu z Jimsonem. Nie boisz się, że teraz ludzie powiedzą, że to właśnie dzięki niemu dokonał się w twoich kawałkach taki progres?

Większość utworów na płytę napisałem przed tym śmiesznym beefem, także nie obchodzi mnie, co forum prawdy powie na ten temat. Polecam również poczekać na mixtape Pietza. Znajduje się na nim mój trak "Na dzielni", który nagrałem pod koniec 2006 roku i to właśnie na nim można odnotować mój progres po płytach 834.

To teraz powiedz, tylko tak szczerze, co dał ci ten beef?

Satysfakcję, że wiele osób mogło usłyszeć prawdę o tym leszczu. Dostałem wiele wiadomości od ludzi, którzy słuchali jego kawałków, ale po beefie przestali. Szczerze wątpię, że jest ktoś, kto słuchał mojego rapu i przez ten beef zmienił o mnie zdanie. Jaki jest tego powód? Taki, że mówię prawdę, nie pie***lę głupot i nie mydlę nikomu oczu. Chodzi nawet o takie głupie przykłady jak to, że on się przypi***ala, że mam żel na włosach, a sam na jakiejś studniówce wyglądał jak pierd***ny Peter Andre. Żal mi takich typów. Przy okazji pozdrawiam wszystkich, dla których wygrał Jimson - wyjmijcie rękę z gaci i idźcie do fryzjera.

Nie mógłbym teraz nie nawiązać do kawałka "Nie chcesz ze mną beefu". Z kim w Polsce chciałbyś się sprawdzić, kogo jeżeli chodzi o dissy, unikałbyś jak ognia?

Z nikim nie chciałbym się sprawdzić, bo nie po to są beefy. Beefy są po to, żeby wyjaśnić sytuacje, które wymagają wyjaśnienia. Jeżeli ktoś pragnie ze mną coś wyjaśnić, na pewno mu w tym pomogę.

W "Insomni" mówisz, że nie śpisz, bo nie masz czasu na sen. A jak sobie radzisz, kiedy dopada cię ta prawdziwa insomnia?

Jakbym nie mógł zasnąć, to znaczyłoby, że nie zrobiłem tego dnia dostatecznie dużo, żeby położyć się spać, więc wstałbym i poogarniał trochę więcej (śmiech). W tym kawałku chodzi o to, że bardzo rzadko mam czas, żeby się porządnie wyspać - robota, szkoła, licencjat, do tego dochodzi muzyka. Właśnie z tego powodu jestem zmuszony z czegoś zrezygnować, a Właśnie z tego powodu jestem zmuszony z czegoś zrezygnować, a chyba wiadomo, że nie porzucę tego, co z perspektywy czasu zapewni mi komfort finansowy.

Czy bardzo bym się pomylił gdybym powiedział, że zawsze opierałeś swoje storytellingi na faktach? Jak to było w przypadku historii z kawałka "Przyjaciel", co natchnęło cię do tego, aby napisać taki tekst? To opowieść opisująca dzieje prawdziwej osoby, czy to czysta fikcja, mająca nas po prostu przed czymś przestrzec?

Nie mam na koncie wielu storytellingów, jeżeli już coś można podpiąć pod tą definicję, to są to raczej jakieś fragmenty historii z mojego życia zarapowane na trakach. W "Przyjacielu" chciałem pokazać niekoniecznie najlepszy wpływ otoczenia na życie młodych ludzi i dokonywanych przez nich wyborów, bo we współczesnym świecie nieraz bywa on przyczyną zarówno wielu nieprzyjemności, jak i tragedii. Dwie historie opowiedziane w tym kawałku są czystą fikcją, ale pokusiłbym się o stwierdzenie, że niejeden z nas miał do czynienia (niekoniecznie osobiście) z podobną sytuacją w prawdziwym życiu. W tym miejscu zaznaczę, że nie jestem jakimś z d**y mentorem i nie chcę nikogo przed niczym przestrzegać - chcę tylko zwrócić uwagę na to, że takie sytuacje się zdarzają i może warto o tym czasami pomyśleć.

Zawsze nawoływałeś do tego, żeby polscy raperzy czerpali wzorce ze Stanów, uzasadniłeś to zresztą na "To co nas różni". Bardzo często rozmawiam z młodymi raperami i jako inspiracje wymieniają właśnie Polaków. Zdziwisz się, bo wielu z nich wymienia w tym gronie także ciebie. I teraz pojawia się pytanie: to dobrze, czy źle? Co o tym sądzisz?

Ktoś kiedyś dobrze powiedział, że każdy, kto zaczyna rapować na początku kseruje - przecież jakbyś nie słyszał rapu, to nie wiedziałbyś jak się rapuje. Większość młodych gości, którzy zaczynają nagrywać, robi to przez fakt, że podoba im się polski rap, dlatego na początku upodabniają się do swoich ulubionych artystów, ale wraz z rozwojem, wyodrębnia się ich indywidualność, a przynajmniej powinna. W moim przypadku ta indywidualność wytworzyła się właśnie przez inspirację zagranicznymi artystami takimi, jak Jinx Da Juvy, Bless i oczywiście Papoose. W Polsce często mówi się: "Ten kseruje tego, bo mówi to, ten kseruje tego, bo ma taki głos w tym miejscu a ten podobnie mówi Yo!...". Są to często g**no warte opinie znawców, którzy zamiast majka łapali liście na twarz w ogólniaku. Dlatego słowo dla gości, co zaczynają siekać: inspirujcie się dobrym rapem z USA. Chociażby po to, żeby uniknąć konfrontacji z pseudorapowymi pedałami, na pewno nie pójdzie to na marne.

Chciałbym się teraz skupić na podsumowaniu dotychczasowej kariery w podziemiu. Czym kierowałeś się dobierając fragmenty twoich poprzednich płyt na "Spis treści"? Kierowałeś się sentymentem, patrzyłeś na technikę czy też może raczej patrzyłeś na fragmenty najbardziej reprezentatywne dla danej płyty?

Szczerze mówiąc to wszystko po trochu z tego, co wymieniłeś. Sam odpowiedziałeś sobie na to pytanie. Było to podobne do tworzenia promomixu, z tym, że w promomixie wybierasz najlepsze momenty kawałków z płyty, a tam analogicznie wybierałem najlepsze fragmenty całych płyt.

Płytę "NSPC", jak i swoją undergroundową karierę zamykasz trackiem "Książka". I teraz powiedz, co widzisz, kiedy patrzysz wstecz - jesteś jednakowo zadowolony z każdego jej rozdziału, czy też jest taki, w którym wolałbyś nie pamiętać, uważasz, że nie powinien zostać napisany? Z której płyty jesteś najbardziej zadowolony, którą najchętniej puściłbyś w niepamięć?

Nie mógłbym powiedzieć, że z którymś z albumów nie łączy mnie jakakolwiek więź emocjonalna. Pierwszy - wiadomo, pierwszy album to pierwszy album, zawsze będziesz go pamiętał. Drugi sprzedał się w ponad dwustu egzemplarzach w samym Elblągu po 20 zł za sztukę (śmiech). Trzeci zamykał rozdział K2F, czwarty z kolei otwierał epizod 834 i był również początkiem współpracy z Boxim. Piąty - "Chcę to mieć", w którym do składu 834 dołączył Denver, był przełomem i nawet dziś zdarza mi się go puścić w głośnikach. Szósty album - "Where Have U Been", najdobitniej przypomina mi okres, w którym powstawał, a ponieważ jak już wspomniałem, nie należał on do najlepszych w mojej karierze, łączą mnie z nim naprawdę silne emocje, które powodują, że zawsze będzie stanowił dla mnie coś więcej niż kilkadziesiąt minut muzyki. Jeżeli chodzi o siódmy - ostatni album 834: "Kolumny płoną", to jest mi on totalnie obojętny. Odszedłem z 834 zanim się pojawił. Chciałem zabrać z niego swoje wokale, ale ponieważ Boxiemu zależało na tym, żebym je zostawił, nie zrobiłem tego z prostego powodu - Boxi to ziom i szanuję go, pozdrawiam inżyniera (śmiech). Ósmy album - "Na szlaku po czek", to mój ostatni podziemny album i jest po prostu przej***ny (śmiech). Ja i Robson włożylismy w niego naprawdę dużo pracy. Przez NSPC przewinęło się około 50 tekstów (gdzie najstarszy z nich - "Talent z bloku", pochodzi z maja 2006), ponad 300 bitów, które nieustannie wymieniane były na nowe, materiał nagrany w 60 procentach poszedł się przysłowiowo j***ć po tym, jak Krymy pocisnęły nam kompa ze studio. Mnóstwo twarzy, nagrywek, melanży, miejsc, inspiracji, ale co najważniejsze, mnóstwo rapu, który wielu "graczom" zadaje pytanie, czy już nie pora by zdjąć trampki i zejść z parkietu. Z żadnej swojej płyty nie byłem tak zadowolony.

Tak jak już wspomniałem przed chwilą, mówisz, że to ostatnia płyta na nielegalu. Jako powód podajesz brak czasu. Ale tak patrzę na twoją dyskografię i w sumie osiem płyt na koncie mogłoby sugerować, że jesteś już trochę zmęczony rap grą. Nie jest tak? No chyba, że kończysz karierę w podziemiu, bo dostałeś już konkretną propozycję od jakiejś wytwórni...

Nie jestem zmęczony, serio, mógłbym napi***alać rap w nieskończoność. Po prostu nadszedł taki czas w moim życiu, że ten zapał i energię, którą wkładam w rap, sensownie jest przełożyć na coś, co opłaci mi kwadrat i da szamać. Nie dostałem żadnej konkretnej propozycji od wytwórni i szczerze mówiąc nie liczę już na nią. Wytwórnie w Polsce boją się inwestować w nowych raperów, którzy nie mają tekstów o przytulaniu i chodzeniu na randki. Nie winię ich za to. Prawda jest taka, że takiego rapu jaki robię ja, słuchają kolesie, którzy zamiast kupić płytę wolą ją ściągnąć, kupić sobie za ten hajs browary i słuchać jej pijąc. Ich też za to nie winię, bo sam bym tak zrobił. Natomiast płytę z rapem o buziaczkach i niewinnej miłości mama kupi córce pod choinkę i poczuje się nowoczesną mamą, która kupuje swoim dzieciom hiphopowe płyty, które są na topie. Jej też za to nie winię. Taki jest po prostu mainstream w Polsce. Oczywiście są wyjątki, z tym, że są to typy, co cisną już sporo lat, a pokaż mi za to dobrego rapera, który ostatnio się "wybił". Wybił się chyba k***a na trampolinie w parku rozrywki.

A gdybyś mógł wybrać wytwórnię, która wydałaby twój następny materiał, który by to była i dlaczego?

Nawet nie wiem. Pamiętam, że od dłuższego czasu chciałem wydać w Prosto, ponieważ uważałem, że mają dobrą promocję, a tak naprawdę tylko to mnie interesuje. Zaraz zapytasz: "Skoro interesuje cię tylko dobra promocja, to czemu nie chciałbyś wydać w UMC/My Music?"...

No więc właśnie, dlaczego (śmiech)?

Dlatego, że serio winię ich za zrujnowanie wizerunku polskiego rapera. O co mi chodzi? Załóżmy, że poznajesz nową osobę, przedstawiacie się sobie, rozmawiacie, nagle pada pytanie: "Czym się zajmujesz, jakie jest twoje hobby?". Akurat tak się stało, że rapujesz i mówisz: "A wiesz, robię rap". W tym momencie komórki mózgowe twojego rozmówcy odpowiedzialne za pamięć długotrwałą ukazują mu kalejdoskop poszarpanych scen z teledysków o stajlu, suczkach, aniele, a gdzieś w tle słychać "Gdyyy zbuuudzi cięę dźwięęęk...". Następnie pojawia się odgłos, jaki w "Familiadzie" usłyszał pewien gość, który na pytanie o soczysty owoc odpowiedział "Banan". Wk***ia mnie to nieziemsko, że normalny człowiek, gdy zdradzisz mu swoje "hobby", od razu sklasyfikuje cię jako "rapera z nad Wisły" i patrząc się na ciebie, z krzywym uśmiechem zacznie wymachiwać rękoma skandując "yo, yo" myśląc, że to jest k***a śmieszne.

Ale w takim razie co teraz? Czy fakt, że nie masz czasu na rap, jest to twoja ostatnia płyta w podziemiu i nie ma żadnych sensownych i chętnych wytwórni na materiał, oznacza, że olejesz już w zupełności nagrywki?

Może nagram jakiś spontaniczny kawałek od czasu do czasu, ale na pewno nie będę wydawał kolejnej podziemnej płyty.

Zawsze zastanawiała mnie jedna kwestia, w sumie już trochę powiedziałeś na ten temat, ale nie mogę cię o to nie zapytać wprost. Na swoich płytach zawsze dużo mówiłeś o dążeniu do wydania legalnego krążka i nie ukrywam, że zawsze zastanawiało mnie, po co ci tak naprawdę ten legal? Przecież doskonale znasz polskie realia i chyba sam dobrze wiesz, że i tak na tym nie zarobisz...

Wspomniałem już o sprzedaży polskich albumów, zaznaczając przy tym również swoje stanowisko, więc możesz wywnioskować, że nie zależałoby mi na ilości sprzedanych płyt. Legalny album dla mnie to promocja, szeroka dystrybucja, klip oraz jakaś tam szansa grania koncertów za normalną stawkę, a nie za dwie stówy i zwroty. Właśnie ta możliwość grania koncertów jest dla mnie największym magnesem, jeżeli chodzi o legalne wydawnictwo.

Za czasów 834 niemożliwością było usłyszeć cię u kogoś na featuringu, teraz z kolei w sieci pojawia się coraz więcej kawałków z twoim udziałem. Dlaczego dopiero teraz? Wcześniej nie było sensownych propozycji współpracy? Powiedz też gdzie będzie cię można usłyszeć w najbliższym czasie.

Wcześniej nie miałem tak prostego i szybkiego dostępu do studia, więc wolałem się nie angażować. Te ostatnie featuringi to była szybka sprawa - dostawałem bit, pisałem i nagrywałem przy okazji jak wpadałem do studia realizować swój materiał, więc nie było to dla mnie jakimś problemem. Gdzie będzie mnie można usłyszeć w najbliższym czasie? W głośnikach tych, którzy ściągną, bądź kupią moją płytę (śmiech). Na pewno dogram się zarówno na producencką płytę Denvera, jak i na Bassgrou. Reszta stoi pod wielkim znakiem zapytania.

Pozostaje mi podziękować ci za wywiad i zapytać, czy na koniec chciałbyś przekazać coś czytelnikom?

Słowo do wszystkich, którzy czytają ten wywiad - nie namawiam do kupna mojej płyty, namawiam za to do jej przesłuchania i wiary w to, że jest jeszcze nadzieja na rezurekcję rapu w tym kraju. Młodziaki - róbcie rap i za kilka lat rozpi***olcie ten przemysł, bo naprawdę chciałbym kiedyś zobaczyć, że komuś dobremu to się udało. Pozdrawiam oczywiście swoją rodzinę, Kamilę, Robsona za kawał dobrej roboty, wszystkich tych, którzy przyczynili się do powstania mojej płyty, znajomych, których za dużo jest, by ich wszystkich tu wymienić oraz wszystkich czytelników. Bądźcie zawsze na szlaku po czek.

mhh.pl
Dowiedz się więcej na temat: denver | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy