Reklama

"Nadchodzi Koniec Świata"

Jakie dania serwuje "Burgerbar"? Na to i kilka innych pytań Emilii Chmielińskiej próbowali odpowiedzieć Jacek Stęszewski (śpiew, gitary) i Jacek Czepułkowski (gitary, chórki) z katowickiej grupy Koniec Świata. "Burgerbar" to czwarta płyta formacji łączącej punk rocka z rockandrollem.

Właśnie ukazała się wasza płyta "Burgerbar". Powiedzcie zatem jakie dania serwujecie?

Jacek Stęszewski: Jest to nasza czwarta płyta. Zawiera ona 12 premierowych utworów. Niektóre z nich graliśmy już na naszych koncertach na trasie "Punky Reggae Live", więc ci, którzy znają nasz zespół, wiedzą już jakie to utwory - "Dziewczyna z naprzeciwka", "Blues z robotniczej krwi", "Wystarczy, że serce mi bije".

Myślę, że to zróżnicowane piosenki, w klimatach punkowo-rockandrollowych. Pierwszy raz zdecydowaliśmy się, by na tej płycie pojawiło się parę wolniejszych utworów...

Reklama

No właśnie, to są te nowości. Czy to przyszedł taki okres w waszej twórczości?

Jacek Stęszewski: Chcieliśmy spojrzeć z dystansu, trochę zwolnić. Taki był akurat czas i klimat. Nastąpiła taka potrzeba, żeby takich parę utworów w swojej dyskografii mieć. Nagranie tej płyty było najlepszą okazją by tak zrobić. Z pierwszych komentarzy fanów na naszym forum okazuje się, że było to bardzo dobre posunięci, bo większość tych wolnych utworów bardzo spasowała.

Jacek Czepułkowski: Brakowało nam na koncertach wolniejszych utworów. Mamy głównie mocne, rockandrollowe numery i brakowało takiego odsapnięcia, złapania oddechu.

Jak długo powstawała ta płyta, od powstawania materiału, pisania tekstów?

Jacek Stęszewski: Zawsze najwięcej pracy trzeba poświęcić na kompozycje, bo w studiu można improwizować, ale nic z tego dobrego nie wyjdzie. Trzeba mieć ułoży tekst, muzykę, trzeba to fajnie zaaranżować i na to trzeba czasu. Ostatnio nie było go za wiele, bo byliśmy cały czas w trasie.

Jacek Czepułkowski: Ktoś nam kiedyś zadał fajne pytanie, jak my to robimy, że cały czas koncertujemy, nie zwalniamy, a mamy czas nagrać nową płytę.

O czym opowiadają piosenki na "Burgerbarze"?

Jacek Stęszewski: O różnych rzeczach, o takich sferach życia jak m.in. śmierć ("Piosenka o śmierci"). Jest "Blues o robotniczej krwi" - historia zwykłego polskiego robotnika i jego perypetii jak spędza cały dzień, co siedzi mu w głowie itd. Jest parę piosenek luźniejszych, jak "Dziewczyna z naprzeciwka". Płyta jest zróżnicowana - muzycznie i tekstowo.

Skąd taki tytuł, czy burger, bułka z kotletem, to waszym zdaniem polskie narodowe danie?

Jacek Stęszewski: Nie jest to polskie narodowe danie (śmiech). Nie jest to schabowy z ziemniakami czy rolada z kluskami, ale ostatnio tych burgerbarów, fastfoodów zrobiło się tak dużo, że gdybym urodził się dzisiaj, albo parę lat temu, to stwierdziłbym, że hamburgery to nasze narodowe danie, bo jesteśmy już tak zamerykańszczeni.

A tytuł płyty taki ponieważ powstała piosenka "Burgerbar" i stwierdziliśmy, że to będzie najbardziej pasowało. Był pomysł, by dać tytuł "Trybuna ludu", ale nasza poprzednia płyta nazywała się "Kino Mockba" i zastanawialiśmy się, czy nie będzie to za bardzo schematyczne, połączone.

Mówicie, że to wasza najlepsza płyta - z tym, że niemal każdy wykonawca tak twierdzi. Spróbujcie jakoś to uzasadnić i nas przekonać, że tak jest faktycznie.

Jacek Czepułkowski: To się po prostu czuje.

Jacek Stęszewski: Na przestrzeni tych lat mogę stwierdzić, że najlepszą płytą jest "Burgerbar", potem "Kino Mockba", a potem "Symfonia na sprzedaż" i "Korzenie" plasują się ex aequo na trzeciej pozycji. Według mnie bierze się to z tego, że mamy już kilka lat przegranych, wiemy już mniej więcej jakich błędów nie popełniać, jesteśmy starsi, muzyka jest bardziej dojrzała i te wszystkie rzeczy składają się na to, że ta płyta jest taka, a nie inna.

Jacek Czepułkowski: Z drugiej strony, jak tu nie powiedzieć, że nowa płyta nie jest najlepsza (śmiech).

Jacek Stęszewski: Mówię szczerze, że z tych piosenek póki co jestem zadowolony i wydaje mi się, że są lepsze od poprzednich.

Na scenie grania w klimatach punkowo-rockowych królowała Pidżama Porno, czy teraz w związku z zakończeniem przez nią działalności liczycie na to, że uda wam się wskoczyć na to miejsce?

Jacek Stęszewski: Trudno powiedzieć, czas pokaże jak ta publiczność się zachowa. Można powiedzieć, że ta cała scena ma jedną publiczność, bo więcej ludzi raczej nie będzie. To taki zamknięty krąg. Ludzie, którzy znajdą Pidżamę Porno znają Koniec Świata, znają happysad i Farben Lehre. Tych zespołów znowu nie jest aż tak dużo, wszyscy się ze sobą znają.

Pidżama Porno to doskonały zespół, przez wiele lat niedoceniany. Mało brakowało, a w ogóle nie odnieśliby sukcesu, bo z tego co słyszałem to mieli kończyć karierę jakiś czas temu. Chwała Bogu, udało się, bo robią naprawdę dobrą muzykę i potrzeba było takiego zespołu w naszym kraju, który pociągnął te wszystkie zespoły za sobą.

Mamy już teledysk do nagrania "Wystarczy, że serce mi bije". Opowiedzcie jak przebiegała realizacja tego klipu?

Jacek Stęszewski: To nasz drugi klip, wcześniej były "Atomowe czarne chmury". Chciałem powiedzieć, że Jacek odwalił kawał dobrej roboty, teraz zmontował "Wystarczy, że serce mi bije".

Jacek Czepułkowski: Jesteśmy skromnym zespołem, który nie posiada żadnych większych budżetów na produkcje - nasz pierwszy klip powstał za 200 zł. Zrobiliśmy go sami, pożyczyliśmy kamerę. Ten klip nie jest doskonały, może się podobać lub nie.

24 godziny przed realizacją nowego klipu niestety wypadła nam cała ekipa zdjęciowa. Nie chcieliśmy go robić sami. Późno w nocy wymyśliliśmy scenariusz. Główną rolę zagrał nasz kolega, który dowiedział się o tym na 3 godziny wcześniej. Miał być pomocnikiem na planie i trzymać kamerę, a okazało się, że zagrał główną rolę. Zrobiliśmy ten klip na szybko, bo mieliśmy nóż na gardle.

Na zakończenie płyty pojawia się utwór "1980", ponoć całkiem odmienny od pozostałych. Czy uważacie, że może on się stać rodzajem pokoleniowego hymnu? Czy raczej to utwór o zupełnie czymś innym?

Jacek Stęszewski: Trudno powiedzieć, czy się stanie czy nie. Jak się ma stać, to się stanie (śmiech). Tytuł tego utworu to rok mojego urodzenia. Nagranie opisuje cztery pory roku, całe nasze życie. To takie trochę refleksyjny, poważny utwór.

O tym, co nas bolało, moich rówieśników - problemy jak się kończyło studia, zdobywało pierwszą pracę itd. To generalnie piosenka dla mojego pokolenia.

Istniejecie siedem lat. Jak wyglądały wasze początki - walczyliście, było trudno?

Jacek Stęszewski: Walczymy cały czas. Raz jest łatwiej, raz jest trudniej. Na początku było bardzo trudno. Jeślibym miał teraz zaczynać na tym samym poziomie co wtedy, to nie wiem czy by mi starczyło sił, wytrwałości, wiary i determinacji.

Jacek Czepułkowski: Jesteśmy chłopakami z garażu. Kiedy zaczynaliśmy, mieliśmy po 16 lat, nikt nie umiał grać na gitarze, na perkusji.

Jacek Stęszewski: Taką pomoc z zewnątrz dostrzegliśmy rok, półtorej roku temu, kiedy bardziej doświadczone zespoły jak Farben Lehre czy Pidżama Porno zapraszały nas na koncerty, dostaliśmy wiatr w żagle. Zostaliśmy wepchnięci na szersze wody. Ja teraz odczuwam, że wykres cały czas idzie do góry.

Jakie macie muzyczne marzenia?

Jacek Czepułkowski: W naszym wieku teraz jest coraz ciężej pogodzić granie w zespole z życiem prywatnym, rodzinnym. Z większości rzeczy trzeba zrezygnować.

Jacek Stęszewski: Jeśli chodzi o marzenia: to żeby starczyło nam sił i determinacji, żeby nam się wszystko wyprostowało i żeby nie brakło nam werwy i energii, którą mamy na codzień.

Na koniec jeszcze opowiedzcie o planach.

Jacek Stęszewski: Koncerty, koncerty, koncerty. Cała Polska - od Bałtyku aż do Śląska (śmiech). Burgerbar będzie miał oddziały w całej Polsce.

Jacek Czepułkowski: Do końca roku mamy jeszcze z jakieś 25 koncertów. Musieliśmy odpuścić trochę wschód i zachód, ale na wiosnę tam pojedziemy.

Dziękuję za rozmowę.

Pełną wersję video tego wywiadu możecie zobaczyć tutaj.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: gitary | piosenka | serce | śmiech | koncerty | koniec świata
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy