Reklama

"Na przekór schematom"

Jak się okazuje, podjęcie nauki w szkole muzycznej często przypomina... podróż pociągiem. Jedziesz tam, gdzie prowadzą cię tory, nie możesz się cofnąć, nie możesz zawrócić, nie możesz zmienić kierunku. Możesz jedynie czekać z założonymi rękami aż dotrzesz na miejsce lub wyskoczyć, ale... jaką masz szansę, że wyjdziesz z tego cały? Skutki mogą być tragiczne, a ty od nowa będziesz musiał uczyć się chodzić. Poznajcie Flamastra - człowieka, który w wieku 16 lat zadebiutował na trzeciej płycie legendarnego Grammatika i którego nie hiphopowe media oceniają przez pryzmat znajomości ze Ścierańskim. Poznajcie historię człowieka, który wyskoczył z pędzącego pociągu...

Z Flamastrem rozmawiał Filip Rauczyński ("Magazyn Hip Hop").

Kiedy zaczynałeś swoją przygodę z muzyką miałeś pomoc, nauczycieli, przede wszystkim - miałeś szkołę muzyczną. A jak to wyglądało, kiedy zacząłeś bawić się w produkcję bitów? Ktoś ci pomagał, czy jednak do wszystkiego musiałeś dochodzić sam, krok po kroku?

Myślę, że nie należy przeceniać wartości szkoły muzycznej. Często ludzie myślą, że jeśli ktoś chodził do szkoły muzycznej, to Bóg wie czego się tam nauczył i ile mu to dało. A tak naprawdę to poza ogólną wiedzą teoretyczną, wykształceniem słuchu i znajomością nut, częściej wpycha się młodych ludzi w schematyczne myślenie o muzyce, z którym przez długie lata trzeba zrywać. Cała moja zabawa z robieniem bitów właśnie na tym polegała, żeby zrobić coś na przekór wtłoczonym schematom harmonicznym. Do wszystkiego musiałem dojść sam i poniekąd uważam, że bycie samoukiem przy odrobienie wytrwałości daje najlepsze rezultaty.

Reklama

Trochę mnie zaskoczyłeś z tą szkołą muzyczną. Jak na to patrzysz z perspektywy czasu - bardziej ci pomogła, czy zaszkodziła?

Myślę, że zaszkodziła. Wydaje mi się, że najwięcej nauczyłem się samemu. Hip hop nie jest muzyką europejską, a w szkołach muzycznych uczy się głównie Bacha. Wszystko pięknie, tylko najczęściej jest tak, że młodzi ludzie wcale nie rozumieją tego co grają, bo jak wymagać od 10-latka kumania, o co chodziło Bachowi jak wymyślał swoje menueciki? Młodzi ludzie uczą się tylko odtwórczego grania, często nawet nie umiejąc interpretować danej muzyki i powstają w ten sposób rzemieślnicy, a nie artyści, którzy jak zaprogramowane pozytywki odgrywają beznamiętnie melodie. Natomiast muzyka hiphopowa, uogólnijmy to do czarnej muzyki, rządzi się zupełnie innymi prawami. Stawiając częściej na puls, brzmienie i współbrzmienia, progresje, które często są zabronione w muzyce klasycznej. Z drugiej strony, Europa obraca się w tradycji muzyki rockowej, więc młodym ludziom bliżej jest do rocka niż do hip hopu, bo jest to zupełnie inne podejście do muzyki. I nie zapomnę lekcji religii w liceum, jak ksiądz uczył, że akordy septymowe to są akordy szatańskie i granie w ten sposób może mieć zły wpływ. Coś jest w tym jazzie jednak (śmiech).

Powiedziałeś, że młodych ludzi wpędza się najwięcej schematyczne myślenie o muzyce, z którym muszą zrywać przez lata. Jak to było z tobą? Miałeś "coś", co pozwoliło się oderwać od schematów szkoły muzycznej? Jesteś w stanie stwierdzić, co miało największy wpływ na twój rozwój?

Do dziś z tym walczę, ale jestem już prawie u celu. Myślę, że najwięcej nauczyłem się ostatnio, kiedy studiowałem jak na pianinie grają czarni muzycy grający gospel. Uwierz mi, że 5 minut filmu przewróciło moje spojrzenie na muzykę i dało mi bardzo do myślenia. I to rodzi kolejny paradoks, że takie rozmyślania i kombinacje pozostają tylko dla twórcy lub ewentualnie dla wykształconych muzyków, bo zwykłemu słuchaczowi często nie robi różnicy jak zagrasz dany akord, do momentu aż mu nie pokażesz różnicy na oczy.

O szkołę muzyczną i o nauczycieli zapytałem nie przypadkowo, bo jeżeli szczęście dopisze, sam będziesz prowadził kurs dla młodych producentów i chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że automatycznie staniesz się ich nauczycielem. Czego będziesz chciał ich nauczyć?

Dobrze powiedziane - producentów, a nie twórców. Raczej będę starał się nauczyć rzemiosła producenckiego, pewnej wrażliwości na różne kwestie, a także umiejętności, które każdy producent powinien posiadać. Nie będę potrafił nauczyć ludzi tworzyć muzykę, bo tego nauczyć się nie da - to trzeba mieć w sobie, ewentualnie można tylko próbować to rozbudzić. Można dać młodym ludziom tylko odpowiednie narzędzia, a resztę muszą zrobić sami. Jak w tej bajce z wędką...

Żeby dać rybakowi wędkę a nie rybę?

Dokładnie. Trochę tak jak się robi w Stanach: "Zapomnijcie o wszystkim, czego się tu nauczyliście". Pokazać ludziom, na jakie sposoby można tworzyć bity, ale zostawić ich w takim miejscu, aby każdy mógł ostatecznie wybrać swoją drogę, odpowiednią dla jego poczucia estetyki.

Będziesz starał się przekazać młodym jedynie niezbędne podstawy producenckiego rzemiosła, czy też będą ciekawostki, a może nawet patenty samego Flamastra?

Myślę, że znajdą się tam moje patenty o ile można mówić, że je posiadam. Ewentualnie pokażę jak robię pewne rzeczy.

Jak to jest w końcu z tym "zdradzaniem" swoich patentów wśród bitmejkerów? Jedni producenci bronią ich jak cnoty swojej młodszej siostry, drudzy mówią, że to i tak na nic, bo nie ważne są patenty, ale talent i słuch producenta. Prawda leży po środku?

Cnota młodszej siostry jest nie istotna, ważne żeby przynosiła pieniądze (śmiech).

Od razu widać, że nie masz młodszej siostry (śmiech).

Dla mnie to jest śmieszne, rodzimi producenci bronią tych patentów jakby nie wiadomo co wymyślili. Tak naprawdę te patenty zostały odkryte już kilka lat temu przez innych, a oni je co najwyżej podpatrzyli. Jakby mnie ktoś zapytał jak coś zrobiłem w jakimś bicie, to z przyjemnością odpowiem. Na proces produkcji bitu składa się tyle rzeczy i umiejętności, że jeden patent nic nie zmienia, a fajnie jest pomóc drugiej osobie na drodze do rozwoju.

Wracając jeszcze do tematu szkoły muzycznej. Spędziłeś w niej 5 lat, zrezygnowałeś jak byłeś 12-latkiem. Myślałeś kiedyś o tym, jakim byłbyś producentem i czy w ogóle byś nim był, gdybyś dociągnął swoją muzyczną edukację do końca?

Gdybym próbował dokończyć edukację muzyczną, to ona albo skończyłaby się na szkole I stopnia, albo na szkole II stopnia, więc w najlepszym wypadku - jeśli nie poddałbym się na I stopniu - byłbym zawodowym pianistą. Natomiast, jeśli udałoby mi się godzić i szkołę muzyczną i produkcję, to pewnie nie zajmowałbym się hip hopem. Staram się nie gdybać na ten temat, bo to do niczego nie prowadzi. Tak naprawdę można być świetnym muzykiem bez szkoły muzycznej, spójrz na wielu naszych oldskulowych jazzmanów.

Zgadza się. W sumie to sam mógłbyś być jazzmanem - grałeś na perkusji, na pianinie i na basie, czyli można powiedzieć, że w klasycznym jazzowym trio odnalazłbyś się na każdej pozycji. Czy umiejętność grania na tych instrumentach przydaje ci się podczas tworzenia bitów? Zdarza ci się np. dograć coś "live" do podkładu, czy jednak zdajesz się w 100 procentach na swoje oprogramowanie?

Ale na perkusji gram tylko na 5/4 (śmiech). Sama umiejętność gry na instrumentach pomaga. To jest tak jak zaprosić na sesję muzyka i mówić mu, co i jak ma zagrać, bo zna się dany instrument i wie się, jakie on ma możliwości brzmieniowe. Programowanie basu jest dla mnie zdecydowanie łatwiejsze i jestem w stanie tworzyć partie takie, jakby zagrał je "prawdziwy" basista, bo po prostu przenoszę pewne patenty z basu na sekwencer. Coraz częściej, oczywiście, staram się samemu dogrywać na żywca pewne rzeczy i coraz częściej na "setę" bez kwantyzacji i cięcia.

Oficjalnie zadebiutowałeś na "Trójce" Grammatika, więc można powiedzieć, że od razu wpadłeś na głęboką wodę i o ile się nie mylę miałeś wtedy 16 lat. Powiedz mi jak do tego doszło, pamiętasz co wtedy czułeś i jakie były reakcje znajomych na wieść, że twój bit znajdzie się na płycie Eldo i Juzka?

Wysłałem do Leszka maila, czy by nie zechciał przesłuchać moich podkładów, on był bardzo uprzejmy i zgodził się na to. Wysłałem mu swoje próbki i odpisał mi, że właściwie ma już gotowy tekst do jednego bitu i zapytał, czy bym im go nie udostępnił. Nie wiele myśląc przystałem na to (śmiech). Co wtedy czułem? Na pewno satysfakcję, bo to co robię od kilku lat wreszcie zostało zauważone i będzie dostępne dla szerszego grona. A reakcje moich znajomych? No wiesz, ekstra ketchup do frytek, balety przy basenie, dziewczyny ustępują mi miejsca w autobusie - ogólnie kumulacja sławy (śmiech). Tak naprawdę to nie wiem, powinieneś się ich zapytać.

Tyle, jeśli chodzi o znajomych. A w sferze "zawodowej"? Twój wkład w trzecią płytę Grammatika i solówkę Eldo otworzył ci w jakimś stopniu drzwi do kariery? Czy teraz częściej dostajesz "sensowne" propozycje współpracy?

A co rozumiesz przez karierę?

No wiesz, ludzie cię kojarzą, znani artyści chcą z tobą współpracować, a ty dopisujesz kolejne zera na koncie. I zmierzam do tego, czy współpraca z Eldo i Grammatikiem jakoś popchnęła cię w tych kwestiach do przodu...

Te zera to ja raczej skreślam (śmiech). Jedynym plusem jest to, że jak ja próbuję z kimś podjąć współpracę, to te płyty są takim moim portfolio, a zarazem informacją dla ludzi, że nie jestem człowiekiem znikąd. Tak na przykład nawiązałem współpracę z Jabłonką, a dzięki niemu możliwe są kolejne znajomości - a konsekwencją tego jest dalszy rozwój. Reasumując, ta współpraca nie dała mi tyle ile oczekiwałem, ale zawsze coś. Trzeba iść samemu po swoje, a nie czekać aż propozycje przyjdą same.

A propos tych sensownych propozycji współpracy. Coraz częściej znani raperzy rezygnują ze znanych producentów na rzecz tych młodych, mało znanych. Słyszałem już nieraz narzekanie, że w grę wchodzą zawsze śmieszne pieniądze. Powiedz mi jako ten młody producent - jak uważasz, trzeba znać swoją wartość od samego początku i przeliczać hajs adekwatnie do poziomu bitów, czy jednak trzeba iść na pewne kompromisy, kiedy się debiutuje?

Myślę, że tu trzeba być ostrożnym, jak z kobietami, i wiedzieć na ile sobie można pozwolić (śmiech). Jeżeli w grę wchodzi jeden bit, to klops nie jest tak istotny - szczególnie, jeśli nie jest to singel. Natomiast, jeśli większa ilość, która świadczy o jakości danej płyty, to trzeba walczyć o swoje, bo z jakiej racji ktoś ma zarabiać na twojej pracy?

No i teraz popatrz - przed chwilą, świadomie lub nie, doskonale opisałeś twój wkład w najnowszą płytę Eldo. Zrobiłeś tam połowę bitów i singel, który przecież generuje sprzedaż krążka. Czy sam "walczyłeś o swoje" w kwestiach finansowych?

Do dziś walczę i nie tylko o swoje (śmiech). Po zakończeniu kariery otworzę firmę windykacyjną na Ukrainie.

Właśnie, często słyszę narzekania dotyczące niewypłacalności raperów. Masz jakiś pomysł, jak można się przed tym zabezpieczyć i jak sprawić, aby starsi raperzy traktowali młodych producentów poważnie w kwestiach finansowych?

Albo powołać organizację, coś na kształt związków zawodowych, która chroniłaby zarówno producentów jak i raperów przed wyzyskiem ze strony usługobiorców. Ewentualnie każdy po prostu powinien podkładać pod nos raperom odpowiednią umowę licencyjną, wtedy zapewniamy sobie ochronę prawną. Najbardziej przykre w tym wszystkim jest to, że takie akcje pokazują obłudę raperów. Zwykło się mawiać tak, że muzycy są pewną elitą, która zawsze sobie pomoże, a tutaj jest tak, że raperzy nagle kopią dołki pod producentami, bez których by nie istnieli. To jest brak szacunku, zdecydowanie tak trzeba to określić.

Całkiem niedawno powiedziałeś, że chciałbyś założyć "supergrupę" składającą się z dwóch raperów, z wokalistki i wokalisty oraz z żywego zespołu. Kogo widziałbyś na poszczególnych stanowiskach? Zastanawiałeś się już nad tym?

Myślę, że ze względu na kwestię poruszoną przez ciebie w poprzednim pytaniu, a także przez ogólną sytuację na rynku muzycznym, ten pomysł stoi pod dużym znakiem zapytania.

Ale zakładamy, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby taki projekt miał powstać - zakładamy, że nie istnieją przeszkody finansowe i że nie ma nieosiągalnych artystów. Kogo chciałbyś mieć w takim zespole?

(śmiech) Aż tak daleko to moje marzenia nie wybiegały. Tak na biegu to Popek, MC Terminator, a z wokalistek to Twoja Stara (śmiech).

Dream Team (śmiech)! Jakbyś nazwał taki band?

Nadaremny TrÓd (śmiech).

Tak? (śmiech) Spodziewałem się raczej czegoś w rodzaju "Popstarr Ter" (śmiech)... Ok, dosyć tych żartów, zmieńmy temat. Całkiem niedawno zapytałem cię o najdziwniejszą muzę, jaką zdarzyło ci się samplować. Teraz chciałbym odwrócić pytanie. Czy jest taka muzyka lub dźwięki, których nigdy nie użyłbyś jako sampli?

Staram się coraz mniej samplować tak ogólnie, ale uważam, że bardziej chodzi o dostrzeżenie potencjału w samplu. Uważam, że jest pewien kanon kawałków, których nie powinno się samplować z czystego szacunku do ich twórców.

Jakieś przykłady?

The Beatles and John Lenin (śmiech), Pink Floyd, Stevie Wonder, Eric Clapton, Phil Collins... Mnóstwo jest takich rzeczy.

A odważyłbyś się samplować Ścierańskiego?

Już dawno się odważyłem, z dobrym skutkiem (śmiech).

On o tym wie?

Wie i nawet mu się podoba, choć często nie rozpoznaje własnych kawałków.

Kiedyś przytoczyłeś cytat: "Jeżeli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o swoich planach na przyszłość". A co byś powiedział, żeby rozśmieszyć Diabła (śmiech)?

Idę pie**olnę szczocha, a potem bENde na parkiecie, a Ty dowiaduj się (śmiech).

I tym oto pięknym akcentem kończymy niniejszy wywiad (śmiech). Dzięki wielkie za poświęcenie mi czasu, masz jakieś złote myśli, którymi chciałbyś się podzielić z naszymi czytelnikami? Oczywiście po za tą z "pier**lnięciem szczocha na parkiecie", bo tą już doskonale znamy (śmiech)...

To ja tobie dziękuje za niesamowite przeżycia podczas tej rozmowy. Daje ci grosik z nadzieją, że jeszcze kiedyś ze mną przeprowadzisz wywiad (śmiech). A tych złotych myśli na razie wystarczy, bo pier**lnę na zawał pięty (śmiech).

mhh.pl
Dowiedz się więcej na temat: muzyka | szkoły | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy