Reklama

"Muzyka bliski memu sercu"

"Kasia Rodowicz" - taki tytuł nosi trzecia płyta (premiera 5 marca 2007 roku) wokalistki, która dała się poznać z występów na Festiwalu w Opolu: w 1995 roku w koncercie "Debiuty" oraz w 2000 r. w "Premierach", gdzie wykonała bardzo ciepło przyjęty utwór "Busola". Choć od wydania poprzedniej płyty "Jazz Bistro" (2003) minęły cztery lata, Kasia Rodowicz przekonuje w rozmowie z Emilią Chmielińską, że nie próżnowała w tym czasie.

Nazwisko jak na tę branżę masz znakomite. Co odpowiadasz na pytania o pokrewieństwo z Marylą Rodowicz, bo chyba często się z nimi spotykasz?

To jest tak, że tak naprawdę ja nie jestem rodziną Maryli Rodowicz. Mam takie nazwisko, bo mam. Nie jest to na pewno nazwisko bardzo popularne jak Kowalski. Akurat ja mam takie nazwisko i śpiewam (śmiech).

Od razu też dementuję plotki, że jestem córką Maryli Rodowicz, bo mam wiele pytań na ten temat czy jestem jej córką. Ona też ma córkę Kasię, ale Kasię Jasińską. I to wszystko (śmiech).

Reklama

Długo nie było o tobie słychać, ale ponoć nie próżnowałaś...

Nie próżnowałam, cały czas śpiewałam, w różnych projektach. Nagrałam płytę "Jazz Bistro", od mojej pierwszej płyty po czterech latach. Śpiewałam w zespole DeSu, 2SU, Ocean Front. Nagrałam chórki do płyty Danusi Błażejczyk. Nagrałam trzy duety ze Zbyszkiem Wodeckim. Cały czas koncertowałam, śpiewałam, byłam czynna zawodowo. Nie osiadłam na laurach.

Ta przerwa spowodowana była również m.in. tym, że urodziłaś dwóch synów. Możesz coś więcej opowiedzieć o swojej sytuacji rodzinnej oraz o Jasiu i Kubusiu?

To moje dwa największe szczęścia na świecie - Kuba i Jasio. Czasami mówią ludzie, że dzieci przeszkadzają w karierze muzycznej, a w moim przypadku uważam, że chłopaki mi bardzo dużo pomogli.

To jest taki napęd do pracy, jak ma się dwóch małych szkrabków. Poza tym oni są takimi moimi pierwszymi krytykami. Jak coś nagrywam to oni zawsze słuchają tego jako pierwsi.

Czy synom podoba się twoja nowa płyta, czy lubią mamine śpiewanie?

Oczywiście, że tak, ale jak wszyscy mają swoje ulubione piosenki. Ich ulubioną piosenką z mojej najnowszej płyty jest "Łarije".

Tytuł płyty to "Kasia Rodowicz", ale najczęściej swoim imieniem lub nazwą wykonawcy tytułują debiuty. Czy dla ciebie ta płyta jest takim właściwym debiutem? Śpiewasz też piosenkę "Właśnie ja", jakbyś się chciała pokazać, że jesteś.

Nie traktuję chyba tego jako debiut, ale traktuję tę płytę bardzo wyjątkowo, bo jest ona moją wymarzoną, wytęsknioną i długo wyczekiwaną płytą. Jest to pierwsza płyta na którą piosenki były pisane specjalnie dla mnie. To nie były piosenki wyciągane przez kompozytorów z tak zwanej szuflady. To było robione wszystko pode mnie.

"Właśnie ja" to była jedna z pierwszych piosenek. Może nie w tej piosence chcę pokazać jaka jestem, tylko w całej płycie. W całej płycie chcę pokazać jaka jestem teraz nowa.

Muzycznie mamy tu połączenie takich gatunków jak smooth jazz, bossanova, soul czy pop - taka mieszanka w ostatnim czasie jest bardzo modna, szczególnie wśród wokalistek. Czy masz swoje faworytki w tej stylistyce?

Powiem ci szczerze, że ja nawet nie zastanawiałam się jaki to jest rodzaj muzyki. Ja nagrałam na tej płycie to, co ja lubię, melodie które mi się podobały, aranżacje które mi się podobały.

Tak naprawdę jak ktoś mnie pyta jaki to jest rodzaj muzyki to ciężko mi jest nawet ją określić. To jest rodzaj muzyki bliski memu sercu.

Nie wzorowałam się na nikim. Mam swoje ulubione wokalistki, które bardzo lubię i cenię - Sade za niesamowity klimat, który tworzy, Diana Reeves za warsztat wokalny, Diana Krall, ostatnio Norah Jones. To są takie moje "perełki" wokalne i klimaciarskie w muzyce, to jest mi bliskie i dlatego też nagrałam taką muzykę.

Z okładki spogląda na nas już nie nastolatka, podlotek, ale kobieta dojrzała. I chyba też szczęśliwa?

Bardzo szczęśliwa, spełniona jako kobieta i spełniona muzycznie, no bo wyszła moja płyta. Spełniona jako kobieta, gdyż mam dwóch wspaniałych synków. No i chyba bardziej dojrzała i wiedząca czego chcę w muzyce.

Za zdecydowaną większość nagrań odpowiadał Ferid Lakhdar. Wcześniej łączyły was ponoć nie tylko sprawy zawodowe... Czy do tych czasów nawiązuje piosenka "Zimno i gorąco"?

Z Feridem poznaliśmy się u Marka Kościkiewicza w zespole, potem graliśmy bardzo długo razem i tak się zaczęła nasza tak zwana przygoda muzyczna. Koncertowaliśmy, pracowaliśmy i po paru latach naszej pracy zrobiliśmy płytę. Tak więc "Zimno i gorąco" absolutnie (śmiech) do tego się nie odnosi.

Niedawno nakręciłaś klip do drugiego singla "Jak mgła". Możesz opowiedzieć jak wyglądała realizacja tego teledysku?

Praca była ciężka, bo musiałam chodzić w 10-centymetrowych obcasach na bieżni, to nie była prosta sprawa. Ja na bieżni byłam pierwszy raz w życiu. Miałam co prawda wcześniej poćwiczyć, ale pomyślałam sobie "Eeeee tam, bieżnia, no przecież co to za problem" (śmiech).

No i jak sobie chodziłam próbując w adidaskach to było wszystko w porządku, natomiast jak założyłam 10-centymetrowe obcasiki, to było troszeczkę gorzej z utrzymaniem równowagi. Było to męczące, bo nie jestem przyzwyczajona, by chodzić na obcasach.

Praca polegała na tym, że była bieżnia, wszystko było kręcone na blue boxie, a później miałam ujęcia z modelem.

No właśnie, ponoć były tam jakieś gorące sceny z modelem na kanapie (śmiech). Możesz ujawnić jakieś pikantne szczegóły?

Powiem szczerze, że nie lubię takich scen. Sama myśl, że mam się obściskiwać z jakimś obcym mężczyzną była dla mnie straszna. Na samym początku ujęć usiadłam na kanapie i zapytałam, czy nie możemy sobie po prostu tak posiedzieć obok siebie i popatrzyć w oczy i żeby na tym się skończyło.

Ale niestety tak nie mogło być, więc były sceny, ale nie strasznie poważne (śmiech). Trzeba było się dotknąć, spojrzeć sobie w oczy, uśmiechać się do siebie. Jeżeli ktoś mnie bardzo dobrze zna, to widzi, że w tych scenach śmieję się w taki sposób, że za chwile mogłabym wybuchnąć śmiechem, a niektórzy mogą pomyśleć, że jestem tak rozanielona (śmiech).

Wydaje mi się, że chyba najlepiej wypadają te żywsze utwory jak "Sambanova" czy środkowa część "Zimno i gorąco". Czy ty masz jakieś swoje ulubione nagrania z tej płyty?

Wszystkie są bardzo bliskie memu sercu, ale pierwszy singel "Będę" był pierwszą piosenką która powstała. Od tej piosenki się wszystko zaczęło i mogę powiedzieć, że ona jest mi najbliższa.

Zaczęła się wiosna, już wkrótce letnie festiwale - czy szykujesz coś na Opole, Sopot? Zamierzasz wziąć udział w tych imprezach?

Nie będziemy w tym roku brać udziału w tych imprezach. W Opolu trzeba mieć nową piosenkę, nową kompozycję. Myśmy niedawno wydali płytę, więc będziemy się skupiać na promocji tego co teraz zrobiliśmy. Może w przyszłym roku będziemy o tym myśleć. Natomiast chcemy jak najwięcej grać koncertów z naszym materiałem i mam nadzieję, że niedługo ruszymy w trasę koncertową.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: kasia | Maryla Rodowicz | Opole | gorąco | zimno | jazz | piosenki | muzyka | nazwisko | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy