Reklama

"Melodie przychodzą do mnie same"

Przez wiele lat był cenionym producentem i kompozytorem. Mimo że napisał m.in. przebój Edyty Górniak "Dotyk", mało kto o nim słyszał. Na szerokie wody wypłynął w 2005 roku, wygrywając "Festiwal Jedynki w Sopocie", a następnie wydając oratorium "Tu Es Petrus" dedykowane zmarłemu w tym samym roku Janowi Pawłowi II. Od tamtego czasu każda jego kolejna płyta osiąga przynajmniej status platynowej. O najnowszym albumie, pierwszym z cyklu "Oratorium dla świata" oraz o nocnych telefonach kompozytor opowiedział Emilii Chmielińskiej.

Jak przebiegały prace nad albumem "Habitat". Dźwięki łatwo przychodziły do pana?

Piotr Rubik: Dźwięki łatwo do mnie trafiają. Mam to szczęście, że melodie przychodzą do mnie same i jakoś zostają, a na dodatek podobają się i mnie i ludziom. Natomiast praca, jaką trzeba wykonać, jest bardzo ciężka. Takie "Oratorium dla świata" nie dość, że trzeba skomponować, to jeszcze rozpisać na chór, na orkiestrę, zrobić próby, zagrać koncert. To jest bardzo dużo pracy.
Premiera "Habitatu" miała miejsce w Gorzowie Wielkopolskim z okazji 750-lecia miasta, zostaliśmy zaproszeni przez prezydenta Gorzowa. Koncert odbył się na początku grudnia i zostaliśmy bardzo fajnie przyjęci. Pierwszy raz miałem coś takiego, że bisowałem przez ponad godzinę. Tak gorące przyjęcie mnie zaskoczyło i bardzo ucieszyło.
Ten album jest troszeczkę inny niż poprzednie, ponieważ po raz pierwszy obok chóry i orkiestry symfonicznej wystąpili z nami DJ-e, którzy na żywo miksowali bity. To dodało dużo energii muzyce, podobnie jak udział beatboxerów czyli ludzi ustami naśladujących dźwięki perkusji. Chodziło właśnie o tę energię - ja bardzo lubię się bawić w klubie i będąc tam kilka razy, pomyślałem sobie: czemu nie dodać tego do orkiestry? Niech to wszystko zacznie żyć bardziej energicznie. Płyta tego siłą rzeczy nie może oddać, dlatego lepiej to usłyszeć na koncercie. Na koncertach mamy fortepian, w pewnym momencie schodzę do niego i w duecie z Martą Moszczyńską śpiewam jedną piosenkę.

Reklama

Kiedy wychodzi pan na scenę, wszystko właściwie od pana zależy. Co jest w tym wszystkim najtrudniejsze?

Piotr Rubik: Ciężko powiedzieć, ponieważ jest bardzo wiele czynników. Ja zawsze najbardziej boję się o to, żeby coś nie nawaliło od strony technicznej. Przy tak dużej grupie ludzi bardzo ważne są odsłuchy i komunikacja, ponieważ niektórzy muzycy są od siebie bardzo oddaleni i muszą mieć wszystko odpowiednio zorganizowane. I u nas tak jest. Ja w słuchawce zawsze mam rytm, który musi być głośniejszy od całej orkiestry, żebym go usłyszał. Potem czuję się lekko ogłuszony na jedno ucho. Najtrudniejsza jest właśnie synchronizacja tego wszystkiego.
Taka adrenalinka, która wynika z tych obaw, jest bardzo mobilizująca i jednak dobrze, jak troszkę tej tremy jest. Trzeba się maksymalnie skupić, żeby ogarnąć to wszystko. Trzeba wyłączyć wszystkie zewnętrzne myśli.

Habitat składa się z 18 utworów. Czy któryś z nich ma dla pana szczególne znaczenie?

Piotr Rubik: Nie mogę tak powiedzieć. Mam do nich bardzo subiektywny stosunek. Każdy z nich ma dla mnie szczególne znaczenie, każdy z nich jest na swój sposób inny. Cieszę się, że słuchacze, którym "Habitat" się podoba, znajdują na płycie utwory dla siebie, że ta płyta nie jest im obojętna. Ja lubię je wszystkie.

A jak wyglądały reakcje publiczności podczas samego koncertu?

Piotr Rubik: Gdybyśmy zamieścili na płycie wszystkie brawa, to wyszedłby z tego box dziesięciopłytowy (śmiech). Podczas poprzednich premier było tak, że ludzie się pomalutku przyzwyczajali do nowych piosenek, tutaj udało mi się od razu chwycić ich za serca, za uszy. Cieszę się, bo było to bardzo entuzjastyczne przyjęcie.

Płytę promuje singel "Świat się nie kończy".

Piotr Rubik: Ten utwór wybraliśmy dlatego, że jest bardzo radosny. Chciałem po okresie niepokoju, pokazać coś radosnego. Wydaje mi się, że jest jeszcze na płycie parę utworów, które mogłyby być singlami. Zresztą za jakiś czas wybierzemy nowy, może akurat jakiś inny będzie się bardziej nadawał do tego, żeby być takim utworem radiowym. "Świat się nie kończy" jest singlem koncertowym. Specjalnie zostawiliśmy muzykę i zdjęcia z koncertu, żeby widać było tą naturalność, energię, naszą radość.

Podczas koncertu w Gorzowie jednym z DJ-ów był Robert Leszczyński. To wydarzenie ma też chyba drugie dno: w momencie kiedy krytycy stworzyli swego rodzaju front przeciwko panu, Leszczyński opowiada się po pana stronie, po stronie pana muzyki. Jak to się stało, że wystąpiliście razem i czy właśnie odbiera pan to jako taki głos poparcia?

Piotr Rubik: Na pewno tak. W przeszłości Robert Leszczyński był dość krytycznie nastawiony do mojej muzyki, mimo że się znamy, szanujemy. To jest dla mnie duży powód do satysfakcji, że ludzie, którzy na co dzień robią i cenią zupełnie inną muzykę, przekonali się do tego, co im zaproponowałem. Robert Leszczyński potrafił otwarcie powiedzieć, że to mu się spodobało i mimo że wcześniej był na nie, teraz jest na tak.
Często zdarza się tak, że spotykam dziennikarzy, którym moja muzyka się nie podoba i dziwią się, że ja do nich podchodzę i z nimi rozmawiam bez żadnej złości czy żalu. To jest najlepszy sposób, żeby zmienić o kimś myślenie. Zobaczyć, jaki ten człowiek jest naprawdę. Ja potrafię uszanować to, że ktoś ma odmienne zdanie.

Co nowego wnieśli obecni soliści do pana utworów? Czy spełnili pana oczekiwania?

Piotr Rubik: Jak najbardziej. Ja w pewnym sensie pisałem to oratorium z myślą o nich i starałem się do maksimum wykorzystać ich zdolności wokalne. To są bardzo zdolni i bardzo fajni ludzie z wielką energią, a przede wszystkim utalentowani. Każdy z nich ma tam pole do popisu. Starałem się tak pisać utwory, dobierać tonację, by mogli pokazać to, w czym są dobrzy. Są świetni. Bardzo się cieszę, że są tacy ludzie. Ja często słucham debiutantów, przysyłają mi swoje dema, czasami widzę ich w telewizji czy internecie - młodych, zdolnych jest coraz więcej i to coś bardzo pozytywnego.

Często słyszy się głosy: "świetny muzyk, ale rozmienia się na drobne" - że za często płyty, za często koncerty. Albo: "doskonały kompozytor, tylko przesadza z wizerunkiem" - ekstrawagancja, okładki kobiecych czasopism. Jak Pan się na takie opinie zapatruje?

Piotr Rubik: To się da wytłumaczyć. Za często koncerty? Ludzie, to moja praca (śmiech). Komponowanie muzyki i granie koncertów to moja pasja i w związku z tym dziwne by było, gdybym nie koncertował. Co do okładek czasopism kobiecych... to jest w dzisiejszych czasach nieuniknione. Często nic o tym nie wiem. Dowiaduję się, kiedy przechodzę koło kiosku.
Często te artykuły są wyssane z palca. Nie wiem, dlaczego tak bardzo ludzi interesuje czyjeś życie, może mamy po prostu takie czasy. Natomiast najważniejsze dla mnie jest to, jak odbierają moją muzykę. Nie interesuje mnie, że ktoś o mnie powie, że jestem taki czy taki. Na pewne rzeczy nie mam wpływu i dlatego traktuję to z przymrużeniem oka.

Cofnijmy się do kwietnia zeszłego roku. Już nie wchodząc w szczegóły konfliktu, który był wielokrotnie omawiany, jak wyglądało "zrekrutowanie" Zosi Nowakowskiej? Słyszałam o nocnym telefonie, o pospiesznym uczeniu się przez nią piosenek...

Piotr Rubik: Ja od dawna chciałem współpracować z Zosią Nowakowską, ponieważ jest znakomitą wokalistką i nadarzyła się taka okazja, bardzo dramatyczna zresztą. Trzeba było mi pomóc, przyjechać na koncert i rzeczywiście był telefon wieczorem: "Zosia, przyjeżdżaj". Zosia się uczyła w pośpiechu pewnych utworów, teraz już je umie na pamięć. To było fajne, bo bardzo spontaniczne. Natomiast przysłuchiwałem się jej już wcześniej i tylko czekałem na moment, kiedy będę mógł ją zaprosić do współpracy.

Czy spotkał się pan już z zarzutem wtórności, powielania własnych pomysłów? Czy widzi pan w przyszłości takie zagrożenie?

Piotr Rubik: Widzę zagrożenie, że ludzie mogą tak pisać (śmiech). Dźwięki z natury są do siebie podobne. Ja nie szukam na siłę nowych brzmień, ja szukam nowych melodii. Wiadomo, że orkiestra symfoniczna będzie zawsze brzmiała podobnie. Ktoś mógłby zarzucić kompozytorom muzyki klasycznej, że ich utwory są do siebie podobne. To, co należy odróżniać, to inne linie melodyczne.
To zawsze będzie mój klimat, natomiast melodie zawsze są różne. Te zarzuty podnoszą ci, którzy znają tylko kawałek mojej twórczości, tylko te duże formy, oratoria, natomiast jest jeszcze wiele utworów, które są inne, ponieważ pisane w innym celu. Zresztą niedługo wyjdzie moja płyta, znacznie bardziej kameralna, gdzie gram na wiolonczeli, na fortepianie, śpiewam, to będzie zupełnie inna propozycja.
Bardzo lubię orkiestrę symfoniczną i chór i nie myślę o tym, czy to się komuś wyda podobne czy nie. Jak ktoś będzie chciał powiedzieć coś złego, to zawsze powie. Cokolwiek się nie zrobi, zawsze znajdą się głosy krytyki. Nie sposób zadowolić wszystkich. Po prostu robię to, czuję.

Często mówi pan o emocjach. Jakie emocje przynosi "Habitat"?

Piotr Rubik: Pozytywne. Roman Kołakowski, autor tekstów, dotknął wielu ważnych spraw, nie tylko miłości, ale tolerancji, emigracji, bardzo przecież powszechnej w tej chwili, jest też jeden utwór opowiadający o cygańskiej poetce, która żyła w Gorzowie, poruszający problem etnicznego współistnienia. To są rzeczy ważne nie tylko dla Gorzowian, ale myślę, że dla każdego z nas. To jest płyta uniwersalna.

Wspomniał pan o Romanie Kołakowskim. Gdyby miał pan porównać swojego poprzedniego tekściarza Zbigniewa Książka z obecnym - jak bardzo różnią się ich teksty i które lepiej komponują się z pańską muzyką?

Piotr Rubik: Nie ma sensu tego porównywać dlatego, że każdy z nas jest inny i każdy inaczej tworzy. Wszyscy autorzy, z którymi współpracowałem, tworzą teksty szczególne, nie porównywałbym ich. Dlatego właśnie nigdy nie krytykuję koleżanek i kolegów z branży, ponieważ nie ma to sensu. Jeśli ktoś robi płytę, obojętnie jaki to jest gatunek, robi to tak, jak czuje. Bezsensem jest mówienie, że to jest złe albo dobre. On to zrobił tak, jak kocha. Możemy jedynie albo chcieć tego słuchać albo nie.

"Oratorium dla świata" zostało zaplanowane jako trzyczęściowy cykl. Pierwszą z części jest "Habitat". Jak wyglądają plany odnośnie następnych?

Piotr Rubik: Jest taki pomysł, żeby następne oratorium było dziecięce - z dziecięcą orkiestrą, dziecięcym chórem, solistami...

To chyba będzie jeszcze trudniejsze do okiełznania i zsynchronizowania śmiech?

Piotr Rubik: To zależy od podejścia. Wydaje mi się, że jeśli dzieciaki się czymś zainteresują, będą wierzyć, że to jest fajne, to się bardzo w to zaangażują. Teraz przesłuchuję wiele napływających zgłoszeń, nagrań i jestem pod wrażeniem. Niedawno miałem okazję nagrywać jeden z programów telewizyjnych związany z dziećmi i uważam, że mamy teraz dzieciaki śpiewające na bardzo wysokim poziomie. One już wiedzą, co to jest muzyka, telewizja, kariera, mają już jakieś wyobrażenie, mają osobowości, wiedzą, jak się zachować na scenie, to może być bardzo ciekawe doświadczenie.

A czy zaczął już pan komponować utwory na nowe oratorium?

Piotr Rubik: Teraz jest bardzo gorący okres, bo wyszła płyta, jest dużo koncertów i czekam na chwilę wytchnienia, żeby pomysły, które krążą po głowie przelać na papier.

Czy jest taka płyta, z wszystkich dotychczasowych, z której jest pan mniej zadowolony, którą dziś zrobiłby pan inaczej?

Piotr Rubik: Ciężko powiedzieć. Cokolwiek nie robię, mam jakiś niedosyt. Zawsze tak jest, że można by coś poprawić. Nauczyłem się jednak tego, żeby nic nie ruszać. Po prostu tak miało być. Każda z płyt, które zrobiłem, była w danym czasie tak tworzona, jak to czułem. Nawet jeśli bym chciał coś zmienić, to nie jest ten czas. To jest element rozwoju - jeżeli kilka płyt temu zrobiłem coś, z czego nie jestem zadowolony, to bardzo dobrze, bo dzięki temu nauczyłem się czegoś nowego. W tej chwili jestem bardzo zadowolony z "Habitatu", dlatego że jest zbiorem doświadczeń wielu lat pracy.
To jest efekt trzydziestu lat pracy - uczenia się, ćwiczenia, zdobywania umiejętności. Im dłużej żyjemy, tym lepiej to życie możemy opisać muzyką. Stąd fajne utwory powstają dopiero pod koniec życia.

A co na dzisiaj jest pana największym marzeniem muzycznym, zawodowym?

Piotr Rubik: Chciałbym napisać muzykę do dobrego filmu. To niekoniecznie musi być Hollywood, chodzi mi przede wszystkim o dobry film. Taki, gdzie będzie miejsce na dużą, symfoniczną muzykę. Bardzo chciałbym napisać coś do dużego i epickiego filmu. Czy to będzie w Stanach, czy w Australii, czy w Europie czy gdzieś indziej nie ma dla mnie dużego znaczenia, aczkolwiek cieszyłbym się, gdyby to było w Stanach, bo tam się robi tego typu filmy. To jest takie moje największe muzyczne marzenie.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: kompozytor | koncert | śmiech | utwory | oratorium | Piotr Rubik
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy