Reklama

"Mam rockową naturę"

Z muzyczną sceną przez ostatnie dwa lata wzięła rozbrat. Koncertem w podwarszawskim Modlinie, w ramach Inwazji Mocy 2000, Kasia Kowalska przypomniała wielotysięcznej publiczności o tym, że niezmiennie należy do pierwszej ligi śpiewających pań w naszym kraju. Teraz wraca z nową fryzurą, nową energią i nowymi pomysłami na nową płytę. Kilka minut po koncercie z wokalistką rozmawiał Jarosław Szubrycht.

Kilka dni temu próbowaliśmy zaprosić cię na rozmowę z fanami za pośrednictwem CZATerii. Niestety, nie udało nam się, bo podobno byłaś bardzo zajęta?

Tak, cały czas nagrywam płytę i liczy się każdy dzień, bo nie chcemy się spóźnić z premierą. Ale kiedy już nagram i wydam płytę, bardzo chętnie zjawię się u was.

Trzymamy za słowo. Możesz zdradzić, jaka będzie twoja nowa płyta?

Myślę, że będzie dużo bardziej nowoczesna od wszystkich moich dotychczasowych dokonań. Trudno mi o niej opowiadać, bo sama nie mam do tego materiału dystansu. Mam jednak nadzieję, że pozytywnie wszystkich zaskoczy.

Reklama

Słyszałem dzisiaj ze sceny rytmy niemalże triphopowe... Czyżbyś postanowiła pójść w tym kierunku?

Tak, trochę tak. Myślę, że to cudowne, połączyć stare, dobre rockowe granie z nowoczesnymi brzmieniami, bo generalnie dzięki czemuś takiemu muzyka idzie do przodu. Do wprowadzenia tych elementów skłoniły mnie pewne moje fascynacje. Gusta też się zmieniają, dwa lata temu słuchałam czegoś innego. Ostatnio wielkie wrażenie zrobiła na mnie nowa płyta zespołu Skunk Anansie, gdzie jest to właśnie zawodowe, rockowe granie, połączone z nowoczesnymi brzmieniami. Moje płyta nie będzie aż tak bardzo odjechana jak ich, ale chcę przemycić nutę nowoczesności. Absolutnie nie rezygnuję jednak z mocnych gitar, bo w tym się czuję najlepiej, chociaż ludzie często postrzegają mnie jako wykonawczynię „Coś optymistycznego”, bo był to swojego czasu mój wielki przebój. Generalnie czuję się lepiej w ostrej oprawie, mam bardziej rockową naturę.

Kiedyś śpiewałaś nawet w metalowych zespołach – Curse Ritual i Genocide. Jak wspominasz tamten okres?

(śmiech) Słuchaj, to były cudne czasy! Fantastyczni metalowcy... chodziliśmy razem na piwo i słuchaliśmy razem muzyki. Ja się wychowywałam w ogóle na Iron Maiden. Ostatnio z kolegą siedzieliśmy przy gitarze akustycznej i śpiewaliśmy wszystkie przeboje Iron Maiden i AC/DC. To jest niesamowite, aż mi się łza w oku kręci. Miałam różne okresy w swoim życiu, ale przez dłuższy okres współpracy z Genocide słuchałam bardzo ostrej muzyki. Słuchałam Slayera, Testamentu, wczesnej Metalliki. Chodziłam na wszystkie metalowe koncerty, jeździłam do Jarocina, więc korzenie mam metalowo-rockowe. (śmiech)

Wspomniałaś o Jarocinie. Co sądzisz o powrocie tego festiwalu?

Przez chwilę wybierałam się do Jarocina, bo myślałam, że gwiazdą będzie mój ulubiony zespół, czyli Mr Bungle z Mike’iem Pattonem na wokalu. Okazało się jednak, że nie dojadą, więc się nie wybrałam. Festiwale w Jarocinie wspominam ze strasznym sentymentem. Pamiętam, że troszeczkę się bałam, bo jako nastolatki jeździłyśmy pod namiot, ale i tak był to mniejszy lęk niż teraz. Teraz więcej jest zagrożeń, ludzie są bardziej agresywni, leją się, zabijają, noszą broń, narkotyki, a kiedyś tego nie było. Jakaś marihuana to wszystko, co było dostępne w Jarocinie i nie było totalnych zadym. Nie było tak, żebym wychodząc wieczorem na miasto martwiła się, że ktoś mnie napadnie, albo pobije, a teraz się na przykład boję.

Często zarzucano ci, że nie potrafisz zdecydować się na jeden styl, że sama nie wiesz, co tak naprawdę chcesz śpiewać?

Niestety, taką mam naturę, wszystko mnie szybko nudzi. To jest straszna wada, bo przeszkadza mi we wszystkim, co robię w życiu. Muzyka jest dla mnie jednak pewnego rodzaju zabawą. Nie chciałabym być zaszufladkowana jako wykonawczyni jednego gatunku. Chciałabym zmieniać się i szukać czegoś, co mi najbardziej pasuje i w czym się najlepiej czuję. To są również metamorfozy wynikające z tego, że dojrzewam się, zmieniam... i nie przestanę szukać. Nie wydaje mi się, żebym każdą następną płytę robiła taką samą, bo to byłoby nudne. A ja jestem Bliźniakiem i szukam zmian, chcę gdzieś pędzić, ciągle potrzebuję czegoś nowego. Dlatego to robię.

Czy jest jakiś rodzaj muzyki, na którego śpiewanie nie dałoby się ciebie namówić?

Jest, na pewno. Na przykład muzyka dyskotekowa, szczególnie disco-polo, którego nie cierpię. Nie lubię też tego trendu łączącego pop z muzyką ludową. Uważam, że przede wszystkim siła jest w melodii i ona jest najważniejsza. Piosenki Beatlesów przetrwały, bo mają piękne melodie – i to się liczy.

Jaki tytuł będzie nosiła twoja nowa płyta?

Nic nie chcę zdradzać, a już na pewno za wcześnie, żeby mówić o tytule. Mogę tylko zdradzić, że producentem jest Adam Abramek, który wyprodukował solową płytę Beaty Kozidrak. Ale proszę się nie sugerować, kierunkiem, który reprezentuje Beata, bo moja muzyka jest bardziej rockowa i zakręcona, ale bardzo melodyjna.

Jakie studio tym razem wybrałaś?

Właśnie! Zdarzyła się fantastyczna rzecz, bo udaje nam się nagrywać większość rzeczy u mnie w domu, gdzie zrobiliśmy sobie takie małe studyjko. Mamy więc znakomity komfort, bo możemy sobie pracować kiedy chcemy i nikt nam nie przychodzi w trakcie sesji, tak jak to bywa w studiach profesjonalnych. Mimo to parę rzeczy będziemy musieli zgrywać w studiach. Mastering chciałabym zrobić we Frankfurcie, u znakomitego realizatora dźwięku Piotrka Siedlaczka. Cały czas szukam, chciałabym żeby było to jak najlepsze.

Na koncertach wykonujesz bardzo dużo cudzych utworów. Skąd to zamiłowanie?

Ja uwielbiam śpiewać cudze kawałki! Mam mnóstwo takich ulubionych kawałków, które sobie włączam i wyję całymi dniami. Są to takie numery, które mnie poruszają i wywołują dreszcze. Bardzo trudno jest napisać takie dobre numery, więc ja bez żadnego obciachu decyduję się wykonywać je publicznie. I będę to robić, sprawia mi to wielką frajdę.

Jak ci się dzisiaj grało?

Słuchaj, ja dzisiaj całą noc nie spałam, tak się denerwowałam tym koncertem. Przerażona byłam tą ogromną ilością ludzi, bo dawno nie grałam przed taką publicznością. Poza tym ja jestem osobą, choć może trudno w to uwierzyć, bardzo zakompleksioną i zamkniętą w sobie, więc za każdym razem ciężko mi wyjść na scenę. To zawsze zespół mnie bardzo napędzał, powtarzał, że będzie dobrze. Na scenie byłam dzisiaj bardzo zdenerwowana, chociaż starałam się tego nie okazywać po sobie.

I było dobrze?

Nie wiem. Parę osób powiedziało mi, że było fajnie i to jest najważniejsze.

Dziękuję za wywiad.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: muzyka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy