Reklama

"Jurorzy decydują, kto jest gwiazdą? Nonsens!"

Podczas szóstej wizyty niemieckiej grupy Marquess w Polsce w październiku 2008 roku portal INTERIA.PL rozmawiał z wokalistą grupy Saschą Pierro. Piosenkarz pochwalił się znajomością języków, opowiedział o największym przeboju grupy "Vayamos Companeros" oraz skrytykował telewizyjne konkursy talentów i Eurowizję.

Twoja rodzina pochodzi z Włoch, ty urodziłeś się i mieszkasz w Niemczech, a śpiewasz po hiszpańsku...

To się zaczęło jeszcze w 2006 roku. Wtedy zaczęliśmy pisać piosenki, ale jeszcze nie jako Marquess. Zespół w tym czasie jeszcze nie istniał, a my komponowaliśmy piosenki dla innych artystów czy na przykład dla programów telewizyjnych. Wszystko zaczęło się od piosenki "El Temperamento", która początkowo nie była przeznaczona dla nas. Mieliśmy gotową piosenkę i eksperymentowaliśmy: "Zaśpiewajmy ją po angielsku, a później po niemiecku". Zaśpiewałem ją też po włosku i hiszpańsku. Kiedy utwór był już gotowy, śpiewany był w sumie w czterech językach. A za każdym razem, gdy słyszeliśmy w tej piosence hiszpański tekst, mówiliśmy: "Wow! To brzmi świetnie!". Wtedy było słychać rytm tej piosenki i zawarte w niej emocje. Cała nasza czwórka zadecydowała, że to właśnie w tym języku powinniśmy śpiewać.

Reklama

Jak na razie waszym największym przebojem jest utwór "Vayamos Companeros". Czy było dla was niespodzianką, że właśnie ta piosenka odniosła tak duży sukces?

Pamiętam, że kiedy ukończyliśmy ten utwór, powiedzieliśmy sobie, że to może być hit. Piosenka ma ładną melodię i dobry rytm. Ale byliśmy umiarkowani w swoich opiniach. Dopiero reakcja ludzi z wytwórni płytowej dała nam do myślenia. Byli zachwyceni "Vayamos Companeros"! Mieli rację, bo ta piosenka stała się przebojem w wielu krajach. Dla nas to bardzo miłe, że nawet po kilku latach słysząc ten utwór na koncertach nasza publiczność szaleje.

Pomówmy jeszcze o językach. Włoski, niemiecki, hiszpański i angielski. Znasz jeszcze jakieś inne języki?

Tak, łacinę (śmiech). Uczyłem się tego języka w szkole, ale oczywiście nie mówię po łacinie. Na poważnie: po włosku mówię bardzo dobrze, również po niemiecku bardzo dobrze. Słabiej idzie mi z angielskim, a po hiszpańsku głównie śpiewam. Choć ostatnio nauczyłem komunikować się także w tym języku. Poza tym hiszpański jest bardzo podobny do włoskiego, co mi ułatwia sprawę.

Zamierzacie nagrywać piosenki w innych językach?

Może spróbujemy po polsku (śmiech). Ostatnio śpiewałem jeden utwór po niemiecku. Zresztą nasz najnowszy singel "Con Las Estrellas", czyli "Podążaj za gwiazdami", zawiera słowa po niemiecku. A to dlatego, że ten utwór powstał 3 lata temu w języku niemieckim. Ostatecznie na potrzeby Marquess piosenka została zaśpiewana po hiszpańsku, ale przemyciliśmy również trochę niemieckiego. Ten utwór jest dla nas ważny, ponieważ to jest ballada, a nie kolejny wakacyjny przebój (śmiech). Akurat na jesienne wieczory.

Pamiętasz która to już wasza wizyta w Polsce?

Chyba piąta albo szósta. Bardzo nam się tutaj podoba. Jest tylko jeden mały problem. Zawsze, kiedy jesteśmy w Polsce, mamy bardzo mało czasu dla siebie. Występujemy, spotykamy się z fanami, dajemy wywiady. Tym razem udało nam się wygospodarować półtorej godziny i mamy zamiar pospacerować po Warszawie. Wyobraź sobie, że udało nam się to po raz pierwszy (śmiech)! To nasz któryś tam z kolei pobyt tutaj i po raz pierwszy mamy okazję pozwiedzać Polskę. Mamy zamiar zobaczyć Warszawę.

Nie obawiacie się histerycznie reagujących fanek (śmiech)?

(śmiech) Nie. Wiem, że jesteśmy dosyć popularni w waszym kraju. Dostaje wiele maili z Polskie. Ale nie wydaje mi się, żebym został rozpoznany na ulicy (śmiech). Inaczej jest w Niemczech. Tam jesteśmy często zaczepiani i proszeni o autografy. W Polsce na szczęście dla nas jeszcze tak nie jest.

Podczas pobytu w Polsce wystąpiliście w kilku telewizyjnych konkursach. Co sądzisz o tego typu programach, jak "Taniec z gwiazdami", "Idol" czy "Mam talent"?

Mam mieszane uczucia. Przede wszystkim konkursy taneczne to coś innego, niż te w których rywalizują wokaliści. W konkursach tanecznych jest normalnym, że zwycięża najlepszy. I to właściwie koniec zabawy. Zwycięzcy pewnie wykorzystują popularność, zakładając szkoły tańca czy występując w telewizji.

Natomiast co do programów typu "Idol", które mamy również w Niemczech... Nie podoba mi się, kiedy cztery osoby siedzą przy jednym stoliku, są to zazwyczaj producenci muzyczni lub ludzie z wytwórni płytowych, i mówią komuś: "Wygrałeś i jesteś gwiazdą". Nie podoba mi się to, bo przecież nie można zostać muzyczną gwiazdą, występując w programie telewizyjnym! Gwiazdą zostaje się po latach ciężkiej pracy, a nie poprzez jeden program telewizyjny. Jak później wygląda kariera tych gwiazd? Wygrywają show, wydają jeden singel, który trafia czasami na szczyt listy przebojów. Drugi singel nie radzi sobie już tak dobrze, płyta w ogóle się nie sprzedaje... A ludzie zajmują się kolejną edycją konkursu i czekają na kolejną "gwiazdę". Bardzo mi się to nie podoba. Natomiast lubię w tych programach to, że ludzie mogą pokazać swoje możliwości wokalne. Tam jest mnóstwo utalentowanych osób. Ale dlaczego cztery osoby mają decydować o tym, kto jest gwiazdą? Nie rozumiem tego.

To dlaczego ludzie szaleją za tego typu programami?

Dlatego, że każda osoba, która potrafi śpiewać - lub nie potrafi (śmiech) - może się zaprezentować. Pokazać się w telewizji. Idąc na imprezę i chwytając za mikrofon, śpiewając dla znajomych to nie to samo. Tu słyszy cię kilkadziesiąt osób, w telewizji ogląda cię i słyszy cały kraj. To ogromna szansa. Na szczęście osoby, które mają prawdziwy talent, poradzą sobie bez tego typu programów telewizyjnych. Jak na przykład my. Sami pisaliśmy swoje piosenki i tylko dzięki nim osiągnęliśmy sukces. Bo osiąganie popularności za pomocą show w telewizji jest dla mnie słabe...

Jeżeli jesteśmy już przy konkursach piosenki... Nie jest ci obca Eurowizja. Brałeś udział w niemieckich eliminacjach jako wokalista solowy, a później z Marquess...

To co dla mnie najważniejsze to fakt, że Eurowizja jest konkursem dla kompozytorów. Taki jest przynajmniej zamysł. Ale 90 % uczestników konkursu to są wykonawcy, którzy śpiewają piosenki skomponowane przez innych. Kiedy po raz pierwszy wziąłem udział w niemieckich kwalifikacjach w 2003 roku, śpiewałem piosenkę po niemiecku mojego autorstwa. Wiem, że nie wygrałem, ale nie wiem które miejsce ostatecznie zająłem (śmiech). To samo było z Marquess w 2007 roku. Byliśmy jedynym wykonawcą w niemieckich eliminacjach, który zaprezentował własny utwór. To jest główna różnica pomiędzy Eurowizją, a telewizyjnymi konkursami.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: konkursy | Hiszpania | piosenka | piosenki | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy