Reklama

"Idol był narzędziem"

Maciek Silski podbił polską publiczność w 2005 roku, wygrywając czwartą edycję popularnego programu "Idol". W ciągu dwóch następnych lat Maciek przygotowywał swój debiutancki album "Alodium". Jego produkcją zajął się Michał Grymuza. Płytę promuje singel "Póki jesteś", napisany przez światowej sławy kompozytora Juda Friedmana. W związku z długo oczekiwaną premierą pierwszego albumu Maćka Silskiego z artystą rozmawiał Paweł Kasa. Zwycięzca "Idola" opowiedział czym był dla niego ten program, dlaczego długo pracował nad płytą ryzykując zapomnienie i o znudzeniu rockowym buntem.

Od czasu wygrania przez ciebie programu "Idol" minęły już dwa lata. Dlaczego tak długo trzeba było czekać na twój pierwszy album?

 

Od początku do końca miałem pomysł na cały ten projekt i musiałem nagrać tę płytę z odpowiednimi muzykami. Wiedziałem z kim to zrobię, jakie piosenki nagram, w jakim studiu chce to zrobić i z jakim producentem. Technicznie rzecz biorąc, zebranie tych ludzi w jednym miejscu i skupienie się na tej pracy, zajęło właśnie tyle czasu.

 

Jego promocja rozpoczyna się na scenie festiwalu piosenki w Opolu. Startujesz w konkursie premier z nagraniem "Póki jesteś". Jak oceniasz swoją propozycję na tle konkurencji?

Reklama

 

Nie rozpatruję tego pod względem konkurencji. Gdybym zaczął to robić, to równocześnie mógłbym w ogóle przestać śpiewać. Jeżeli chcesz cokolwiek zrobić na scenie, to po prostu będziesz śpiewać piosenkę, która będzie trwała - powiedzmy - trzy minuty, dla publiczności. Jeżeli to zrobię, to będzie dobrze wykonana praca. Ja muszę skupić się tylko na tej piosence.

 

Od razu byłeś zdecydowany na zaśpiewanie tam tego właśnie utworu?

 

Tak. Jest to wynik spontanicznej współpracy z Judem Friedmanem - znakomitym kompozytorem i producentem, współpracującym m.in. z Whitney Houston i Rodem Stewartem. Facet o niesamowitym doświadczeniu. Znakomity i inspirujący człowiek.

 

A jak doszło do waszej współpracy?

 

O dziwo odebrałem telefon z zaproszeniem. Gdzieś tam ktoś docenił to co robię i zaproponował mi taką współpracę. Były to warsztaty z udziałem kilku twórców, jak Keith Brown, czy Matt Noble, którzy współpracowali z Richiem Samborą albo Smashing Pumpkins. I z nimi też popełniłem jakieś piosenki, które umieszczę na jakichś płytach. Albo zajmę się tym od początku do końca i nagram z nimi całą płytę, bo są to znakomici, utalentowani ludzie i jestem pod wrażeniem.

 

Czy nie obawiasz się, że jak większość zwycięzców polskiego "Idola", popadniesz w zapomnienie?

 

Ja nie mogę się na tym skupiać. Musze skupić się na tym, co robię. Zapomnienie, pamięć - gdybym mocno przejmował się tymi rzeczami, to nie zdążyłbym zrobić tego, co mam robić, czyli muzykę. To nie jest kwestia, czy ludzie zapomną mnie za dwa lata. Jeżeli rzeczywiście będę miał coś konkretnego do zaproponowania, to ludziom się to spodoba.Gdybym starał się zadbać o moją bytność w mediach itd. To nie zajmowałbym się tą rzeczą, którą powinienem, czyli muzyką.

 

Czego zabrakło według ciebie innemu rockowemu laureatowi tego programu, Krzysztofowi Zalewskiemu, że  publiczność, która go wybrała, równie szybko o nim zapomniała?

 

Niczego mu nie brakuje. Mam z nim kontakt. Zresztą poprosiłem go, żeby napisał tekst na moją płytę. To jest młody, zdolny człowiek. Ale on teraz musi chodzić, musi gdzieś próbować z różnymi muzykami, musi się rozwijać. W drodze muzyka jest taka sytuacja, że musisz wędrować i zbierać doświadczenia, zanim np. wydasz płytę. Uważam, że to jest mądrzejsze podejście niż wyjść na scenę i zrobić z siebie idiotę.

 

Czy uważasz, że w programach tego typu jest miejsce na rocka? W końcu to taki medialny cyrk...

 

Oczywiście, że tak jest. A czy jest miejsce na rock? Miejsce pojawia się, gdy jest zapotrzebowanie. Gdyby ludzie chcieli słuchać rocka, to pewnie byłoby go więcej w telewizji. Z resztą jeśli chodzi o zespoły rockowe i całe obrażanie się na ten świat, to najlepiej powiedzieć, że coś jest plastikowe, bez sensu, bezwartościowe. Z drugiej strony mamy marazm, generację-nic. Fajnie, tylko to mnie nudzi. To było swego czasu świeże. Ta filozofia nie proponuje mi żadnego wyjścia. Prowadzi mnie jakimś ciemnym korytarzem, który kończy się ścianą, gdzie można tylko walnąć głową w mur. To jest fajne, byłem tam, zobaczyłem i wróciłem z powrotem.

 

Czy na swojej debiutanckiej płycie stawiasz na własne utwory, czy też innych twórców, jak to zwykle bywa na debiutach zwycięzców telewizyjnych konkursów talentów?

 

Nie podchodzę do tego w ten sposób, że to płyta "Idola". Ja znam się z moimi muzykami dziesięć lat. Gramy wspólnie i osobno z innymi muzykami. Podchodziłem do tej płyty w ten sposób, że usiadłem z nimi, porozmawiałem, zaprosiłem do współpracy. Chciałem, żeby to oni zagrali na płycie, a nie kto inny. To był świadomy wybór.  Mogę zapełnić płytę swoimi kompozycjami, ale uwierz mi, że jestem krytycznie nastawiony do tego, co robię i będę się przyczepiał, szukał błędów i biczował, niż mówił, że jestem nieomylny i wspaniały. Miałem więc wybór. Mogła być to płyta faceta, który nie jest wykształconym muzykiem i gdzieś tam może robić to, co mu się wydaje, czyli śpiewać i komponować. Ale na płycie są dwie moje kompozycje na zasadzie "damy szansę chłopakowi". Zebraliśmy wszystkie napisane utwory, moje i moich muzyków. Wrzuciliśmy je do "worka" i zaczęliśmy się zastanawiać, jaki koncert chcielibyśmy usłyszeć i o czym mamy grać. I wybraliśmy te utwory.

Nie jestem typem "popatrzcie na mnie, jestem Maciek Silski i jestem wspaniały". Chcę po prostu zagrać ludziom piosenki, z ludźmi, których szanuję i z którymi świetnie mi się pracuje. I taki cel tu przyświecał. "Idol" był znakomicie przygotowanym programem komercyjnym ku uciesze publiczności. Był też narzędziem do zrealizowania mojego planu. Ja i tak istnieję przez muzykę i koncerty, na które przychodzą ludzie. Nie bez powodu nie zgłaszałem się do takich programów. Nie szukałem tej drogi przez dziesięć lat. Uważałem, że powinienem bardziej nauczyć się grania i wybrać drogę, którą chcę podążać. Wtedy mogłem poinformować ogół: "Dzień dobry, to ja Maciek Silski i mam do zaproponowania coś takiego". A w tych czasach, gdy chodziłem i próbowałem podpisać kontrakt płytowy z wytwórniami fonograficznymi, było to mało konstruktywne. Szkoda nawet mówić o szczegółach tych rozmów.

Pomyślałem więc, że najkrótszą i najprostszą metodą będzie wystartowanie w tym "Idolu". Nawet nie chodziło o wygrywanie, z resztą moim faworytem był Sławek Uniatowski. Musiałem więc medialnie zacząć historię, aby móc opowiadać o moim pomyśle i zobaczyć, czy się spodobam.

Podkreślasz, że zależało ci na określonych muzykach. Z kim właściwie pracowałeś?

 

To są muzycy, którzy współpracowali z różnymi artystami, począwszy od undergroundowego i funkowego zespołu Kolaboranci przez Kasię Kowalską i Urszulę, kończąc na Maryli Rodowicz, a także z muzykami jazzowymi. Tak jak muzycy decydują, jak wykorzystywać swoje instrumenty, tak ja chciałem po swojemu nagrać wokale i uczestniczyć w aranżowaniu całokształtu. Napisałem teksty, bo miałem coś do powiedzenia. Tytuł płyty to "Alodium" - to jest taka własność bezwarunkowa. Chciałem, żeby oni też poczuli, co to jest.

 

A kto zajął się produkcją tego materiału?

 

Michał Grymuza - wspaniały, doświadczony. To zaszczyt dla muzyka współpracować z takim człowiekiem. Jest niesamowicie utalentowanym człowiekiem. Wiem, że teraz słodzę sobie, ale naprawdę jestem jeszcze pod ogromnym wrażeniem. Znam faceta wiele lat, tak jak moich muzyków, a oni wciąż potrafią mnie zaskoczyć i to jest przepiękne.

 

Jakie inspiracje muzyczne wpłynęły na ostateczny kształt tej płyty? Czy niektóre z nich są wymienione w tekście nagrania "Totototak"?

 

Ten utwór napisałem tak naprawdę sam dla siebie. Musiałem sobie coś takiego popełnić, bo chciałem zrobić sobie taką wyliczankę. To jest rodzaj takiej modlitwy, szaleństwa. Lubię wymienione tam osoby, ale wszyscy mogą mnie inspirować, ty też.

 

Demo dla wytwórni kończyłeś w dość nietypowym miejscu, bo... w jednym z ośrodków Monaru. Czy znalazłeś tam jakieś wyjątkowe warunki?

 

Ten ośrodek Monaru jest w Babigoszczy i prowadzi go Piotrek Pakuła. Jest to znakomity muzyk jazzowy, który gra w klimatach Garbarka. To saksofonista odgrywający dźwięki samotności. Facet wybudował tam studio dla tych ludzi, żeby pomóc w terapii, którą tam przechodzą. Oni przeżywają tam różne stany, to jest ciężka walka, bo walczą o życie tak naprawdę. I muzyk wymyślił, że skoro jemu muzyka pomaga, to im też pomoże. I korzystają z tego studia, nagrywają swoje utwory, pracują, rozwijają się.

Znamy się z Piotrkiem ładnych parę lat, więc zaprosił nas do siebie: "Chłopaki przyjedźcie, tu jest las, spokój. Spotkamy się, trochę tu pomieszkacie, będziecie mogli się skupić, oderwać się od cywilizacji i popracować".

 

Czy wytwórnia płytowa ingerowała w ostateczną wersję przygotowanego tam materiału?

 

To jest kwestia człowieka. Uważam, że sprawiam wrażenie człowieka, który wie dokładnie, co chce osiągnąć. Poprosiłem ich, żeby poczekali na efekt końcowy. Chciałem pokazać, co mam do zaproponowania i wtedy zaprosić do rozmowy o tym, czy wierzą w to, czy nie i czy jest to w porządku, czy nie. Nie pozjadałem wszystkich rozumów, każdy człowiek się myli, a w muzyce nie chodzi o to, aby pokazać, że wszystko robię najlepiej.

 

Dlaczego na albumie nie znajdzie się twoja ubiegłoroczna eurowizyjna propozycja "Za karę"?

 

Nie znajdzie się, bo po prostu nie pasuje do całości.

 

Na koniec opowiedz o projekcie promującym talenty, który ostatnio wspierasz.

 

Akcja nazywa się "Szczecin inspiruje". Ma na celu wspieranie młodych "szaleńców", którzy chcą malować, tańczyć, skakać, recytować, grać itd. To jest ewenementem, bo niewiele jest w Polsce tego typu zachowań. Zwłaszcza, kiedy miasto bierze patronat nad takimi szalonymi młodymi ludźmi. Uważam, że jest to godne polecenia i przyłączam się do tego. Logo tej akcji będzie też na mojej płycie, bo miasto włączyło się we wspomaganie mnie, co nigdy mnie nie spotkało i jest to bardzo miłe.

 

Słuchając twojej płyty nasuwa mi się skojarzenie z równie przebojową płytą amerykańskiego finalisty "Idola", Chrisa Daughtry'ego. Życzę ci odniesienia równie wielkiego sukcesu.

 

Dziękuję ci serdecznie.

 

Dziękuję za rozmowę.

 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: idole | muzyka | publiczność | utwory | piosenki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy