Reklama

"Gińcie od metalu!"

Choć powstali w Los Angeles w roku 1984, kiedy w Mieście Aniołów dominował pudrowany glam "metal", muzycy Hirax oparli się wszechobecnym wówczas makijażom, fryzurom "na pudla" i koronkom. Bratnie dusze znaleźli za to w San Francisco, gdzie wspólnie z kolegami z Metalliki, Exodus czy Slayera grywali najczęściej, kładąc podwaliny pod scenę znacznie bardziej agresywną - thrash metal. Ich muzyka była jednak nieco inna, tworzyła amalgamat kilku stylów; hardcore'a, punka, metalu. Tak właśnie rodził się crossover. Od tamtych chwili minie niebawem ćwierć wieku. Hirax wciąż kroczą swoją drogą. I mimo że ich dorobek nie jest z pewnością tak imponujący, jak wspomnianych zespołów, kalifornijska załoga wydaje się mieć dziś znacznie więcej wigoru niż wielu spośród ich utytułowanych ziomków, z którymi zaczynali grać na początku lat 80. Zapracowany dziś jak mało kto, wokalista Katon W. DePena znalazł kilka chwil, aby odpowiedzieć na pytania Bartosza Donarskiego.

Z tego co widzę, sporo dziś dzieje się w waszym obozie. Macie pełne ręce roboty; gracie trasy, nagrywacie, wydajecie. Nie ma zmiłuj się, można by rzec. Ale chyba właśnie o to chodzi, czyż nie?

Tak jest. W tym co mówisz jest sporo prawdy. Od lat ciężko pracuję na rzecz Hirax. Bez przerwy, aż do dziś! Wraz z moją żoną Anne, w roli mojej menedżerki, zajmujemy się wszystkim co związane jest z Hirax - pracujemy 24 godziny na dobę, po siedem dni w tygodniu! Zespół jest bezustannie w trasie, jeździmy po całym świecie. A do tego gramy próby i piszemy utwory na następną płytę. Gdy tylko pozwala nam na to czas, udzielamy wywiadów i odpowiadamy na listy fanów. To nasze całe życie. Kochamy to!

Reklama

Wydaliście ostatnio dwie EP-ki dla Selfmadegod Records, polskiej wytworni, z której do Kalifornii jest raczej daleko. Jak doszło do tej współpracy? Myślę, że to fajna sprawa, która potwierdza, że - górnolotnie ujmując - podziemny metal jest naszym wspólnym dobrem, bez granic.

Z Selfmadegod Records pozostawaliśmy w kontakcie od wielu lat, mailowo czy listownie. Od dłuższego czasu rozmawialiśmy o wydaniu wspólnymi siłami muzyki Hirax. Podoba nam się ta firma, która rozumie czym jest Hirax. Dobrze nam się współpracuje.

Polska jest daleko, ale to nie ma znaczenia. Mają dobrą dystrybucję i ludzie sami się do nich zgłaszają, pytając o muzykę Hirax. Coraz więcej ludzi poznaje Hirax dzięki Selfmadegod. Jesteśmy zadowoleni z tej wytwórni i z tego, że w nas wierzą, a tego nie da się przecenić.

Na nowych materiałach wróciliście w pewnym stopniu do korzeni muzyki Hirax - szalonego crossover. Czar dawnych dni nadal obecny jest zarówno na "Assassins Of War", jak i "Chaos And Brutality". Podejrzewam, że taki właśnie był wasz cel.

Tak, nowa EP-ka to Hirax od A do Z. Wszystkie style łączą się w jedną całość. Tak właśnie miał brzmieć ten materiał. Z końcowego rezultatu jesteśmy niezwykle dumni. Fani też wydają się całkiem zadowoleni. Thrash Till Death!

Hirax wrócił na scenę około 10 lat temu, w 1997. Jak podsumowałbyś tę dekadę?

Zgadza się, minęło 10 lat. Zagraliśmy w tym czasie wiele koncertów w takich krajach jak choćby USA, Niemcy, Holandia, Francja, Szwecja, Meksyk... Tworzyliśmy naszą bazę fanów i dziś nasze marzenia się spełniają. Przed nami jeszcze więcej koncertów, wciąż rośnie też liczba naszych zwolenników. Płyty się sprzedają, w planach nowy album i winyl.

To nasz plan, który ułożyliśmy sobie dawno temu. Obecnie przyspieszamy jak pociąg towarowy. Przyszłość rysuje się w jasnych barwach.

Nie zrozum mnie źle, Hirax to szanowana nazwa, jednak nie tak rozpoznawalna, jak inne thrashowe zespoły, z którymi zaczynaliście na początku lat 80. Co może być tego powodem? Może coś kiedyś poszło nie tak?

Doceniam twoją szczerość. Jesteśmy szanowaną podziemną grupą i to jest dla nas zaszczyt. Powodem, dla którego nie jesteśmy jeszcze tak znani, jak inne zespoły z naszego okresu, w guście Slayera, Megadeth, Testament czy Exodus, jest prosty - Hirax wydał wtedy tylko dwie płyty: "Raging Violence" w 85. i rok później "Hate, Fear And Power".

Albumy te ukazały się w barwach Metal Blade i Roadrunner Records. Po ich wypuszczeniu na trochę wycofaliśmy się ze sceny, a inne grupy nadal wydawały płyty. Im więcej płyt ukazuje się na rynku, tym więcej ludzi ma szansę na zapoznanie się z twoją muzyką.

Ale to nas w ogóle nie martwi. Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, jak jesteśmy znani, mając na koncie niewiele płyt. Inne kapele mogą się dziś nas bać, bo jak nigdy dotąd jesteśmy obecnie bardziej pełni życia i głodni nowych wyzwań! Czujemy, że dopiero teraz zaczynamy wydawać to co najlepsze.

Nasze podejście jest o wiele lepsze, gdyż podchodzimy do muzyki znacznie bardziej poważnie. Nasi fani wspierali nas przez te wszystkie lata. Chcemy tylko, żeby nadal byli z nas dumni, z nas i naszego łamiącego kości thrash metalu! Zasługują na to co najlepsze. Gwarantujemy to w stu procentach!

Właśnie. Postawa i muzyka Hirax pozostają wciąż takie same. Nigdy nie zawiedliście oddanych fanów. Wciąż robicie swoje i to uważam, za wspaniałą sprawę. Mogliście przecież pójść w tym czy innym kierunku, ale nie, dalej jesteście szybcy i ściekli. Można powiedzieć, że jest to wasza filozofia...

W tym miejscu mogę dodać tylko jedno - nie zaprzestaniemy tego pochodu, dalej będziemy to robić w tym samym kształcie i stylu, do końca naszej kariery! Mocno, ciężko i szybko! To jedyna opcja!

Wspominałeś o nowym albumie, nad którym aktualnie pracujcie. Co możesz o nim powiedzieć?

Nowy CD / winyl zatytułowany "El Rostro de la Muerte" ("The Face Of Death") będzie naszym pierwszym dużym albumem od czasu "The New Age Of Terror" (2004). Produkcja będzie potężna! W utworach znajdzie się masa riffów. Materiał będzie tym razem nieco bardziej techniczny, z dużym naciskiem na thrash! Sporo podwójnych stóp. Oczekujcie też wielu wywrzeszczanych wokali. Usłyszycie 10-12 nowych numerów oraz prawdopodobnie kilka niespodzianek, starych kawałków na dodatki. Okładkę przygotował Ed Repka.

Naprawdę ciężko pracujemy, żeby był to nasz najlepszy album. Uważamy, że wszystko co robimy musi być lepsze i większe! Mamy wobec siebie wysokie oczekiwania, to samo nasi fani. Chcemy dać im frajdę. To oni się liczą. To nie tylko nasi fani, to nasza rodzina!

Okładkę ostatniej EP-ki namalował Polak. Są profesjonalne, ale i bardzo "metalowe", słowem idealne jak dla was. Jak wpadliście na tego człowieka? Znaliście wcześniej jego prace?

Rafała Wechterowicza przedstawiła nam Selfmadegod Records. Przedstawiłem mu pomysł na okładkę "Chaos And Brutality", po czym on przesłał mi kilka szkiców. Spodobało mi się to, co zobaczyłem i tak dostałem finalny projekt. Wygląda bardzo zawodowo. Idzie też w parze z naszym metalicznym brzmieniem. Idealne połączenie.

Niedawno zgraliście kilka sztuk w Europie. Jak było? Odzew jest podobny jak w USA? Reakcje fanów jakoś się różną?

Europa od zawsze była dla nas bardziej niż w porządku. To jest niesamowite! Jak zwykle rządzą Niemcy, uwielbiamy tam grać. Za każdym razem wita nas większy tłum. Sporą niespodzianką na ostatniej trasie była też Francja. Wielu ludzi mówiło nam, że scena metalowa we Francji nie jest zbyt dobra.

Jest zupełnie inaczej! Francja była wspaniała. Fani są tam obłąkani. Skakanie ze sceny, szał pod sceną, mnóstwo zabawy. Francuska scena heavymetalowa żyje i ma się dobrze! Byliśmy tam i widzieliśmy to na własne oczy. Powiem ci, że jest to chyba jeden z lepszych krajów na scenie.

Nie wiem czy zauważyłeś, ale wygląda na to, że sporo ludzi dyskutuje dziś na temat odrodzenia się thrash metalu. Nawet tak ogromne magazyny jak "New Musical Express" piszą o tym artykuły. Pojawia się coraz więcej nowych zespołów, dajmy na to amerykański Municipal Waste, angielskie Evile i S.S.S. czy dopiero odkryty Bonded By Blood z LA. Chyba faktycznie coś zaczyna się dziać. Historia znów zatoczyła koło.

Jasne, thrashowa scena znów wybuchła na całym świecie. Dla nas to żadna niespodzianka, bo sami nad tym ciężko pracowaliśmy. Pomogliśmy w tym powrocie. Zmieniło się tylko to, że teraz ta scena staje się ważniejsza. Trochę późno to wypadło, ale jest w porządku.

Te zespoły, które wymieniłeś to w większości nasi znajomi i życzymy im wszystkiego najlepszego. My jednak nie przywiązujemy to tego odrodzenia aż tak dużej wagi. I tak nadal gralibyśmy thrash metal. Będziemy to robić do końca naszych dni. Pozerzy - gińcie od metalu!

Dzięki za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: crossover | muzyka | Francja | scena | metal
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy