Reklama

"Fajnie być chałturnikiem w stylu Kombii"

Dla wielu fanów rapu jest niedoścignionym wzorem w tworzeniu bitów. Problem w tym, że zakończył swą działalność stricte hiphopową już parę lat temu. W mediach próżno było go szukać nawet u szczytu popularności, o ile w ogóle można w przypadku jego osoby o czymś takim mówić. Specjalnie dla nas zgodził się na szczerą rozmowę o swoim odejściu od hip hopu, o obecnych zajęciach i wspomnieniach z dawnych czasów. Przed Wami Noon!

Z producentem rozmawiał Michał Thomeczek ("Magazyn Hip Hop").

Czym aktualnie zajmuje się Noon?

Niestety niczym związanym z tworzeniem muzyki, ale wszystkie moje obecne działania są podporządkowane zmianie tej sytuacji.

Jesteś współwłaścicielem studia/wytwórni 33obroty i portalu Audio-Games. Powiedz, kto jeszcze wchodzi w skład obydwu zespołów - czy są to ludzie związani w jakiś sposób z hip hopem?

33obroty to nazwa mojego domowego studia i nigdy nie doszło do przekształcenia go w wytwórnię choć były takie plany. Audio-Games to ściśle internetowy projekt. Jest to studio, które umożliwia pracę nad mixem lub masteringiem poprzez sieć, a za wszystko odpowiadam sam.

Reklama

A co robisz poza pracą w tych dwóch tworach? Trudno mi uwierzyć, że da się z tego wyżyć...

Audio-Games jest bardzo wymagającym finansowo projektem, bo stale ulepszam bazę sprzętową. Z muzyki nigdy się nie utrzymywałem, nigdy nie była i - jak do tej pory nie stała się - moim zawodem. Pracuję dorywczo nad dźwiękiem do programów dokumentalnych.

Odciąłeś się od hip hopu. Robienie swojego niezależnie od nikogo - czy to jest to, czego oczekiwałeś po rozwiązaniu współpracy z Pezetem? Czy uważasz, że to był słuszny krok, krok do przodu?

Hip hop bardzo dawno zatrzymał się w rozwoju jako muzyka, a od kilku lat funkcjonuje wyłącznie jako przemysł i - co śmieszne - u nas praktycznie niedochodowy, może poza kilkoma wyjątkami. Mój punkt widzenia nigdy nie był związany z kulturą hip hop, bo ja interesowałem się nim czysto muzycznie. Obecna muzyka zwana hiphopową nie ma żadnych treści czy czegoś, co się nazywało kiedyś przekazem, a muzycznie jest już od dawna żartem z tego, czym hip hop był. Inwazja plastikowego brzmienia wzięła się z tego, że taki "hip hop" łatwiej było sprzedać oraz łatwiej - i przede wszystkim taniej - stworzyć, bo nie trzeba było martwić się o sample. Myślę, że jest to pośrednio odpowiedź na pytanie związane z Pezetem. Nie przeskoczę świadomości, że jest to nurt napędzany przez mass media, które kochają pokazywać seks i pieniądze, a nie to, co ktoś np. myśli. Natomiast żeby nie wychodzić tu na jakiegoś bojownika o czystość muzyki, absolutnie nie chcę tu lamentować, tłumaczę tylko swoje motywy.

Kogo więc cenisz lub chociaż ceniłeś za to, co i w jaki sposób tworzył?

Polski hip hop za mojej "kadencji" współtworzyło mnóstwo utalentowanych ludzi, zarówno jeśli chodzi o produkcję, jak i rap. Zawsze bardzo ceniłem scenę śląską, niestety najmniej prężną wydawniczo. Mam tu na myśli HST czy Jajonasza, stare bity Kri. Waco tworzył świetne rzeczy. Również Praktik. Volt nagrał mnóstwo klasyków. Zawsze lubiłem rap Piha czy Włodka. To tak skrótowo i mówię tu oczywiście o osobach, z którymi nic nie nagrałem. Aktualnie moje rozeznanie jest znikome.

Na Audio-Games można usłyszeć kawałek "Lemonade" ekipy The Jonesz. Wiem, że masterowałeś ich płytę. Jednym z ostatnich rapowych projektów, przy którym miałeś swój udział, jest także Emazet/Procent "Jedyneczka", gdzie robiłeś mastering płyty. W jakich jeszcze przedsięwzięciach miałeś udział?

Staram się z każdego nowego ciekawego projektu coś tam umieszczać. Od dłuższego czasu byłem poza Polską i niestety zaniedbałem cały projekt, ale od stycznia planuję się skupić głównie na Audio-Games.

Jeśli chodzi o wydawanie płyt, to wiem, że stawiasz głównie na zagranicę. Wspominałeś o tym już przy "Bleak Output" wydanym sumptem DDrecords w Holandii. Jakiś czas temu twoje dwa kawałki z "Pewnych sekwencji" znalazły się na brytyjskiej składance "Welcome to Canteen". Jak do tego doszło? Kto wyszedł z inicjatywą umieszczenia tych nagrań na tej płycie?

Ludzie z Canteen monitorują to, co robię, często pytają, czy mam coś nowego. Podesłałem im "Pewne sekwencje" w momencie, w którym był to materiał przeznaczony do śmietnika. Oni postanowili wydać aż dwa utwory i w wyniku moich dalszych przygód całość wyszła u Tytusa, a u nich miesiąc przed polską premierą dwa utwory.

Nie wszyscy pewnie o tym wiedzą, ale jesteś ponoć bardzo krytycznie nastawiony do własnej twórczości. Skąd to się bierze? I jak to wpływa na twoją pracę - jest uciążliwe czy raczej pomaga?

W skrócie to jest po prostu koszmar. Staram się to bardzo zwalczyć choć sam nie wiem, czy słusznie, ale myślę, że gdybym wydał płytę, która po miesiącu od premiery byłaby już historią, to czułbym się jeszcze gorzej. Zawsze chcę zrobić coś naprawdę porządnego - myślę, że to cecha dobrego rzemieślnika, ale dla artysty to jest zabójcze.

Kiedyś czytałem, że samplujesz nawet fragmenty 100-milisekundowe. Musi to być bardzo żmudna praca. Innym razem przeczytałem, że utwór, który miał się znaleźć na woluminie "8 bitów", który ostatecznie nie ujrzał światła dziennego, stworzyłeś zaledwie w kilka godzin. Jak to w końcu jest? Przy twoim perfekcjonizmie musi to być ogrom pracy. Ile pracujesz średnio nad jednym utworem?

Raz zdarzyło mi się nagrać utwór - jak to się mówi - "spontanicznie", nie był to kawałek związany z "8 bitami". Dla ludzi, którzy są bardzo przywiązani do mojej muzyki, to był po prostu słaby kawałek i zgadzam się z tym. Natomiast to był taki kawałek na poziomie, nic więcej. Myślę, że mógłbym robić 10 utworów dziennie w ten sposób i pewnie być bardzo bogaty. Tworzenie przeciętnej, mało poruszającej muzyki jest czynnością nieskomplikowaną, dla mnie - jak się okazało - na poziomie odruchu. Z jakiegoś jednak powodu marnuję 3 lata dla 20 minut czegoś, co wydaję mi się nieporównywalnie bardziej wartościowe. Z jakiego? Nie wiem.

Twoje utwory, zwłaszcza ostatnie z "Pewnych sekwencji", mają raczej mroczny charakter, są przesycone smutkiem z "podróży do pustych miejsc", jak to kiedyś ładnie powiedziałeś. Ty sam dla fanów hiphopowych jesteś bardzo ciekawą i tajemniczą postacią. Wiem, że samemu trudno ci będzie odpowiedzieć na to pytanie, ale jaki tak naprawdę jest Mikołaj Bugajak?

Nie zgadzam się z tym. Wiele osób ze mną rozmawiało o mojej muzyce - mam na myśli odbiorców stricte hiphopowych - i zawsze odnosiłem wrażenie, że jestem dość czytelny. Chyba jedyna naprawdę "tajemnicza" kwestia to fakt, który często podkreślałem, a mianowicie, że "nie jestem hiphopowcem". Rozumiałem tę muzykę i myślę, że byłem autentyczny, bo kochałem, kocham sampling, miejskie brzmienie, dobry rap i wszystko, co tworzy klimat tej muzyki, ale zawsze byłem przy tym sobą.

Podczas rozwoju twojej kariery na scenie hiphopowej widać było zacięcie, nieustanne dążenie do doskonałości. Od kilku lat jesteś poza tym układem. Teraz masz swoje studio, oferujesz pomoc przy nagraniach. Czy dalej rozwijasz się muzycznie? Dokupujesz sprzęt, poświęcasz czas na zrobienie czegoś jeszcze lepszego?

Zdecydowanie jeszcze bardziej niż kiedyś. Mam obsesję na punkcie brzmienia, ale nie na poziomie audiofilskim, bo to choroba - za to zawsze fascynowało mnie brzmienie i to, co dany dźwięk może powiedzieć w zależności od tego, jaką ma barwę. To, że brudny 12-bitowy, krzywo przycięty werbel przenosi cię od razu w gęstą miejską atmosferę blokowiska, a jakiś snare z modułu General Midi nie przenosi cię nigdzie. To jest ta sama tajemnica jak między brzmieniem gitary Stinga a Hendrixa - jak między lekcjami jogi a pełnokrwistym życiem.

Jeśli tak, to czy możemy się spodziewać w najbliższym czasie jakiejś produkcji wydanej przez Noona?

Jasne. Mam dużo pomysłów, ale za dużo walczę z wiatrakami. Planuję konkretniejszy powrót w następnym roku - dokładnie wtedy, kiedy będę już kompletnie zadowolony z brzmienia, jakie mogę osiągnąć. Takie są założenia.

Co masz na myśli, wspominając o "walce z wiatrakami"?

O problemach samej fonografii, o statusie płyty czy w ogóle artysty w dzisiejszych czasach. O problemach finansowych, technicznych i właściwie wszystkim, co mnie odciąga od tworzenia nowej muzyki. Po części sam, a po części w wyniku warunków mocno się dekoncentruję.

Powiedziałeś dawno temu, że dla ciebie formuła tworzenia hiphopowej muzyki, czyli samplowania utworów, wyczerpuje się i nie widzisz celu w powielaniu swojej twórczości. Wobec tego jak można nazwać muzykę, którą teraz tworzysz?

Kilka lat temu tworzenie muzyki, która jest "gatunkowa", zaczęło mi się wydawać dość absurdalne. Najprościej - staram się stworzyć swoją muzykę i myślę, że pierwszym krokiem na tej drodze są "Pewne sekwencje". Jak to będzie brzmiało, co to będzie? Na razie nie wiem, ale na pewno hip hop będzie tego bardzo ważnym składnikiem.

Jak już wspomniałeś, nigdy nie utożsamiałeś się z otoczką kultury hip hop. Wiele razy mówiłeś, że w hip hopie fascynuje cię prostota i możliwość tworzenia muzyki z fragmentów zupełnie innych nagrań. Czy wobec tego posiadasz jeszcze jakichś przyjaciół z branży hiphopowej?

Oczywiście, nie odbyła się w tej dziedzinie żadna rewolucja. Mam sporo znajomych z tzw. starych czasów i fakt ich funkcjonowania - bądź nie - w branży hiphopowej nie ma tu żadnego znaczenia.

Jak układają się twoje stosunki z Pezetem? Utrzymujecie kontakt?

Z nieznanego mi powodu Paweł jakieś dwa lata temu zerwał kontakt.

Samorealizacja to był zawsze twój świadomy wybór. Zakończenie współpracy z Grammatikiem, potem Pezetem odbywało się dla ciebie jakby naturalną koleją rzeczy, odejście od hip hopu także nie wzbudziło w tobie chyba większych emocji. Czy nie przywiązujesz się do tego, co robisz, z kim działasz?

Każdy przypadek jest dość wyjątkowy. Grammatik, jak pokazały kolejne płyty, nie chciał nic zmieniać, mniej lub bardziej konsekwentnie trzymał się estetyki "Świateł miasta", którą to płytę nagrałem w 2000 roku i już wtedy wiedziałem, że nic nowego tu nie wywalczymy. Z Pezetem sytuacja była inna, bo nagraliśmy dwie różne od siebie płyty, a na trzecią Paweł miał zupełnie inny pomysł, w którym trudno by mi było uczestniczyć. Zawsze staram się zrobić coś nowego, ciekawego dla siebie. Współpracę, przygodę z Pezetem czy z Grammatikiem wspominam tak naprawdę bardzo dobrze. Zagraliśmy mnóstwo koncertów, płyty dobrze się sprzedawały, zdobywały uznanie, ale to nigdy nie była moja motywacja do ich nagrania. Myślę, że fajnie byłoby być chałturnikiem w stylu Kombii i nagrywać jedną płytę całe życie, ale nie mam tego w naturze. Mówię to w połowie z satysfakcją, w połowie z żalem, bo show business to w sumie "łatwy chleb".

Jakiej muzyki Noon słucha w wolnych chwilach?

Od kilku lat słucham bardzo mało muzyki. W wolnych chwilach staram się grać w kosza albo w "2K9".

A czym dla ciebie jest tak właściwie hip hop?

Klimatem. To jest przede wszystkim klimat, który - jak wiadomo - jest ulotny. Może dlatego tworzenie hip hopu w 2009 roku nie ma dla mnie tej autentyczności i świeżości jak 10 lat temu.

Wiem, że to pytanie już padało wiele razy, jednak dla wielu ludzi, którzy jarają się rapem, wciąż jesteś mistrzem w tym, co robisz. Czy istnieje możliwość nawiązania współpracy z jakimś raperem? Bierzesz to pod uwagę?

Nie budzę się z tą myślą. Czy mógłbym zrobić coś, czego nie zrobiłem do tej pory? Coś naprawdę świeżego? Obawiam się, że nie.

To teraz, już na koniec, możliwość małej reklamy (śmiech). Powiedz co oferuje Audio-Games?

W skrócie jest tak: pracuję autonomicznie nad mixem bądź masteringiem czyjegoś materiału. Wykorzystuje do tego według mnie najbardziej wyjątkowe urządzenia danego typu. Jeśli jest to delay, to np. Lexicon Prime, który brzmi jak Mad Professor w pudełku, choć jest cyfrowy - a jeśli EQ, to np. analogowa korekcja API, itd. Wszystko, co w mojej ocenie mogę zrobić dobrego dla czyjejś muzyki, zapewniam pod szyldem Audio-Games, a praca nad brzmieniem zawsze sprawiała mi dużo satysfakcji.

Magazyn Hip Hop
Dowiedz się więcej na temat: utwory | Stylu | Noon
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy