Reklama

"Dzieciaki wychowuje Kalwi i Remi"

Wiele jest rzeczy, z których Poznań muzycznie może być dumny, i to nie tylko w dziedzinie hip hopu, choć tutaj moglibyśmy się pochwalić Peją, Guralem, czy Kostkiem. Koncerty jazzowe, funkowe, organowe, nu-soulowe... Gdzieś tutaj pojawia się i Dreamland, będący niezwykłym połączeniem bujających rytmów i rymowanych sekwencji radości. Z jednym z członków formacji, Hipolitem, rozmawiała Megi ("Magazyn Hip Hop").

Muzykę Dreamlandu zna chyba każdy młody poznaniak, a i koncerty w całej Polsce, czy udział w Top Trendach pozwoliły wam dosyć mocno zaznaczyć się w świadomości krajowych słuchaczy. Dlaczego więc na debiutancką płytę "Hipop" musieliśmy czekać tak długo?

Pierwszą przyczyną takiej sytuacji były ciągnące się w nieskończoność prace nad płytowym materiałem. Okazało się, że nie tak łatwo wersje koncertowe naszych kawałków "przelać" na CD. To, że każdy z członków zespołu ma inną osobowość i inną wizję granej muzyki, sprzyja kreatywnej pracy na próbach, opartych często na spontanicznej improwizacji. Próba to taki jam - każdy gra to, co czuje. W studio musieliśmy pogodzić nasze ambicje i odmienne zdania. Nie było łatwo. Do tego dochodziły problemy z czasem - każdy z nas miał na głowie wiele równie istotnych spraw. Gdy dodamy do tego perypetie wydawnicze to wyjdą te 2 lata, przez które na każdym koncercie mówiliśmy, że płyta coraz bliżej. Też byliśmy niecierpliwi i chcieliśmy mieć za sobą pierwszy album.

Reklama

Jak długo tak naprawdę powstawała ta płyta?

Prace studyjne rozpoczęliśmy na początku 2005 roku. Wcześniej powstawał sam materiał - już wtedy myśleliśmy o tym, by go utrwalić. Możemy więc mówić, że "Hipop" powstawał 3 lata.

Wasi stali słuchacze przyzwyczajeni są do mocno chilloutowych i imprezowych brzmień - mieszanki soulu, r'n'b, funku i oczywiście hip hopu. Czy po płycie mogą spodziewać się tego samego, czy jednak w pewnym stopniu odstąpiliście od dotychczasowych klimatów muzycznych?

Chyba sama możesz to najlepiej ocenić. Cała płyta ma chyba dość specyficzne brzmienie, różni się od tego, co wydają zespoły, z którymi nas się czasem porównuje. Wbrew pozorom to muzycznie trudny materiał i nie wszystkim podoba się nasza estetyka. Ale "Hipop" to ten sam Dreamland, który usłyszycie na koncertach. Może trochę bardziej "poukładany", przemyślany, niż na żywo. Niewiele jest na tej płycie utworów, które można by z czystym sumieniem nazwać soulem, czy r'n'b. Zawsze jest mieszanka, zawsze pojawia się coś, co zbija z tropu. Zgodnie uważamy, że to bardzo melodyjny, dosyć popowy album i... niezbyt "amerykański". Chcieliśmy jak zwykle pokazać coś innego, coś, co siedzi w duszach polskich muzyków.

Płyta spełniła zamierzone oczekiwania, czy jednak wobec szału studyjnego koncepcje muzyczne wywróciły się do góry nogami i całość wyszła zupełnie inaczej niż planowaliście?

Pewnie gdybyś zapytała każdego członka zespołu z osobna, to może odpowiedzi byłyby różne. Ale wiem, że jako grupa daliśmy z siebie wszystko. Nagrywanie pierwszej płyty, to chyba zawsze niewiadoma. To taka podróż w nieznane, bez mapy i dopiero na samym końcu drogi widać, dokąd my naprawdę szliśmy. Wizja nabierała kształtu w trakcie realizacji.

Gdy przeprowadzałam z wami wywiad jakiś rok temu, pytałam o poznański koncert z Grammatikiem, który zrobił na mnie ogromne wrażenie. Czy wasza współpraca w jakimś stopniu nabrała tempa, czy też wręcz przeciwnie?

Nie, nie współpracujemy. Pewnie każdy ma swoje do roboty, może kiedyś znów się spotkamy. Zawsze mamy duży szacun dla Józka i Eldo. My też często wspominamy ten koncert.

Z kim z polskiej sceny muzycznej chcielibyście najbardziej współpracować?

Trudno powiedzieć. Jesteśmy w kontakcie z muzykami Sistars, z Sofą. Chcielibyśmy współpracować z fachowcami - dobrymi akustykami, dobrymi technicznymi, dobrymi producentami, menadżerami - my gramy swoje i pod tym względem jesteśmy samowystarczalni, jeżeli nikt po drodze tego nie spieprzy to będzie "si".

Nie mogę nie zapytać o okładkę płyty, choć zapewne każdy was o to męczy. Żółte samochody pasowałyby bardziej chyba do promocji zawodów crossowych...

Tak myślisz? A zajrzałaś do środka? To dość przebojowa muzyka. I zaj**iście brzmi w naszych wypasionych furach (śmiech). My kochamy naszego hummera - mało pali (śmiech).

Fame Records, wytwórnia, w której ukazała się płyta "Hipop", powstała z waszej własnej inicjatywy. Powodem tego przedsięwzięcia był brak odpowiednich warunków wydawniczych w polskich wytwórniach?

To zależy co rozumiesz przez brak odpowiednich warunków... Mieliśmy propozycje wydawnicze nawet od tzw. majorsów, ale za długo czytaliśmy te ich zawiłe kontrakty. W końcu się rozmyślili, bo "hip hopu już nikt nie słucha", "Bo to już nie modne". Nie szanujemy tych typów, bo straciliśmy dużo cennego czasu na czekanie aż zadecydują, czy tak czy nie. Nie po to tyle lat walczyliśmy sami w dżungli gównianego szołbiznesu, by się w takiej sytuacji poddawać. Dzięki wsparciu New Yorkera założyliśmy własny label i wydaliśmy płytę. Wszystko zrobiliśmy sami i jesteśmy z tego cholernie dumni.

Nie oszukujmy się, w Polsce nie ma zbyt wielu słuchaczy, sięgających po coś więcej aniżeli 5 utworów katowanych non stop przez wiodące stacje radiowe. Powołanie do życia wytwórni płytowej było więc dosyć ryzykownym posunięciem...

Masz rację. Ale jesteśmy zbyt uparci, by nie stawiać na swoim. Polityka koncernów płytowych niszczy gusta młodych słuchaczy. Dzieciaki wychowuje Kalwi & Remi. Muzyka jest w agonii, a nasz label ostatnim życzeniem umierającego. Jest źle i strasznie nas to frustruje. Poza tym nie mieliśmy nic do stracenia. Założenie własnego labelu wydawało się jedynym rozsądnym posunięciem i zdecydowaliśmy się to zrobić.

Całkiem niedawno udało mi się zrobić wywiad z Naturally 7 - zespołem, który swoją muzykę opiera całkowicie na human beatboxie. Jak wy - jako profesjonalni muzycy odnosicie się do tego typu rozwiązań muzycznych? Wielu artystów dosyć ostro wypowiada się o beatboxie tłumacząc to kalaniem muzyki.

To Naturalny 7 są profesjonalistami. Beatbox, jeśli jest dobry, jest dobry. Jeśli rap jest dobry, jest dobry. Jeśli wokal jest dobry, jest dobry. Każdy wydany przez człowieka dźwięk może być instrumentem. Człowiek może na nim grać dobrze lub źle i robić dobrą muzykę i słabą. Czasem rozmawiamy o tym w naszym gronie. Np. podobnie jest z hip hopem. Wielu ludzi uważa go za gówniany i słaby gatunek, dlatego że zbyt wielu gównianych MC ma obecnie szansę publicznego pokazywania swego braku umiejętności. Oni kompromitują całość, a jak już pójdzie plota, to wszyscy (łącznie z mediami) to powtarzają.

Co chcielibyście osiągnąć w muzyce? Sławę, pieniądze, spełnienie? Czy może coś zupełnie innego?

Chcielibyśmy utrzymywać się z muzyki. Chcielibyśmy nigdy nie być zmuszeni zrezygnować z grania ze względów materialnych. Bo dopóki nie jest się gwiazdą, to żaden z tego interes. Fajnie by było nagrać jeszcze z cztery płyty, dojrzewać z muzyką. Marzymy też o tym, by w końcu się przebić, "zmienić swój los". Za parę lat harówy mieć chociaż na wakacje. To tyle. Nie musimy mieć hummerów.

Trzy słowa od was...

Pozdrawiamy naszych poznańskich słuchaczy - również tych za granicą. Wracajcie na koncerty!

mhh.pl
Dowiedz się więcej na temat: hip hop | koncerty | Dzieciaki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy