Reklama

"Doba ma za mało godzin"

Mandaryna zadebiutowała na scenie muzycznej w 2004 roku. Nagrała dwa przebojowe albumy z muzyką dance, których ogromny sukces komercyjny uczynił ją największą gwiazdą gatunku w Polsce. Popularna wokalistka i tancerka wyda wkrótce nowy album, promowany singlem "Heaven". Z tej okazji z Mandaryną rozmawiała Kinga Siedziuk. Gwiazda opowiedziała także o swoich umiejętnościach wokalnych, uczuciach po skrytykowanym występie na festiwalu w Sopocie oraz stosunku do byłego męża, Michała Wiśniewskiego.

Nie wszyscy wiedzą skąd właściwie wziął się twój pseudonim?

Mandaryna? Rzeczywiście odpowiadałam na to pytanie wiele razy. Wziął się od mojego nazwiska panieńskiego Mandrykiewicz. I to nazwisko było za trudne dla dzieciaków w podstawówce i przezywali mnie Mandaryna. I tak zostało także w liceum, a już na studiach to już w ogóle przedstawiałam się Mandaryna.

Ale co jest śmieszniejsze, mój ojciec był kiedyś w podstawówce przezywany tak samo. Powiedział mi o tym niedawno, że był nazywany Mandarynem.

Reklama

Byłaś żoną showmana i piosenkarza Michała Wiśniewskiego. Skąd się wziął pomysł, żeby zacząć śpiewać. Jaka była twoja motywacja?

Jako mała dziewczynka, na moją wielką prośbę, byłam zaprowadzona przez moją mamę do zespołu dziecięcego. Tam przez siedem lat i śpiewałam i tańczyłam. Potem głównie tańczyłam, a później spotkałam Michała i to on głównie śpiewał.

Te swoje marzenia miałam z tyłu głowy i nigdy o nich nie zapomniałam. Gdy były dogodne warunki i sytuacja do tego, abym mogła zrobić coś dla siebie w tym kierunku, to po prostu zrobiłam. I oczywiście Michał mi bardzo w tym pomógł.

Jak to jest z twoim śpiewaniem? Jedni mówią, że nie potrafisz śpiewać na żywo, że tylko się kompromitujesz, a inni kupują twoje płyty i wierzą w ciebie. Powiedz, co ty sama sądzisz o swoich zdolnościach wokalnych.

Wiesz, nie chcę się tłumaczyć, że nie jestem wielbłądem. I oczywiście ja nigdy muzyki jazzowej nie zaśpiewałabym, ani jakiegoś ciężkiego rocka, bo też nie taki jest zamysł. Ja śpiewam muzykę, do której robię całą otoczkę choreograficzną i kompletnie nie chcę się z tego tłumaczyć.

Natomiast bardzo dużo pracuję. Oczywiście wszyscy już wydali werdykt po tym nieszczęsnym "Sopocie", który może kiedyś - mam nadzieję - pójdzie w niepamięć, bo złożyło się na to mnóstwo innych sytuacji poza śpiewaniem. Gdybym nie była wtedy przygotowana, to nie zrobiłabym tego. Na pewno złamałabym nogę, albo rękę wiedząc, że tam coś takiego nastąpi.

Ja śpiewam na koncertach na żywo i nie na żywo, razem z ludźmi i bez ludzi. Śpiewam jeszcze z dwiema innymi osobami. Tak więc wiem dokąd idę na scenie. Ona jest moja i moi ludzie, którzy ze mną występują, doskonale to już wiedzą.

Fani, którzy stoją pod sceną czują to i słyszą. Zatem zapraszam na koncerty.

Jak reagujesz na krytykę, bo wiadomo, zdarzają się fani i antyfani. Jak sobie radzisz np. w sytuacji, gdy na koncercie są osoby, krzyczące nieprzyjemne słowa w twoją stronę?

Jeśli gra się imprezy otwarte rzeczywiście mogą przyjść wszyscy. Zdarzają się takie sytuacje, ale jest ich naprawdę bardzo mało. Ja już ich właściwie nie mam.

Najgorszy moment miałam właśnie po tym "Sopocie", gdy tak strasznie bałam się wychodzić na scenę, że po prostu trzy razy żegnałam się, pięć razy lewą ręką, sześć razy plułam do tyłu (śmiech), żeby po prostu wyjść i umieć unieść to wszystko, co czują ci ludzie stojący pod sceną.

Natomiast teraz już tego nie ma. Ja już o tamtym wszystkim zapomniałam i teraz jest coraz lepiej, bo nikt już niczego takiego nie krzyczy.

Nawet widzę czasem takie osoby, które przyszły z przeświadczeniem: A dowalimy jej - należy się jej, a po pierwszych trzech piosenkach mają pozytywnie zdziwione miny i nie chcą się już wychylać. I myślę, że to jest mój sukces. Dlatego uwielbiam grać koncerty, szczególnie teraz.

Wkrótce wydajesz nową płytę...

Będzie można posłuchać różnych numerów, o różnej stylistyce.

A czy pojawią się na niej utwory nagrane w języku polskim? I z jakimi gwiazdami sceny tanecznej współpracowałaś tworząc tę płytę?

Muszę się przyznać, że z wieloma. Ale chciałabym, aby była to jeszcze niespodzianka, bo tam znajdą się nazwiska, które są popularne nie tylko w polskim showbiznesie.

Jest tam więcej piosenek po polsku niż ostatnio - jedna nawet z moim tekstem. Jest trochę coverów. Głównie śpiewam po angielsku.

Powiedz jakiej muzyki słuchasz prywatnie i skąd czerpiesz inspiracje?

Lubię słuchać różnej muzyki, począwszy od muzyki musicalowej, takiej wielkiej "disney'owej", a skończywszy na Alicii Keys, Michale Bajorze, Kasi Kowalskiej, czy Justinie Timberlake'u. Wszystkie takie rzeczy, które gdzieś tam mnie zachwycają.

Czy istnieje w showbiznesie konkurencja między tobą, Michałem Wiśniewskim a Anią Świątczak?

Konkurencja? Chyba nie. Może trochę spieraliśmy się w innych kwestiach, ale raczej nie muzycznie. I ja nawet widzę ludzi, którzy chodzili na koncerty Ich Troje, a teraz przychodzą na moje i pewnie chodzą także na Michała.

Ci fani potrafili zrozumieć tę sytuację, że po prostu coś się skończyło raz na zawsze, ale to nie znaczy, że trzeba się kompletnie postawić tylko przy jednej osobie.

Nie mamy żadnych spięć artystycznych. Każdy z nas robi coś innego.

Kiedyś w wywiadzie na pytanie czy gdyby stanął przed tobą idealny mężczyzna, to zdradziłbyś Michała powiedziałaś, że nie, bo on jest dla ciebie idealny. Czy ten czar prysł?

(śmiech) To pytanie musiałabyś zadać drugiej stronie. Nie zdradziłam, nie zdradzę, bo po prostu tego nie robię. Ale też dlatego, że lubię dbać o swój komfort psychiczny.

Jakbym miała telefon schowany pod poduszką, na każdy dźwięk sms-a, żeby płynął ze mnie pot, albo pukanie do drzwi, że z kimś tam jestem na boku... Nie, człowiek by tego po prostu nie wytrzymał.

Dlatego uważam, że jest mi to kompletnie niepotrzebne. Takie możliwości zdrady są wszędzie i to zależy od czyjejś głowy. Ja tego nie popieram, nienawidzę i pewnie nigdy tego nie zrobię.

A Jak wyglądają twoje stosunki z Michałem na dzień dzisiejszy?

Na dzień dzisiejszy wyglądają poprawnie. Nie mogę powiedzieć, że idealnie i rzucamy się sobie na szyje, bo to pewnie nigdy nie nastąpi. Natomiast umiemy ze sobą dojść do porozumienia. Już kiedyś umieliśmy, co powiedziałam, ale pewnie niedługo będzie tak, że w jednej kwestii się porozumiemy, a w innej będziemy się sprzeczać i boksować.

Myślę, że najważniejsze jest to, że mamy dwójkę dzieci i jesteśmy za nie odpowiedzialni. Czy chcemy czy nie to gdzieś tam nasze drogi musza się krzyżować.

A jak dajesz sobie radę z prowadzeniem domu, wychowywaniem dzieci, szkołą tańca, nagrywaniem nowej płyty? Jak to wszystko godzisz?

Jakoś staram się to wszystko poukładać. Szkoły tańca jeszcze nie mam. To znaczy uczę ludzi tańczyć, ale przerwałam to z powodu sesji nagraniowej. Ale na pewno kiedyś założę szkołę, bo to jest moje wielkie, niespełnione marzenie. Na pewno to zrobię, wiem o tym.

Natomiast cała reszta gdzieś tam idzie w parze i trzeba sobie to wszystko poukładać. Nikt tego za nas nie zrobi. A jeżeli zawalimy jedno, to posypie się drugie. Nie jest łatwo, czasem wręcz jest ciężko. A czasem człowiek nawet nie z własnej winy coś zawali.

Na przykład ludzie umawiają się ze mną trzy godziny wcześniej, bo ponoć bardzo się spóźniam. Ale nigdy na koncert! Jakoś sobie jednak radzę. Natomiast doba ma zdecydowanie za mało godzin. Z dziesięć więcej by się przydało.

A jaką osobą jest tak naprawdę Marta Wiśniewska?

Tak naprawdę sama się nad tym zastanawiam i sama siebie często zaskakuję reakcją na różne sytuacje. Chyba ciężko jest powiedzieć jacy jesteśmy tak naprawdę... Kiedyś była inna, teraz jestem inna, fascynują mnie inne rzeczy. Potrafię spokojniej różne sprawy przyjąć na tak zwaną "klatę".

Myślę, że każdy się rozwija i wyciąga coraz więcej wniosków. Niestety, ze swojego życia...

Na pewno jestem osobą, która robi... ogromny bałagan (śmiech).

Pani Bożenka, która to sprząta, nienawidzi tego(śmiech). Ale lubię porządek (śmiech). Jest we mnie wiele sprzeczności. Lubię jak cię coś dzieje...

Co jest dla ciebie teraz najważniejsze w życiu?

Spełnienie siebie jako mamy, przyjaciela i w ogóle jako człowieka. Myślę, że trzeba być... Kiedyś mi ktoś powiedział, że najważniejsze to być dobrym człowiekiem. Zgadzam się z tym.

Jak ja się na kogoś denerwuję i bywam niemiła, to mnie to tyle osobiście kosztuje, że później nie mogę zasnąć. Dlatego wolę wyciągać pozytywne wnioski z wszystkiego. Oczywiście, mam swoich wrogów, których bardzo nie pozdrawiam (śmiech)...

A co chciałabyś osiągnąć poza otworzeniem szkoły tańca?

Takie bardziej przyziemne sprawy... Chciałabym wybudować dom, o czym już mówiłam, ale coś mi tam ciągle stoi na przeszkodzie... To są duże i małe marzenia.

Chciałabym wyjechać na wakacje... Chciałabym, żeby dzieciom spodobało się przedszkole, które dla nich wybraliśmy... Chciałabym gdzieś tam umieć nie zwariować...

Znasz receptę na sukces?

Łyżka dobrego humoru, szczypta dystansu, całe wiadro pokory i bardzo dużo wiary w siebie...

Na koniec powiedz mi o najbliższych planach...

Teledysk, płyta, trasa koncertowa. W październiku chcę wyjechać na tournee do Stanów Zjednoczonych. Później dzieci w przedszkolu. Chciałabym też sobie kupić samochód. No i może później wakacje (śmiech)...

Dziękuję za wywiad.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: nowy album | koncerty | Sopot | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy