Reklama

"Cisza jest wspaniałą rzeczą"

Nawiązująca do popowej stylistyki z lat 60. i 70. XX wieku grupa Blackfield na szczęście nie okazała się tylko jednym z wielu projektów Stevena Wilsona, na codzień lidera grupy Porcupine Tree. "Blackfield", debiut formacji stworzonej razem z izraelskim muzykiem Avivem Geffenem, przyniósł nastrojowe, klimatyczne piosenki mogące przypominać dorobek The Beach Boys czy The Beatles. Po blisko trzech latach pojawił się drugi album zatytułowany po prostu "Blackfield II" (premiera 19 lutego 2007 roku). Jeszcze pod koniec 2006 roku Michał Boroń zadzwonił do Stevena Wilsona by zapytać go o mało skomplikowane tytuły płyt Blackfield, różnice pomiędzy tymi albumami, szacunek dla Johna Lennona, a także nowy materiał jego macierzystej grupy Porcupine Tree. W rozmowie zostały też poruszone kwestie występów muzyka w Polsce.

Nowa płyta jest zatytułowana po prostu "Blackfield II". Nie obawiałeś się zasady dobrze znanej w show biznesie, że najczęściej druga część jest gorsza od pierwszej?

Nie, nie zastanawiałem się nad tym. Ja zawsze lubiłem artystów, którzy nazywali swoje płyty swoim nazwiskiem. Peter Gabriel jest tu dobrym przykładem, albo Soft Machine.

Podoba mi się w tym pomyśle jego prostota. Z jednej strony jest to trochę pretensjonalne, ale z drugiej strony tak nie jest. Dla mnie to po prostu zbiór muzyki Blackfield i nie mam potrzeby dodawać do tego jakiś innych określeń.

Reklama

Zresztą nie traktuję tego albumu jako powtórzenia "jedynki" - to dwie różne płyty, nagrane w zupełnie innym czasie.

Czy to oznacza, że trzecia płyta Blackfield będzie zatytułowana "Blackfield III"?

(Śmiech) Tego nie powiedziałem. Tak na prawdę decyzję oczywiście podejmujemy za każdym razem, tak jak wówczas czujemy.

Jak dla mnie, "dwójka" to album bardziej twój, niż Aviva. Zgadzasz się z tą opinią?

Nie do końca, bo Aviv napisał siedem z dziesięciu piosenek, a ja tylko trzy. Więc można powiedzieć, że to bardziej album Aviva niż mój. To ja zawsze byłem głównym wokalistą w Blackfield, ale to Aviv stworzył większość materiału.

A jakie twoim zdaniem są główne różnice pomiędzy tymi płytami?

Pierwszy album powstał gdy nikt nie wiedział o Blackfield i nikt na niego nie czekał. Więc pracowaliśmy przez dłuższy czas - blisko trzy lata, bez żadnej presji. Teraz różnica była głównie w podejściu psychologicznym - pisaliśmy piosenki specjalnie dla Blackfield, nagrywaliśmy je w znacznie krótszym czasie, bo w ciągu trzech miesięcy i mieliśmy wsparcie zespołu z którym koncertowaliśmy.

Czy w takim razie dla ciebie to były większe wyzwanie, większe obciążenie?

Nie, skąd! To było bardzo przyjemne doświadczenie. Zawsze największy problem jest z zebraniem materiału, ale kiedy już mieliśmy piosenki to już była sama przyjemność nagrywania. To naprawdę wspaniałe piosenki.

Zdjęcie z okładki można interpretować jako symbol muru w Izraelu. Czy takie było wasze założenie?

Nie, od początku z Blackfield nie chcieliśmy robić żadnych politycznych deklaracji, szczególnie jeśli chodzi o Izrael. Jedyną taką deklaracją jest to, że Blackfield to efekt współpracy izraelskich muzyków z brytyjskimi.

Jeśli chodzi o okładkę to dla mnie ona jest odbiciem muzyki. Podoba mi się prostota tej okładki - to po prostu płyta Blackfield. To także nawiązanie i kontynuacja okładki pierwszej płyty z butelką lekarstwa. Każda okładka jest koncepcją i wyobrażeniem nazwy zespołu, ale niczym więcej.

O czym opowiada "Blackfield II", czego dotyczą teksty?

Blackfield ma wiele piosenek które opowiadają o tym, o czym piszą kompozytorzy i twórcy od wielu dekad. To teksty o związkach, o utracie, żalu, melancholii... To są tematy które zawsze mi się podobały jako twórcy piosenek i do których często wracam. W tym sensie te piosenki są dość tradycyjne.

To wspaniałe, że na ten temat wciąż można pisać nowe piosenki i zawsze można coś nowego, coś świeżego o tym napisać. To po prostu uniwersalne tematy, a ludziom się one nigdy nie znudzą, bo dotykają każdego z nas.

W utworze "Some Day" poruszacie także temat dzieciństwa.

Tak, to jeden z utworów Aviva. Musiałbyś się go dokładnie spytać, ale wydaje mi się, że jest właśnie o dzieciństwie, o braku spełnionych ambicji, o pewnym żalu związanym z przeszłością i teraźniejszością.

Nie brak także piosenek o miłości. Co dla ciebie jest najważniejsze w życiu?

Na pewno jedną z najważniejszej rzeczy jest właśnie miłość. Ale dla mnie chyba ważniejsza jest odwaga - ludzie bez odwagi tracą naprawdę wiele, tak samo jak ludzie bez miłości.

Myślę, że przyjście na ten świat jest wielkim darem. Odwaga pomaga poznawać świat, poznawać uczucia, muzykę, filmy, książki... To bardzo smutne kiedy się nie ma właśnie tej odwagi, a niestety zdarza się tak często.

Czasami martwię się o młodsze pokolenie, wychowywane na MTV, konsolach do gier - czy będą oni mieć odwagę by odkrywać możliwości świata - emocjonalnie i fizycznie. Ten temat bardzo mnie interesuje i pojawi się on również na następnym albumie Porcupine Tree.

Jedną z 10 piosenek jest "My Gift Of Silence". Czy ty - jako muzyk i osoba żyjącą niemal cały czas z muzyką - lubisz ciszę?

Cisza jest niedocenianym elementem w muzyce, choć jest bardzo ważna. Użycie ciszy, przestrzeni, wiedza o tym, kiedy NIE zagrać, kiedy coś zostawić niedopowiedziane, w zawieszeniu, nie wypełnione... Myślę, że takim muzykiem, który to bardzo dobrze potrafi jest Brian Eno, twórca muzyki ambientowej.

Poza tym cisza jest wspaniałą rzeczą. Choć prawdziwą ciszę sobie trudno wyobrazić. Nawet kiedy siedzę sobie w salonie w moim domu i wyłączę muzykę, telewizor, po prostu wszystko, to i tak wciąż słyszę różne dźwięki - ruch uliczny, szum drzew, śpiew ptaków...

Wkrótce znów zagrasz w Polsce, więc - mam nadzieję - szykują się znów dla ciebie szczęśliwe chwile.

O, na pewno. W Polsce zawsze jest mi bardzo miło.

Opowiedz o koncercie w Warszawie - czego można się będzie spodziewać? Ostatnim razem gdy byliście w Polsce mieliście jedynie 10 własnych utworów, w związku z tym niektóre graliście po dwa razy.

(Śmiech) Mówiąc szczerze, jeszcze nie zdecydowaliśmy się co zagramy, bo próby przed trasą rozpoczniemy na przełomie stycznia i lutego. Na pewno pojawi się sporo nowych piosenek, zobaczymy też, które ze starszych nagrań nam się przejadły, a które będziemy chcieli zostawić w koncertowym repertuarze.

A czy planujecie sięgnięcie po jakieś przeróbki z repertuaru Porcupine Tree, jak "Feel So Low"?

Nie, choć faktycznie zagramy "Feel So Low", jednak w innej wersji.

Czy ten utwór to dla ciebie piosenka bardziej blackfieldowa niż Porcupine Tree?

W tym sensie, że Porcupine Tree już nie gra "Feel So Low", a Blackfield ją "adoptował" i teraz stała się ona dość ważnym elementem naszych koncertów. W dodatku wersja w której gramy ją w Blackfield znacznie się różni od wersji Porcupine Tree. Tak że w sumie można powiedzieć, że to piosenka Blackfield.

W najbliższych miesiącach będziesz grał koncerty w Europie razem z Blackfield, kiedy zatem znajdziesz czas na nowy materiał Porcupine Tree, bo słyszałem, że ma on się ukazać w 2007 roku?

Dokładnie pojawi się w kwietniu. Materiał [płyta będzie nosić tytuł "Fear Of A Blank Planet" - przyp. red.] jest już prawie skończony - nagrywaliśmy go pod koniec 2006 roku. Sporo utworów powstało podczas mojego pobytu w Izraelu, gdy pracowałem nad albumem Blackfield. To bardzo inspirujące tworzenie w innym kraju, w innym środowisku, innej atmosferze.

Czyli po powrocie z trasy z Blackfield pewnie będziesz koncertował z Porcupine Tree?

Tak, w domu będę przez trzy-cztery tygodnie i znów w drogę.

A przyjedziesz z PT także do Polski?

Na pewno! Zawsze gramy w Polsce. Jak na razie nie są jeszcze ustalone daty poza koncertami w Wielkiej Brytanii. Byłbym bardzo zaskoczony gdyby się okazało, że nie zagramy w Polsce.

Podpisaliście kontrakt z firmą Roadrunner, czy to oznacza, że nowy album będzie jeszcze cięższy niż "Deadwing"?

Nie, nie ma żadnego związku pomiędzy nowym materiałem a podpisaniem umowy z Roadrunnerem, ponieważ album był niemal gotowy na długo przed podpisaniem kontraktu. Roadrunner w ostatnim czasie związał się z kilkoma zespołami, które nie mają nic wspólnego z muzyką metalową, jak Nickelback, New York Dolls, czy właśnie Porcupine Tree.

PT zawsze miał aspekt metalu w swoim brzmieniu, ale nie powiedziałbym, żeby nowy album był jakoś cięższy niż poprzedni.

Wracając do Blackfield, czy wiesz który utwór trafi na singla?

Jeszcze tego nie wiem. Moim zdaniem "Blackfield II" jest wypełniony piosenkami - mam nadzieję, że przebojami, które mogą trafić do stacji radiowych. W USA będzie to prawdopodobnie "Christenings", a w Wielkiej Brytanii "Once".

8 grudnia minęła 26. rocznica śmierci Johna Lennona. Czy on jest dla ciebie najważniejszym artystą?

Nie. Oczywiście lubię jego prace, jak niemal każdy lubi muzykę Beatlesów czy solowe nagrania Johna. Na pewno miał i ma duży wpływ na Aviva, tak jak Bob Dylan i Roger Waters. John na pewno pisał znakomite piosenki, ale nie jest na szczycie mojej listy.

Pytam dlatego, ponieważ kiedy rozmawialiśmy przy okazji pierwszej płyty Blackfield, powiedziałeś, że waszym założeniem było nagranie "klasycznych trzyminutowych piosenek popowych", właśnie w stylu nagrań The Beatles czy The Beach Boys.

Kiedy myślisz o zespołach nagrywających trzyminutowe piosenki popowe - ale popowe nie w tym sensie jak teraz myślimy o popie, typu Brintey Spears, lecz pop z czasów gdy był muzyką eksperymentującą - to myślisz właśnie o grupach typu The Beatles, The Beach Boys czy Electric Light Orchestra.

Myślę, że Blackfield próbuje czerpać z tych tradycji, próbuje nagrywać trzyminutowe symfonie w formule popowych piosenek. Wydaje mi się, że niezbyt wielu ludzi próbuje się do tego zbliżyć.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Blackfield | Steven Wilson
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy