Reklama

Wokalista Big Country nie żyje

Świat muzyczny poniósł kolejną bolesną stratę. W niedzielę, 16 grudnia, odszedł Stuart Adamson, wokalista szkockiego zespołu Big Country. Znaleziono go martwego w pokoju hotelowym na Hawajach. Miał 43 lata. Przyczyną śmierci było uduszenie. Muzyk prawdopodobnie powiesił się.

"Straciłem jednego z najwspanialszych artystów z jakimi zdarzyło mi się kiedykolwiek pracować. Stuarta znaleziono martwego w pokoju jednego z hoteli na Hawajach. Na razie nie mogę powiedzieć nic więcej" - czytamy w oświadczeniu dla mediów, które przygotował Ian Grant, menedżer Stuarta Adamsona, a które opublikowano w poniedziałek, 17 grudnia.

Dziennikarze spekulują, że do śmierci Stuarta Adamsona mogło doprowadzić uzależnienie od alkoholu, z którym muzyk od pewnego czasu próbował bezskutecznie walczyć.

Big Country należeli do grona najwybitniejszych szkockich zespołów. W latach 80. umieścili siedem albumów oraz 17 singli w czołówce brytyjskich list przebojów. Fani docenili twórczość Big Country zakupując w tej dekadzie aż 10 milionów egzemplarzy ich płyt. Album "The Crossing" z 1983 roku był nominowany do nagrody Grammy w dwóch kategoriach.

Reklama

Stuart Adamson urodził się w Anglii, w Manchesterze, ale wychował w Szkocji. Tam zdobywał szlify muzyczne w punkowym zespole The Skids by później założyć Big Country, z którym święcił największe triumfy. Jednym z nich było otwieranie na początku lat 80. koncertów The Rolling Stones.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wokalista | nie żyje | Biuro Informacji Gospodarczej
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama