Reklama

Vicky Cornell: Chris nie miał myśl samobójczych, nic nie zapowiadało jego śmierci

Vicky Cornell, wdowa po wokaliście Soundgarden, opowiedziała o okolicznościach towarzyszących tragicznej śmierci Chrisa Cornella w 2017 roku. Wyznała, jak wyglądały ostatnie momenty jej męża. Twierdzi, że temat zdrowia psychicznego i samobójstwa musi być częściej poruszany.

Vicky Cornell, wdowa po wokaliście Soundgarden, opowiedziała o okolicznościach towarzyszących tragicznej śmierci Chrisa Cornella w 2017 roku. Wyznała, jak wyglądały ostatnie momenty jej męża. Twierdzi, że temat zdrowia psychicznego i samobójstwa musi być częściej poruszany.
Chris Cornell w styczniu 2017 roku zagrał z Prophets of Rage / Kevin Winter / Staff /Getty Images

Vicky Cornell odwiedziła program Gayle King, gdzie opowiadała o swoim mężu i jego tragicznej śmierci. Kobieta stwierdziła, że nic nie wskazywało na to, że Chris Cornell odbierze sobie życie. "To było jak tsunami. Tego kompletnie nie było na radarze" - wyznała. 

Ostatnie pięć lat stara się pogodzić się ze śmiercią ukochanego męża, a rozmowa z dziennikarką miała być dla niej "sposobem wydobycia na światło dzienne trudnej rozmowy o samobójstwie". Mają jej w tym pomóc także codzienne rozmowy z dziećmi o ich ojcu, aby "utrzymać Chrisa przy życiu w ich domu".

Reklama

"I dla mnie i moich dzieci, najważniejszą rzeczą było utrzymanie Chrisa przy życiu w naszym domu. Więc mówi się o nim każdego dnia" - dodaje Cornell. 

Lider Soundgarden został znaleziony w swoim pokoju hotelowym w Detroit 18 maja 2017 roku. Oficjalną przyczyną śmierci artysty było samobójstwo przez powieszenie. Zdaniem Vicky, jej mąż nigdy nie miewał myśli samobójczych. "Chris nie cierpiał na myśli samobójcze, nawet nie był w depresji. Chris był na odwyku i brał benzodiazepiny [leki o działaniu uspokajającym]" - mówi. 

Dodaje, że nic nie wskazywało na to, co wkrótce stanie się z jej mężem. "To przyszło znikąd" - dodaje. Choć w badaniach toksykologicznych wykazano obecność różnych substancji w krwi wokalisty, to zdaniem lekarzy żaden nie miał przyczyniającego się do samobójstwa działania. Vicky mimo to wierzy, że to tabletki mogły wpłynąć negatywnie na jego kondycję.

Ostatni raz rozmawiali przez telefon niedługo po koncercie w Detroit.  "Znam przyczynę [śmierci], bo rozmawiałam z Chrisem przez telefon. A on tej nocy był w fazie jakiegoś delirium. Zadzwonił do mnie po występie i po prostu słyszałam, że coś jest nie w porządku. Brzmiał jakby był na haju, był zdezorientowany, jego mowa była niewyraźna i było w niej coś wyjątkowo nie na miejscu" - opowiada wdowa. "I wtedy po prostu, nie wiem, jakieś trzydzieści minut później stało się to".

Vicky jako osoba, która straciła bliską osobę na skutek samobójstwa, ma apel do ludzi - prosi, by zrozumieć i częściej rozmawiać o problemach psychicznych i samobójstwie.

"Myślę, że jeśli mówimy o naszych bliskich, zwłaszcza jeśli chodzi o samobójstwo, nie możemy po prostu mówić 'Umarli przez samobójstwo. Odebrali sobie życie.' No dobrze, ale dlaczego? Co się stało? Jak możemy temu zapobiec? I wierzę, że jest to naprawdę duża część zapobiegania, która pomoże nam w uzdrawianiu" - dodaje.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Jeśli potrzebujesz pomocy, porozmawiaj otwarcie o problemach z osobą, której ufasz, zadzwoń 116 123 lub 116 111 lub wejdź na stronę www.pokonackryzys.pl.

Całej rozmowy można posłuchać tutaj:

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Vicky Cornell | Chris Cornell
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy