Reklama

Ukazał się album z niepublikowanymi wcześniej zdjęciami Johna Lennona i Yoko Ono

Amerykański fotograf Brian Hamill wydał wyjątkowe dzieło. Zawiera ono bardzo intymne portrety jednej z najsłynniejszych par artystycznych. Autor opowiedział przy tej okazji, jak bardzo Lennon zaskoczył go swoją naturalnością.

Amerykański fotograf Brian Hamill wydał wyjątkowe dzieło. Zawiera ono bardzo intymne portrety jednej z najsłynniejszych par artystycznych. Autor opowiedział przy tej okazji, jak bardzo Lennon zaskoczył go swoją naturalnością.
John Lennon zginął 8 grudnia 1980 roku /Mary Evans Picture Library /East News

Hamill pracuje w branży fotograficznej pół wieku. Johna Lennona fotografował podczas ostatniego koncertu tego artysty - w Madison Square Gardens (w 1972 roku Lennon zagrał i zaśpiewał na rzecz dzieci z upośledzeniem umysłowym). 

Później udało mu się dwukrotnie umówić z JohnemYoko w ich nowojorskim domu. Z tych sesji pochodzą zdjęcia, wykorzystane w albumie "Dream Lovers". Fotografowi udało się uchwycić szczere uczucia, które łączyły oboje artystów. W wywiadzie dla magazynu "AnOther" Hamill zdradza, że zdjęcia nie były ustawkami. "Jestem prostym facetem" - mówił. "Wychowałem się jako jedno z siedmiorga dzieciaków w irlandzkiej dzielnicy robotniczej i to mnie ukształtowało. Nie udzielam ludziom wskazówek, jak mają się zachować przed obiektywem. Uważam, że najlepszym rozwiązaniem jest im pozwolić być sobą" - dodał. 

Reklama

Fotograf wspomina, że gdy pierwszy raz fotografował Lennona, był bardzo zdenerwowany. "Fotoreportażem zajmowałem się już od siedmiu lat, więc to nie tak, że czułem się niepewny umiejętności. Po prostu Lennona ceniłem najbardziej z całej czwórki Bealtesów" - tłumaczył. 

Trema ustąpiła, kiedy zadzwonił do mieszkania Johna i Yoko, a drzwi otworzył mu osobiście jego idol. Powiedział: "Cześć, jestem John" i od razu zaproponował herbatę. Hamill spodziewał się służby i ochroniarzy, czegoś, co określa jako "Team Lennon", tymczasem spotkał tu jedynie dwoje uśmiechniętych, szczerze życzliwych ludzi.

Kolejna sesja odbyła się w 1976 roku, w Dakocie. Tym razem fotograf poprosił Beatlesa, by zapozował przed szafą grającą. "Lennon włączył 'What's Going On' Marvina Gaye'a, a ja na to: 'To najbardziej pomysłowy album lat 70-tych'. Wtedy pomyślałem: 'O cholera, co ja właśnie powiedziałem Johnowi Lennonowi?'. Facet wydał przecież kilka naprawdę dobrych płyt w tej dekadzie! Doszło do brzemiennej przerwy, po której John odpowiedział: 'Zgadzam się. To świetny album!'" - wspomina Hamill. 

Lennon miał wtedy na sobie kurtkę z przypinką Presley'a i za duży francuski beret. "Powiedział mi, że Elvis wciągnął go w rock and rolla. Wyszliśmy na dach. Było bardzo wietrznie i włosy latały mu dookoła twarzy. Zapytałem, czy przerywamy, ale powiedział: "Rób swoje, nie obchodzi mnie to!".

Hamill, który wcześniej fotografował głównie gwiazdy filmowe, uważa że Lennon był ich całkowitym przeciwieństwem. Aktorzy zawsze przed wykonaniem zdjęcia studiowali swoje miny i fryzury w lustrach. On był naturalny w stu procentach. "Moje ulubione zdjęcie przedstawia Johna i Yoko spoglądających na rzekę Hudson. John położył dłoń na jej lewym ramieniu. Mieli na sobie takie same ciemne ubrania. Wyglądali jak pomagierzy. To był magiczny moment" - dodał.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Lennon John | Ono Yoko | beatles
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy