Reklama

Steczkowska skarży Latkowskiego

Najnowszy film Sylwestra Latkowskiego "Nakręceni, czyli szołbiznes po polsku", po raz kolejny wzbudził skandal. Tym razem zamieszanie wywołała Justyna Steczkowska, która wniosła do sądu pozew, domagając się m.in. wycięcia z filmu wszystkich scen ze swoim udziałem. Film wchodzi na ekrany w piątek, 10 stycznia.

Najnowszy film Sylwestra Latkowskiego opowiada o kulisach polskiego rynku muzycznego, a w trakcie seansu na ekranie zobaczymy artystów (m.in. Krzysztof Krawczyk, Michał Wiśniewski, Myslovitz), pracowników firm fonograficznych (m.in. Piotr Kabaj, dyrektor Pomaton EMI), jak i dziennikarzy muzycznych (m.in. Marek Sierocki, Piotr Metz, Robert Leszczyński).

"Nakręceni, czyli szołbiznes po polsku" pojawi się na ekranach kin w piątek, 10 stycznia. Nie podoba się to Justynie Steczkowskiej, której postać pojawia się w filmie, choć jej twarz i głos zostały zniekształcone, by wokalistki nie można było rozpoznać. Artystka wniosła w tej sprawie pozew do sądu i domaga się wycięcia z filmu wszystkich scen ze swoim udziałem, zakazania dystrybucji filmu i zapłaty 100 tys. zł odszkodowania.

Reklama

"Nie mam nic przeciwko filmowi pana Latkowskiego. Ale też nie chcę być bohaterką jego produkcji. Pan Latkowski nie podpisał ze mną żadnej umowy, więc nie ma prawa wykorzystywać moich zdjęć. To wszystko, co mam do powiedzenia" - tłumaczy Steczkowska w wywiadzie udzielonym "Super Expressowi".

Jak podaje dziennik, piosenkarka nie widziała filmu, a decyzję o skierowaniu pozwu podjęła po rozmowach z osobami, które "Nakręconych" zobaczyły. Nie chce zdradzać, o kogo konkretnie chodzi.

Takie podejście mocno zdziwiło reżysera filmu.

"Pozew jest szokujący. Nie rozumiem, o co chodzi Steczkowskiej" - mówi Latkowski. "To kolejne jej zagranie medialne! Znów chce być na pierwszych stronach gazet".

"W filmie nie naruszam wizerunku piosenkarki, ani jej dziecka. Nie używam też jej charakterystycznego głosu - a to zarzuca mi Steczkowska. Trudno mi skomentować jej działania, bo nie rozumiem, jak można blokować film, którego się nie widziało, zarzucać, że jest w nim to, czego nie ma. Steczkowska zaprosiła moją ekipę filmową do domu, nie realizowałem zdjęć z z ukrycia".

Jacek Bienias, prawnik Latkowskiego, wytłumaczył "Super Expressowi", że zdjęcie filmu z ekranu jest mało prawdopodobne.

"Istnieje zagrożenie, że pokaz filmu nie dojdzie do skutku, ale biorąc pod uwagę opieszałość polskich sądów, jest to mało prawdopodobne".

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Justyna Steczkowska | pozew | film
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy