Reklama

Skandalista Borysewicz

Jan Borysewicz, lider grupy Lady Pank, podczas unijnej imprezy w Sulęcinie, wyrzucił z koncertu gości z Niemiec, Holandii i Francji oraz władze województwa lubuskiego. "Wy tam, w tych garniturach, wypier...ć z tych ławek! Dla emerytów nie gramy!" - miał krzyczeć do publiczności muzyk.

Występ Lady Pank miał być punktem kulminacyjnym Międzynarodowych Spotkań na Sulęcińskim Rynku. Na długo przed rozpoczęciem koncertu w centrum miasta zgromadziło się około ośmiu tysięcy fanów zespołu.

"Przed sceną przygotowano ławki, na których zasiedli przedstawiciele miejscowych i wojewódzkich władz oraz goście z zachodniej Europy. Reszta publiczności pozostała za barierkami - podaje "Gazeta Lubuska".

Liderzy Lady Pank, Borysewicz i wokalista Janusz Panasewicz, przybyli na koncert spóźnieni o ponad godzinę. "Borysewicz już jak wysiadał z busa zachowywał się dziwnie" - zauważyła fanka zespołu.

Reklama

Idący przodem menedżer pokazywał mu, gdzie są rozłożone kable, żeby się nie potknął. W końcu lider Lady Pank stanął na scenie i zaczął stroić gitarę. Spojrzał na pierwsze rzędy siedzących w ławkach gości i bez ogródek rzucił do mikrofonu: "Wy tam w tych garniturach, wypier... z tych ławek! Dla emerytów nie gramy" - informuje gazeta.

"Gazecie Lubuskiej" udało się skontaktować z menedżerem Lady Pank Markiem Machem. "Zespół jest przede wszystkim kapelą rockową, która gra koncerty dla żywej publiczności, bawiącej się razem z grupą tuż pod sceną" - mówi Mach. "Stwarzanie sztucznego dystansu dzielącego zespół od publiczności jest lekceważeniem tej publiczności".

"Nie mamy nic przeciwko gościom, ale nie może być tak, że władza robi imprezę dla samej siebie, a publiczność stanowi tylko tło" - powiedział menedżer.

"Zespół istnieje 22 lata i nigdy nie ukrywał się ze swoim rockowym wizerunkiem" - dodał na koniec Mach. "Jestem pewien, że sens wypowiedzi Borysewicza został źle odczytany. Jeżeli ktoś poczuł się urażony, jest mi przykro".

Zupełnie innego zdania jest jednak szef sulęcińskiego ośrodka kultury Bartek Skrzypczak. "Nie dosyć, że liderzy zespołu byli pijani w sztok, to jeszcze grupa grała standardy innych autorów, żeby tylko przedłużyć imprezę do zakontraktowanych 75 minut" - mówi Skrzypczak. "Będziemy domagać się ze strony Lady Pank przeprosin dla mieszkańców Sulęcina".

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Lady Pank | skandalista | Jan Borysewicz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama