Reklama

Ronan Keating: Myślałem, że umrę!

Ronan Keating, były wokalista boysbandu Boyzone, wraca do sił po tajemniczej infekcji, która zaatakowała go w lipcu. Gwiazdor twierdzi, że bał się, że choroba może skończyć się nawet jego śmiercią.

Keating trafił w lipcu do szpitala, tuż po powrocie z wakacji z Portugalii, gdzie przebywał z żoną, modelką Yvonne i dziećmi Jackiem i Marie.

Jego twarz, tak spuchła, że na chwilę pozbawiła go wzroku. Na ten widok pięcioletni synek Jack zalał się łzami. Niektóre źródła podają, że Keating nawet stracił przytomność.

"Wyglądałem jak John Merrick - człowiek-słoń. To musiało być okropne" - opowiada teraz wokalista, któremu wtedy nie było do śmiechu.

Muzyk od razu trafił do szpitala, gdzie spędził długie osiem dni.

Reklama

"Byłem tak przerażony. Myślałem, że koniec ze mną. Nie wiedziałem, co mi się dzieje" - wspomina Keating.

"Miałem jakiegoś robaka, który wszedł w pory skóry. Mój system ochronny nie mógł sobie z tym poradzić. Na początku lekarze nawet nie wiedzieli co mi jest" - dodaje gwiazdor pop.

Doktorzy doszli do wniosku, że Keating jest przepracowany i koniecznie powinien odpocząć.

"Teraz przez kilka tygodni nabierałem sił w moim domu w Portugalii" - donosi posłuszny pacjent.

Można przypuszczać, że stosującego się do zaleceń lekarzy Keatinga nie prędko zobaczymy na scenie. Jak na razie nie ma też żadnych informacji o ewentualnych pracach nad nowymi nagraniami wokalisty.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: gwiazdor | wokalista | Ronan | Ronan Keating
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy