Reklama

Rammstein dał ognia

Około ośmiu tysięcy widzów zgromadził poniedziałkowy (21 lutego) koncert niemieckiego zespołu Rammstein w katowickim "Spodku". Grupa pokazała to, z czego jest znana na całym świecie: potężne brzmienie i wspaniałe efekty wizualne - komentowali uczestnicy widowiska.

Występ był częścią trasy promującej płytę "Reise, Reise", wydanej przez zespół we wrześniu 2004 roku. Przed Rammsteinem zagrał fińska Apocalyptica, znana z klasycznych opracowań utworów zespołu Metallica. Grupa także promuje swój nowy album, zatytułowany "Apocalyptica" (premiera 7 lutego).

Z niego pochodził m.in. singlowy "Bittersweat", w oryginale śpiewany na dwa głosy - Ville Valo (H.I.M.) i Lauri Ylonena (The Rasmus). Jednak największy aplauz widowni wzbudziły utwory z repertuaru Metalliki, m.in. "Seek & Destroy" i "Enter Sandman". Trójce wiolonczelistów towarzyszył grający na koncertach perkusista Mikko Siren, którego bębny dodawały muzyce Apocalyptiki dodatkowego ciężaru.

Reklama

Największy show robili długowłosi Perttu Kivilaakso i Eicca Toppinen (wzorowy headbanging!), często biegający wzdłuż sceny ze swoimi niezbyt poręcznymi instrumentami. Finowie pożegnali się klasycznym utworem "Hall Of Mountain King", XIX-wiecznego kompozytora Edvarda Griega.

Spora grupa widzów obejrzała tylko fragment ich występu, bo muzycy zakończyli koncert ok. godz. 20.15, gdy jeszcze ludzie wchodzili do "Spodka".

Po półgodzinnej przerwie na scenie pojawili się mężczyźni w jednakowych koszulach z krawatami, znanymi ze zdjęć promujących ostatnią płytę Rammsteina "Reise Reise". Wśród publiczności zapanowała euforia, jednak byli to techniczni, a muzycy pojawili się na podwyższeniu za zasłoną.

Znakomita scenografia i oprawa pirotechniczna w przypadku koncertów Rammsteina to w zasadzie standard. Ale pojawiły się głosy, że Niemcy ponownie przebili swój i tak wyśrubowany poziom. Dwa poziomy sceny były ze sobą połączone za pomocą dwóch hydraulicznych podnośników na których przemieszczali się gitarzyści i wokalista Till Lindemann.

W jednym z utworów z pałeczek perkusyjnych Christopha Schneidera poszły sztuczne ognie, nie zabrakło też popisów ogniowych w wykonaniu pozostałych muzyków.

W "Mein Teil" klawiszowiec Flake Lorenz wjechał na scenę w ogromnym kotle, a Till przebrany za kucharza (przypominającego raczej rzeźnika) podgrzewał go żywym ogniem z palnika. Dla podkreślenia atmosfery grozy mikrofon był zakończony rzeźnickim nożem. A pod koniec tego utworu Till po całej scenie gonił uciekającego Flake'a.

Na szczęście dla widzów klawiszowiec nie został "zjedzony" i mógł kontynuować występ. Niemcy zaprezentowali większość materiału z "Reise Reise", z tytułowym utworem rozpoczynającym koncert.

Większość sympatyków Rammsteina powinna być zadowolona, bo zestaw numerów obejmował największe przeboje - od tych starszych jak "Du riechst so gut", "Rammstein", "Ich will", po najnowsze - "Mein Teil", "Amerika" czy "Moskau" (z refrenem "Moskau / Raz dwa tri! / Moskau / Pasmatri!").

Na zakończenie "Ameriki" w tłum pofrunęło konfetti w kolorach amerykańskiej flagi - niebieskim, czerwonym i białym.

Rammstein dwukrotnie bisował. Za drugim razem Niemcom udało się zawrócić ze schodów część publiczności, która udawała się już do szatni.

Na finał zagrali balladowy "Ohne Dich" z gościnnym udziałem Apocalyptiki i przeróbkę Depeche Mode "Stripped". Pod jego koniec na rękach fanów popłynął legendarny już ponton, tym razem z basistą Oliverem Riedelem na pokładzie. A na Tilla spadł deszcz złotych iskier.

Przypomnijmy, że Rammstein występował w Polsce w latach 1995 i 1997, a ostatnio trzy lata temu, również w katowickim "Spodku". Grupa promowała wówczas płytę "Mutter". Tamten koncert zgromadził około 5 tysięcy widzów.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Rammstein | Apocalyptica | danie | Dana | płomień | koncert
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy