Reklama

R.E.M.: Intruz na scenie

Dziwaczny incydent przydarzył się muzykom zespołu R.E.M. podczas koncertu w "Hollywood Bowl" w Los Angeles, odbywającego się w środę, 10 września. W pewnym momencie na scenę wszedł mężczyzna podający się za Tony'ego Cliftona, postać stworzoną przez nieżyjącego komika Andy'ego Kaufmana. Tajemniczy gość spowodował spore zamieszanie i krótkotrwałą przerwę w koncercie.

Rzekomy Clifton, odziany w niebieski smoking, pojawił się na scenie podczas wykonywania przez zespół dedykowanej Kaufmanowi piosenki "Man On The Moon". Zaskoczony wokalista Michael Stipe pozwolił mu zaśpiewać wraz z sobą refren utworu, ale mężczyzna nadużył gościnności muzyków i po chwili stał się agresywny.

Najpierw powalił na scenę Stipe'a, a następnie zaczął oblewać wodą jego i gitarzystę Petera Bucka. Ten drugi nie dał sobie w kaszę dmuchać i zaatakował intruza gitarą.

Ochroniarze wkrótce zapanowali nad sytuacją, obezwładniając nieproszonego gościa. Koncert został jednak przerwany, a muzycy na kilka minut zniknęli za kulisami.

Reklama

Część widzów uznała całe zajście za zaplanowany wcześniej skecz, jednak zachowanie Stipe'a po powrocie na scenę wyprowadziło ich z błędu.

"Jestem profesjonalistą. Nie dam się wyprowadzić z równowagi" - stwierdził wokalista.

"Miałem zamiar podziękować panu Tony'emu Cliftonowi, który był moim bohaterem, odkąd skończyłem 15 lat, ale zdecydowałem, że tego nie zrobię" - dodał Stipe.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: R.E.M. | intruz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama