Reklama

Przerwany koncert Slipknot

Występ amerykańskiej formacji metalowej Slipknot na festiwalu w Le Mans, w ubiegłą niedzielę, został przerwany przez francuskich pseudofanów. Grupa zeszła ze sceny po niespełna 50 minutach, zamiast planowanej półtorej godziny. Muzycy zostali obrzuceni przekleństwami i różnymi przedmiotami z widowni.

Koncert w Park Des Expositions, we francuskim Le Mans, kończył trzydniowy Fury Fest. Już przed pojawieniem się muzyków na scenie, większość widzów (głównie fani hardcore'a oraz black i death metalu) zaczęła skandować: "Slipknot sk...syny!".

Kiedy wszedł perkusista Joey Jordison, rozpoczęła się prawdziwa bitwa. Publiczność rzucała różnymi przedmiotami w stronę zespołu. Informatorzy donoszą, że ochrona pozwoliła wnosić widzom butelki.

"Slipknot zagrał 48 minut (zamiast planowanej półtorej godziny) i trzeba dodać, że to była odważna decyzja zespołu. Każda inna grupa pewnie by zeszła ze sceny po jednej piosence" - informuje Olivier Rouhet z Rock Hard France, sponsora Fury Fest.

Reklama

Przypuszcza się, że powodem zamieszek mogła być przedłużająca się próba dźwięku w niedzielny ranek przed koncertem. Jednak to źródło twierdzi, że to nie mógł być spontaniczny ruch.

"Potępiamy te zachowania. Jeśli ktoś nie lubi muzyki Slipknot, może przecież opuścić festiwal. Przez prowokowanie zamieszek wystawia się złą opinię Francji" - głosi oświadczenie Rock Hard France.

Kilka dni wcześniej Slipknot otwierał paryski koncert Metalliki i nie było żadnych problemów.

"Niedawno rozmawiałem przez telefon z Coreyem (Taylorem, wokalistą zespołu) o jego miłości do Francji. Mam nadzieję, że zachowanie chuliganów z Le Mans nie zmieni jego relacji z prawdziwymi fanami muzyki" - mówi Rouhet.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Slipknot | przerwany | koncert
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy