Reklama

Po OFF-ie: Najważniejsza jest muzyka

Nowe miejsce, po raz pierwszy pełne 3 dni festiwalowe, rekordowa liczba wykonawców, rekordowa frekwencja, świetna atmosfera oraz, co najważniejsze, brak słabych koncertów. Oto najkrótsze podsumowanie jubileuszowej, piątej edycji OFF Festivalu, o którym nie ma już sensu pisać, że ma ugruntowaną pozycję najważniejszego święta muzyki alternatywnej w Polsce.

OFF przeskoczył już bowiem do innej ligi. Jeszcze jest młodszym bratem takich tuzów, jak Primavera, The Great Escape, Pukkelpop, All Tomorrow Parties czy Melt, ale rośnie organizacyjnie i artystycznie tak szybko, że ma szanse za dwa, trzy lata dorównać tej szacownej konkurencji.

Miejsce

Katowicka Dolina Trzech Stawów to idealne miejsce na festiwal. Dość duża przestrzeń, którą bez problemów można modyfikować w razie potrzeby, gdyby impreza się rozrastała. Nie odbiega klimatem od Słupnej w Mysłowicach, za to zdecydowanie przebija ją logistycznie. Teren ów jest położony bardzo blisko autostrady A4, ale i centrum Katowic, tak więc dojazd z każdej strony jest łatwy i szybki. OFF Festiwal to obecnie cztery główne sceny muzyczne. Największa scena stoi w centralnym miejscu festiwalu, na bardzo ładnym i równym trawniku. Na jej tyłach przyklejona jest namiotowa scena Eksperymentalna, która w tym roku wiele razy okazała się zbyt mała, by pomieścić chętnych do oglądania koncertów. Drugi zestaw scen to odkryta scena Leśna, która - mimo że straciła nieco swój leśny charakter - i tak pozostała moim ulubionym miejscem na festiwalu. Zaraz na jej tyłach usytuowany został namiot Offensywy, w którym prawie przez cały czas trwania festiwalu panowała wielka duchota - szkoda, że organizatorzy nie pomyśleli o odsłonięciu większej powierzchni boków namiotu. Na pewno byłoby tam więcej powietrza i pojawiłaby się możliwość słuchania koncertów na zewnątrz.

Reklama

W bardzo dobrym miejscu zostało zlokalizowane pole namiotowe, choć jego połączenie z terenem festiwalu z niezrozumiałych względów zostało poprowadzone naokoło, wzdłuż drogi po której intensywnie jeździły samochody - ten element zdecydowanie wymaga poprawy w przyszłym roku. Najważniejsze jednak jest to, że przejście z jednej strony festiwalu na drugą zajmowało w najgorszym wypadku kilka minut. Również w zasięgu ręki były strefy gastronomiczne i toalety. Tak więc układ nowego OFF-a wydaje się być bardzo dobrze skrojony pod tego typu festiwal.

Artyści

Tegoroczny dobór artystów to po raz pierwszy w historii festiwalu brawurowa próba pokazania prawie wszelkich odcieni muzyki alternatywnej. Od delikatnego folku po ciężki metal, od punk rocka po hip-hop, od dubstepu po jazz oraz wszelkie odmiany gitarowego indie. Bardzo ważne dla sukcesu frekwencyjnego były zespoły krajowe, które przyciągnęły rzesze fanów. Prawdziwi headlinerzy festiwalu z kolei niekoniecznie okazali się magnesem dla mas. Koncerty Tindersticks, The Fall czy The Horrors nie powodowały opustoszenia pozostałych scen, a i temperatura występów na scenie głównej była zazwyczaj nieco chłodniejsza, niż na mniejszych scenach. Wyjątki? Koncert Lenny'ego Valentino i spektakularne show Flaming Lips. Wygląda więc na to, że droga obrana przez Artura Rojka, by sprowadzać bardzo wielu wykonawców grających bardzo różnorodną muzykę, po prostu zyskała uznanie festiwalowiczów. Od koncertów wielkich gwiazd są Open'er czy Coke Live Music Festival, a na OFF-a jeździ się poznawać muzykę mało znanych wykonawców i właśnie te koncerty na mniejszych scenach były najlepiej przyjmowane przez festiwalową publiczność. Bardzo dobrym zabiegiem było wprowadzenie większej ilości wykonawców okołoklubowych. Teraz OFF to również miejsce do świetnej zabawy przy dreampopowych czy dubstepowych zespołach i didżejach. Również wykonawcy hip-hopowi zostali dobrze przyjęci i z pewnością poszerzyli grono odbiorców festiwalu.

Organizacja

Po trzech dniach spędzonych na OFF-ie jako zwykły festiwalowicz, mogę śmiało powiedzieć, że jest to impreza bardzo fanom przyjazna. Oczywiście, zdarzały się nieuzasadnione polowania ochrony na aparaty fotograficzne i - podobnie jak na innych krajowych imprezach - ze strefy gastronomicznej nie wolno było wynosić napojów (dlaczego wszędzie indziej w Europie wolno?), a na pole namiotowe w ogóle nie można było wnosić alkoholu, co też jest przepisem dość absurdalnym... Na szczęście powyższe uwagi to raczej pomysły na poprawianie dobrego. Zdecydowanie widać, że organizatorzy czerpią całymi garściami z dobrych zachodnich wzorców i coraz więcej elementów zaczyna z roku na rok lepiej funkcjonować. Ale chyba zacznę zbierać podpisy pod petycją, by od przyszłego roku na OFF-ie zaczęto zakładać normalne opaski festiwalowe. Z jednej strony to duża pamiątka dla uczestników, często noszą ją na ręce do następnego roku, z drugiej to promocja dla imprezy. Niestety, organizatorzy OFF Festivalu twardo trzymają się ohydnych plastikowych obroży, których jedyną zaletą jest to, że zapewne są tańsze. Z organizacyjnych minusów dorzucę jeszcze zbyt mały wybór jedzenia w strefie gastronomicznej. Ale na koniec jeszcze jeden wielki plus - OFF jest najczystszym festiwalem, na jakim kiedykolwiek byłem. Nie wiem, czy to zasługa publiczności, czy starań organizatorów, ale trzeciego dnia aż nie chciało się wierzyć, że ten teren jest oblegany trzecią dobę przez ponad 10 tysięcy osób. Brawo!

Pogoda

Bez niej nie ma udanego festiwalu. Prognozy były złe, żeby nie powiedzieć fatalne. W piątek wraz z pierwszymi koncertami przeszła nad Katowicami burza, która wystraszyła wszystkich. Drugi mocny opad deszczu zaatakował festiwal akurat przed początkiem występu Lenny Valentino - a był to jeden z najbardziej wyczekiwanych koncertów. Potem jednak było już coraz lepiej. Ostatni raz burza postraszyła w sobotnie popołudnie, ale na szczęście skończyło się na mżawce. Niedziela była już słoneczna, co dało nam możliwość delektowania się muzyką w komfortowych warunkach.

Ludzie

Oglądając polską publiczność na wielu naszych festiwalach często miałem wrażenie, że ważniejsze jest dla niej, czy artysta będzie się starał nawiązać odpowiedni kontakt (i to najlepiej łamaną polszczyzną) oraz powie parę komplementów, niż to, z jakim zaangażowaniem zagra koncert. Na OFF-ie sytuacja ma się zgoła inaczej. Wyrobiona publiczność nagradzała niezwykłymi owacjami każdego, kto ją zaskoczył, wzruszył, porwał do tańca. Reakcje zazwyczaj były odpowiedzią na klimat i zaangażowanie artysty, a momentami - jak na koncertach Tune-Yards, Zu, Tallest Man On Earth czy Efterklang - po prostu ekstatyczne. Co z kolei powodowało, że artyści byli ze swoich koncertów bardzo zadowoleni, obiecując szybki powrót do Polski.

Muzyka najważniejsza

Na zakończenie jeszcze raz chciałbym uwypuklić największy sukces tego festiwalu. To jedna z niewielu imprez w naszym kraju gdzie MUZYKA jest najważniejsza. Nie nazwy zespołów na plakacie, nie zainteresowanie mediów, jakie wzbudzają, nie cała marketingowo-promocyjna otoczka, ale dźwięki płynące z tych czterech scen. Każdy artysta ma tutaj równe szanse. Na długo zostanie mi w pamięci obrazek z ostatniego dnia, gdy publiczność wytupała i wyklaskała trzy bisy skromnego duetu Tune-Yards, który najprostszymi środkami doprowadził cały namiot do wrzenia. Zaraz potem, na scenie głównej, The Flaming Lips zaatakowali publikę konfetti, balonami, efektami wizualnymi, tancerzami, wielkimi misiami przechadzającymi się po scenie i Bóg jeden raczy wiedzieć czym jeszcze... I obydwa te koncerty były magiczne i niesamowite. Ten sam efekt został osiągnięty tak różnymi środkami. Na OFF Festivalu nie jest ważne, czy artysta obsługuje sampler, ukulele, saksofon czy wychodzi na koncert z gitarą akustyczną. Ważne, jak dobrze to robi.

Filip Lenart

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Artysta | scena | koncerty | koncert | publiczność | festiwal | muzyka | Off
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy