Reklama

Niedokończony album George'a Harrisona

Śmierć George'a Harrisona w czwartek, 29 listopada, przerwała prace artysty nad jego nowym solowym albumem. Dzieło miało nawet swój roboczy tytuł - "Portrait Of A Leg End" - a jego fragmenty muzyk zaprezentował członkom swojej rodziny w szpitalu, na kilka dni przed swoją śmiercią. Tymczasem z całego świata napływają hołdy dla Harrisona, a wytwórnia EMI planuje reedycję słynnego utworu "My Sweet Lord". Prochy muzyka zostaną rozrzucone na rzece Ganges w Indiach przez jego żonę Olivię i syna Dhaniego.

Brytyjski tygodnik "The Sunday Times" doniósł, że w ubiegłą sobotę, 24 listopada, George Harrison, przebywający wówczas w szpitalu w Los Angeles, zaprezentował członkom swojej rodziny kilka nowych piosenek, które miały się znaleźć na przygotowywanym od wielu miesięcy jego nowym albumie studyjnym. Swemu dziełu artysta nadał tytuł roboczy "Portrait Of A Leg End", który miał być w zamyśle żartobliwym nawiązaniem do borykania się przez muzyka z problemem udźwignięcia ciężaru sławy. Jak donoszą osoby z najbliższego otoczenia Harrisona, zdecydowana większość utworów była już ukończona, a do zakończenia prac nad płytą brakowało bardzo niewiele.

Reklama

"Niektóre z piosenek były bardzo wzruszające, a teksty dotyczyły jego życia w ostatnich kilku latach. Do zakończenia prac nad płytą było naprawdę blisko" - powiedział Jim Keltner, perkusista, który zagrał w kilku utworach.

Decyzja o tym, kiedy i czy w ogóle nowe piosenki George'a Harrisona zostaną wydane, należy teraz do jego małżonki Olivii. Muzyk nie był bowiem od lat związany umową z żadną wytwórnią płytową.

Jedną z ostatnich jego piosenek, które zostały wydane, jest kompozycja "Horse To Water", którą Harrison zarejestrował 1 października wspólnie ze swoim synem Dhanim. Znajdziemy ją na kompilacyjnej płycie angielskiego kompozytora Joolsa Hollanda - "Small World Big Band". Jak można się było spodziewać, album ten po śmierci George'a Harrisona pnie się w górę na listach przebojów.

Wytwórnia EMI planuje ponowne wydanie na singlu największego solowego przeboju artysty "My Sweet Lord", pochodzącego ze słynnego albumu "All Things Must Pass"

"Gdy dotarła do nas wiadomość o śmieci George'a zaczęliśmy się zastanawiać nad wydaniem na singlu jego największego przeboju. Niektórzy uważają, że to najwspanialszy hołd jaki można mu oddać. Są jednak i tacy, którzy uważają, iż byłoby to nie na miejscu. Moim zdaniem taki singel kupili by zarówno starzy, jak i młodzi fani. Decyzja zapadnie wkrótce" - powiedział jeden z pracowników wytwórni.

Cały czas znane osobistości świata show biznesu i polityki wyrażają swój żal po śmierci artysty. Do ich grona dołączył również Premier Wielkiej Brytanii Tony Blair.

"Ludzie należący do mojej generacji wychowali się na muzyce The Beatles. Ich twórczość i osobowości muzyków były tłem naszego życia. Jego śmierć na pewno wywrze wpływ na wiele osób. Będzie go bardzo brakowało ludziom na całym świecie kochającym muzykę" - mówił szef brytyjskiego rządu.

"Był taki spokojny, otoczony przez kochające go osoby. Był dzielnym człowiekiem, o pięknej duszy, dziecięcym poczuciu humoru i bardzo uduchowionym" - opisywał przyjaciela Ravi Shankar, hinduski wirtuoz sitaru, który uczył Harrisona gry na tym instrumencie.

Pojawiły się już sugestie, że George'owi Harrisonowi należałoby przyznać pośmiertnie tytuł szlachecki. Najgłośniej w chórze brzmi oczywiście głos Paula McCartney'a, od lat dodającego przed imieniem i nazwiskiem słówko "sir". Decyzja należy teraz do królowej Elżbiety II.

"Wszyscy związani z muzykami The Beatles uważają od dawna, że każdemu z nich należał się tytuł szlachecki. Sam Paul też zawsze tak uważał. The Beatles to była czwórka muzyków. Jeśli przyznano szlachectwo jednemu z nich, powinno się również przyznać je trzem pozostałym" - uważał jeden z bliskich przyjaciół George'a Harrisona.

"Biorąc pod uwagę to, komu przyznaje się szlachectwo, jak można nie nadać go komuś, kto napisał 'Here Comes The Sun'?" - pytał Boris Johnson, członek brytyjskiego parlamentu.

W Liverpoolu, rodzinnym mieście zmarłego artysty, w poniedziałek, 3 grudnia, o godzinie 21:30. czasu brytyjskiego, przy St. George's Plateau, nieopodal stacji kolejowej Lime Street, odbędzie się minutowe czuwanie ku jego czci. Władze miasta spodziewają się przybycia wielu tysięcy fanów, którym zaprezentowane zostanie kilka największych kompozycji najmłodszego z członków The Beatles.

Tony Lane, burmistrz miasteczka Henley-on-Thames w hrabstwie Oksford, gdzie przed wiele lat mieszkał George Harrison, ma nadzieję, że posiadłość muzyka zostanie przekształcona w muzeum na wzór słynnego "Graceland", domu Elvisa Presley'a w Memphis.

"Fani The Beatles z całego świata przyjeżdżali tu, aby choć przez moment zobaczyć bramę jego posiadłości. Wyobraźcie sobie, co by się stało, gdyby otworzyć podwoje rezydencji i pokazać ludziom, jak on naprawdę żył" - snuł marzenia na łamach prasy burmistrz miasteczka.

O George'u Harrisonie pamiętali także mieszkańcy wyspy Hamilton na Antypodach, gdzie znajdował się letniskowy domek w stylu śródziemnomorskim, w którym muzyk co pewien czas wypoczywał. Zamierzają oni ufundować pamiątkową tablicę ku czci - jak zapewniają - "spokojnego i bardzo miłego sąsiada".

Zgodnie z życzeniem George'a Harrisona jego zwłoki zostaną poddane kremacji, a prochy rozrzucone na rzece Ganges w Indiach. Ceremonia odbędzie się w dwóch hiduskich miastach Varnasi na północy oraz Allahabadzie, gdzie spotykają się trzy rzeki - Ganges, Yamuna i Saraswati - poinformowali przedstawiciele Międzynarodowego Towarzystwa Świadomości Krishny.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wytwórnia | nie żyje | muzyka | beatles | George Harrison
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy