Reklama

Monika Kuszyńska pogodziła się z tym, że nigdy nie będzie chodzić

"Dziś wózek jest częścią mnie" - powiedziała Monika Kuszyńska, która była gościem Agaty Młynarskiej w specjalnym wydaniu jej instagramowego programu "Agata się kręci", poświęconemu osobom z niepełnosprawnościami.

"Dziś wózek jest częścią mnie" - powiedziała Monika Kuszyńska, która była gościem Agaty Młynarskiej w specjalnym wydaniu jej instagramowego programu "Agata się kręci", poświęconemu osobom z niepełnosprawnościami.
Monika Kuszyńska od wypadku w 2006 r. porusza się na wózku /Tricolors /East News

Była wokalistka Varius Manx (zobacz!), która w 2006 roku uległa poważnemu wypadkowi, wyznała, że zdaje sobie sprawę z tego, że mimo ciągłego postępu medycyny prawdopodobnie nigdy nie odzyska władzy w nogach. Ale już nie ma o to pretensji do losu.

Monika Kuszyńska (posłuchaj!) i Agata Młynarska rozmawiały m.in. o tym, w jaki sposób rozmawiać o niepełnosprawności, by okazać zrozumienie i nie urazić drugiej osoby. Wokalistka, która od czasu wypadku porusza się na wózku inwalidzkim, przyznaje, że sama stara się skracać dystans.

Reklama

"Naturalne, zwykłe, spontaniczne zachowanie jest najbardziej właściwe. Życzliwość ludzka jest najważniejsza. Ja chcę ośmielić ludzi, ale musiałam się tego nauczyć. Jeżeli zbliżam się do drzwi w sklepie, to nawet gdybym sobie poradziła, to mową ciała staram się przekazać, że ja tę pomoc chętnie przyjmę. Musimy edukować ludzi, którzy chcą, ale nie wiedzą jak" - radziła wokalistka.

Dodała też, że nie zawsze miała takie podejście. Początkowo nie była w stanie zaakceptować swojej niepełnosprawności.

"Przez kilka miesięcy nie mogłam spojrzeć w lustro, czułam odrazę, jakby ktoś włożył mnie w inne ciało. Ale to dało mi siłę i poukładało moje wartości" - wyznała. W pamięci utkwiło jej zdarzenie z tamtego etapu życia.

"Zaczęłam dopiero co wychodzić z domu, byłam z moją siostrą i przyjaciółmi w restauracji. Byłam zahukana, bałam się, to było wielkie wyjście, czułam, że wszyscy się gapią. To był problem w mojej głowie. Pewien pan zwrócił się do mojej siostry ze współczuciem: 'My też taką mamy w domu'. To mnie ukłuło" - wspominała Monika Kuszyńska.

Podkreśliła jednak, że podobne sytuacje zdarzają jej się rzadko. Zawsze jednak są przykre. "Moja koleżanka, która też porusza się na wózku, stała pod kościołem, czekała na kogoś i starsza pani rzuciła jej pieniążek. To są takie skróty myślowe" - powiedziała wokalistka.

Przypomniała też swoją wizytę u ginekologa, którą już wcześniej opisywała w mediach. Lekarka potraktowała ją tak, że Kuszyńska po wyjściu z gabinetu płakała. Dziś stara się zrozumieć takie podejście: "Wszystko jest kwestią doświadczenia. Może na medycynie ludzie nie uczą się, że są tacy pacjenci. Tam, gdzie rodziłam, byłam drugą taką pacjentką" - powiedziała.

Po występie na Eurowizji 2015 z piosenką "In the Name of Love" (sprawdź!) Monika Kuszyńska skupiła się na życiu prywatnym - w lutym 2017 r. na świat przyszedł jej syn Jeremi, a w grudniu 2018 r. urodziła córkę Kalinę (ojcem dziewczynek jest mąż wokalistki - Kuba Raczyński). Żyje bardzo aktywnie, ale wypracowanie nowego trybu życia zajęło jej dużo czasu. Bardzo długo miała nadzieję, że w końcu będzie chodzić. Walczyła o to, by utrzymać ciało w formie i gotowości, na wypadek, gdyby pojawiło się medyczne rozwiązanie jej problemu. Obecnie chodzi na rehabilitację po to, by nie czuć się gorzej.

"Organizm funkcjonuje inaczej, bo siedzisz, więc stan zdrowia, jeśli się odpowiednio nie dba o siebie, się pogarsza" - tłumaczyła. Dlatego codziennie wzmacnia mięśnie, które umożliwiają jej funkcjonowanie: "Mięśnie brzucha u mnie są bardzo osłabione i tylko częściowo czynne. Żeby nie bolały mnie plecy, to dół ciała muszę nieustannie wzmacniać (...). Ciało, które nie funkcjonuje, jest bolesne. To jest paradoks, ja go nie czuję, ale czuję ból".

Wokalistka przyznaje, że prawdopodobnie już nigdy nie będzie chodziła. "To nie służy temu, co pewnie każdy sobie wyobraża, że ja robię jakiś progres i być może wreszcie stanę na nogi. Nie. W moim przypadku jest tak, że mam przerwany rdzeń, na razie medycyna nie ma szans na to, żeby to zmienić" - powiedziała.

Jak stwierdziła, zaakceptowanie faktu, że nie będzie chodzić, było dla niej przełomowe i wyzwalające. "Do tego momentu wszystko odkładałam na później, żyłam tylko wokół tej myśli. Nawet powrót na scenę odkładałam do momentu, kiedy będę mogła na nią wejść. Zaczęłam powoli siebie akceptować. Godzić z sytuacją. Trzeba brać to, co masz i zrobić z tego jak najwięcej" - powiedziała piosenkarka i dodała: "Dziś wózek jest częścią mnie i już go nie zauważam".

Sprawdź tekst "Nie ma rady na miłość" w serwisie Teksciory.pl!


INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Monika Kuszyńska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy