Reklama

Leonard Cohen: Brzytwa do każdej płyty. Pośmiertny album "Thanks for the Dance"

7 listopada 2016 r. zmarł słynny kanadyjski bard Leonard Cohen. Dwa tygodnie później (22 listopada) do sprzedaży trafi jego pożegnalny album "Thanks for the Dance". "Z podniesioną przyłbicą ponosił w życiu klęski. Pisał o nich, dzielił się nimi. Nie było w tym ostentacji mimo dużej otwartości. Dlatego mu wierzymy jako nauczycielowi życia" - przyznaje Daniel Wyszogrodzki, dziennikarz, autor, tłumacz utworów Leonarda Cohena.

7 listopada 2016 r. zmarł słynny kanadyjski bard Leonard Cohen. Dwa tygodnie później (22 listopada) do sprzedaży trafi jego pożegnalny album "Thanks for the Dance". "Z podniesioną przyłbicą ponosił w życiu klęski. Pisał o nich, dzielił się nimi. Nie było w tym ostentacji mimo dużej otwartości. Dlatego mu wierzymy jako nauczycielowi życia" - przyznaje Daniel Wyszogrodzki, dziennikarz, autor, tłumacz utworów Leonarda Cohena.
Leonard Cohen zmarł w 2016 r. /Graham Denholm/WireImage /Getty Images

"On o życiu wiedział więcej niż my, spróbował w życiu o wiele więcej. Patrzymy na Cohena jako mistyka, nauczyciela. Spotkania z nim zawsze były przepełnione śmiechem, winem, nie był człowiekiem pompatycznym, był gentelmanem w każdym calu, człowiekiem o wielkiej klasie. Śpiewa o sobie, że jest hultajem w garniturze i to jest właśnie ten dystans. Taki był" - tak Leonarda Cohena w trzecią rocznicę śmierci wspomina w rozmowie z PAP Life Daniel Wyszogrodzki.

Podkreśla, że twórczości Cohena to niezwykła szczerość i mądrość, ale przede wszystkim odpowiedzialność za słowo. "Są słynne legendy, które mówią, że Dylan pisze piosenkę w kilkanaście minut, Cohenowi zajmuje to kilka lat. To się czuje w jego twórczości, tam nie ma żadnych przypadkowych słów. Ja, jako tłumacz, wiem to najlepiej" - przyznaje.

Reklama

Można nazywać go mistykiem słowa, dla niektórych jego twórczość zdradzała wiele prawdy o życiu, które w przypadku Cohena było podzielone między ucieczkę i akceptację. Z jednej strony jawi się biografia zbliżona do gwiazdy rocka - burzliwa, szalona, z drugiej nadchodzi czas wyciszenia i poszukiwania.

"Cała jego biografia przypomina biografie artystów, bohemy z XIX i początku XX wieku. Ta bardzo rozedrgana twórczość, zmienianie miejsca zamieszkania, wiele kobiet, wiele inspiracji, wiele kontynentów. To był człowiek, który był cały czas w drodze, który nie był pogodzony ze sobą. W połowie swojego życia w 1984 r., kiedy miał 50 lat, wydał 'Księgę miłosierdzia', 50 psalmów na rozliczenie tej pierwszej części życia. To przejmująca, bardzo głęboka lektura, wyjątkowo filozoficzna, nietypowa dla Cohena" - opowiada Wyszogrodzki.

Drugi etap jego życia, który również mocno odznaczył się w jego twórczości, rozpoczął się w klasztorze zen, na górze Baldy. Nazywano go tam Cichym, co, jak zauważa Wyszogrodzki, było pewną ironią i symbolem, bo właśnie tam Cohen znalazł wyciszenie.

"Cohen przez całe życie zmagał się z depresją, wyzwolił się z tego w dość późnym okresie. To dominuje jego twórczość, która jest dość ponura, mroczna. Angielski krytyk zażartował, że do każdej płyty Cohena powinna być dodawana brzytwa. Były okresy, kiedy nie wychodził z łóżka. Mówił, że próbował wszystkiego alkoholu, narkotyków, seksu, podróży - wszystkiego, co mogło go oderwać od siebie i tego ciężaru jakim jest depresja. Ona bardzo silnie pobrzmiewa w jego utworach, jednak im późniejsza jego twórczość, tym więcej w niej refleksji nad światem, Bogiem. Depresję zastąpiła refleksja" - wskazuje tłumacz utworów Cohena.

Przyznaje, że w późniejszym okresie Cohen był człowiekiem bardziej pogodzonym, nabrał dystansu. "Dla mnie osobiście Cohen był człowiekiem, który staje się łącznikiem z metafizyką, światem nienazwanym z czym na co dzień nie obcuję. Nagle pojawia się ktoś, kto zapytany, czy wierzy w Boga odpowiada, że on go zna. Jest to pozbawione tonu nawoływania, nawracania, jest w tym wszystkim wiarygodny, pokazuje, że w naszym życiu jest coś więcej, że może trzeba zajrzeć w takie miejsca, do których boimy się zaglądać. Cohen pokazuje takie miejsca, których w 'Płomieniu' jest bardzo wiele. Ukazuje godność odchodzenia, pogodzenie się, osiąganie szczęścia dzięki temu, co zrozumiał, przestał się pochylać i rozdrabniać nad tym, co mu umknęło" - tłumaczy.

Wiele miejsca w swoim twórczym życiu Cohen poświęcił malowaniu. Chętnie siadał przed lustrem o 4-5 nad ranem i rysował swoje autoportrety, z których część można znaleźć m.in. w książce "Płomień". Jak Cohen postrzegał sam siebie? "Wiele w nich autoironii. Przyznawał, że bardzo go bawił ten proces. Nigdy się nie upiększał. Wręcz przeciwnie, podkreślał cechy starzenia się. Miał świetną kreskę, jednak najważniejsze były podpisy, które świadczą o jego poczuciu humoru" - tłumaczy Wyszogrodzki.

Ostatnia płyta Leonarda Cohena była przejmującym pożegnaniem. Choć pozostawił on po sobie jeszcze wiele niewybrzmiałych słów. Część z nich będzie można usłyszeć na płycie "Thanks For The Dance", która ukaże na rynku 22 listopada. "To melorecytacje, które Adam Cohen nagrał jeszcze za życia ojca, opatrzone delikatną muzyką, stylizowaną na Cohena. Tam nie ma piosenek, jest to głos z zaświatów. To mi bardzo pasuje do Cohena, że jest taki wiecznie żywy. Nie ma go od trzech lat, a przemówi do nas słowami, których nie słyszeliśmy" - podkreśla Wyszogrodzki.

Jak mówi, ma złożone dwa projekty płytowe z przekładami, które ukażą się w przyszłym roku. Jeden to album kwartetu ProForma z Poznania, jedynego pięcioosobowego kwartetu na świecie. Kolejną płytę z piosenkami Cohena nagrał też Krzysztof Krawczyk.

Zapowiedzią płyty "Thanks for the Dance" są utwory "The Goal" i "Happens to the Heart".

Sprawdź tekst utworu "The Goal" w serwisie Teksciory.pl!


INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Leonard Cohen
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy