Reklama

Lemmy wspomina imprezy z Jimim Hendrixem

Lemmy Kilmister od dawna postrzegany jest jako ktoś, kto lubi się ostro zabawić. Tak było nawet w czasach, gdy sam nie grał jeszcze w zespole, ale za to sprawował zaszczytną funkcję pracownika technicznego Jimiego Hendrixa. Imprezy z byłym szefem pozostały liderowi Motorhead w pamięci do dziś.

Poza przygotowaniem instrumentu przed koncertem, Lemmy otrzymywał od Hendrixa również mniej muzyczne zadania. Miał na przykład załatwić gitarzyście odpowiednią ilość LSD. Ponieważ z zadania wywiązywał się bez zarzutu, gitarzysta pozwalał mu czasami zażyć narkotyku wraz z nim.

"Załatwiałem mu dziesięć działek, on brał siedem, a trzy oddawał mnie i trzeba było to zażyć. Czułbym się jak gbur, gdybym tego nie zrobił. Zwykle brałem jedną działkę, a dwie chowałem za uchem na później. LSD w tamtych czasach to było coś niesamowitego. Teraz jest tylko speed i sztuczne dragi. A LSD było czyściutkie. Połykaliśmy je niczym słodycze" - wspomina Lemmy.

Reklama

Kiedy Kilmister został muzykiem zespołu Hawkwind, sprawy narkotykowe bynajmniej nie zniknęły z jego życia. Przybrały jednak niezbyt miły obrót, tak dla Lemmy’ego, jak i dla fanów, których muzycy częstowali środkami odurzającymi.

"Byliśmy kur***ko przerażający. Po daniu im dragów zamykaliśmy drzwi od pomieszczenia, w którym siedzieli, tak więc nie mogli się stamtąd wydostać. Włączaliśmy też stroboskop, ten wolny, który powoduje konwulsje. Rozrzucaliśmy także LSD wśród publiczności, pakując je do butelek. To były naprawdę szalone dni" - dodaje Lemmy, który z Hawkwind wyleciał z powodu... narkotyków.

Opisy wielu szaleństw Lemmy’ego Kilmistera znajdą się z pewnością w jego autobiografii "White Line Highway", która ma ukazać się jeszcze w tym roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Motorhead | impreza | Lemmy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy