Reklama

Ian Anderson bał się rockandrollowego życia

Ian Anderson - lider, wokalista i flecista legendarnej grupy Jethro Tull - dobrze wie dlaczego udało mu się utrzymać zespół przy życiu aż przez 33 lata. Muzyk bał się jak ognia rockandrollowego stylu życia i właśnie dzięki temu, jak sam twierdzi, uniknął losu wielu swoich słynnych kolegów.

Anderson ze smutkiem obserwował, jak w latach 60. i na początku 70. odchodzili z tego świata jego przyjaciele z branży muzycznej, którzy nie znali umiaru w korzystaniu z uciech życia. Muzyk panicznie bał się, iż jeśli tylko wkroczy na dłużej do świata wiecznej imprezy, skończy się to dla niego przedwczesną śmiercią.

"W 1968 roku poznałem Briana Jonesa z The Rolling Stones i on już zupełnie nie wiedział, co się dzieje na świecie. Rok później już nie żył. Niedługo po nim z tego samego powodu odeszli Jimi Hendrix, Janis Joplin i Keith Moon. Padali wokół mnie niczym muchy i to śmiertelnie mnie przerażało. Stąd też bardzo troszczyłem się o swoje zdrowie. Wybrałem zupełnie inny styl życia i z tego też powodu jestem pewnie taki nudny. Nigdy nie spróbowałem narkotyków. W późnych latach 70. zacząłem pić piwo, ale jego konsumpcję ograniczałem do maksimum dwóch butelek dziennie" - wspomina Ian Anderson.

Reklama

Muzyk na pewno dobrze wybrał, decydując się na przełomie lat 60. i 70. na dość ascetyczne życie. Być może dzięki temu Jethro Tull stworzyli w latach 1971-72 tak wspaniałe albumy, jak "Aqualung", "Thick As A Brick" i "Living In The Past", dziś zaliczane do rockowej klasyki.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Jethro Tull | boja | Ian Anderson | Anderson | życia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama