Gary Moore: Niech gitara zapłacze (10. rocznica śmierci)
Wszechstronny muzyk, wirtuoz gitary, ceniony w środowisku i przez fanów. Taki był Gary Moore, pamiętany choćby z wielkiego przeboju "Still Got The Blues (For You)". 6 lutego mija 10 lat od jego niespodziewanej śmierci.
Informacja o śmierci Gary'ego Moore'a była kompletnym zaskoczeniem. 58-letni muzyk zmarł 6 lutego 2011 r. we śnie na skutek ataku serca.
Śmierć zastała go w hotelu w turystycznej miejscowości Estepona w Hiszpanii, gdzie przebywał na wakacjach ze swoją dziewczyną Petrą Nioduschewski. Późniejszy raport wskazał, że atak serca mógł zostać wywołany przez spożycie nadmiernej dawki alkoholu. Lokalne media podawały, że poziom alkoholu w krwi gitarzysty aż ośmiokrotnie przekraczał dawkę, po której według tamtejszych przepisów dopuszczalne jest prowadzenie samochodu.
"Był krzepkim gościem, a nie ofiarą rocka" - mówił wstrząśnięty Eric Bell, gitarzysta Thin Lizzy.
Pogrzeb artysty był taki jak jego życie - skromny, bez udziału mediów. Muzyk został pochowany na cmentarzu przy kościele św. Małgorzaty w niewielkim Rottingdean niedaleko Brighton (Wielka Brytania). W ostatnim pożegnaniu towarzyszyła mu rodzina i najbliżsi przyjaciele. Najstarszy syn - Jack - i jego wujek Cliff Moore podczas pogrzebu wykonali irlandzką balladę "Danny Boy". Utwór - często pojawiający się na pogrzebach - nagrywali m.in. Judy Garland, Glenn Miller, Bing Crosby, Johnny Cash, Tom Jones, Roy Orbison, Elvis Presley i Andrea Bocelli.
"Loved beyond the stars" (Ukochany wśród gwiazd) - taki napis widnieje na jego grobie.
"Danny Boy" na płytę "Black Rose: A Rock Legend" (1979) nagrała wspomniana grupa Thin Lizzy z Garym Moore'em w składzie. Gitarzysta wówczas odpowiadał za aranżację nagrania razem z liderem formacji - Philem Lynottem.
Pochodzący z irlandzkiego Belfastu wokalista i gitarzysta funkcjonował w zasadzie na obrzeżach wielkiego świata rocka - fani znali go ze znakomitej gry, a nie głośnych skandali. Moore nie wyrzucał telewizorów przez okno, nie rozwalał instrumentów gdzie popadnie, nic nie było słychać na temat ekscesów z używkami, a dwie byłe żony w środowisku nie budziły żadnej sensacji.
Po śmierci Gary'ego Moore'a hołd złożyli mu tacy muzycy, jak m.in. Ozzy Osbourne, Roger Taylor, Bob Geldof, Glenn Hughes (były wokalista i basista Deep Purple, obecnie supergrupa Black Country Communion), Mikael Akerfeldt (Opeth), Eric Singer (perkusista Kiss), Henry Rollins, Ricky Warwick (The Almighty, ostatnie wcielenie Thin Lizzy) czy Brian Downey (perkusista i współzałożyciel Thin Lizzy).
Bob Geldof zaliczył Moore'a do złotej trójcy irlandzkiego bluesa obok Van Morrisona i Rory'ego Gallaghera. Inni muzycy, krytycy czy zwykli fani podkreślali jego stylistyczną wszechstronność (od bluesa, rocka, metalu, przez pop i jazz), a także osobistą skromność.
"Mam wspaniałe wspomnienia Gary'ego z czasów trasy Thin Lizzy i Queen - zawsze uśmiechnięty, zawsze uprzejmy... Był wspaniałym facetem na scenie. Jego muzyka będzie wciąż żyła..." - wspominał perkusista Queen Roger Taylor w magazynie "Classic Rock".
Przyjaciela opłakiwał też Ozzy Osbourne: "Znałem Gary'ego Moore'a właściwie od zawsze. Powiedzieć, że ta śmierć to tragiczna strata nie oddaje w pełni tego na co on zasługiwał. Straciliśmy fenomenalnego muzyka i wspaniałego przyjaciela".
"On każdą nutę, każdą piosenkę, grał tak, jakby to robił ostatni raz w życiu. A potem wymagał tego i oczekiwał od muzyków ze swojego zespołu" - z uznaniem mówił perkusista Eric Singer (Kiss), który towarzyszył Moore'owi podczas trasy "Wild Frontier" w 1987 roku.
W wieku 16 lat Gary Moore przeniósł się z rodzinnego Belfastu do Dublina, gdzie dołączył do bluesrockowej grupy Skid Row (przez pewien czas jej wokalistą był Phil Lynott). Po wydaniu trzech płyt ze Skid Row odszedł z zespołu w grudniu 1971 roku.
Lynott ściągnął Moore'a do Thin Lizzy na przełomie 1973 i 74 r., kiedy za Bella dokończył trasę koncertową. W tym zespole ponownie pojawił się w 1978 r., a rok później ukazał się album "Black Rose: A Rock Legend", który przyniósł przebój "Waiting For An Alibi".
Działalność na własne konto Gary Moore zaczął już w 1973 r. płytą "Grinding Stone". Największą popularność Irlandczykowi przyniósł album "Still Got The Blues" (1990) nagrana z udziałem m.in. George'a Harrisona z The Beatles, Alberta Kinga i Alberta Collinsa. Tytułowa ballada to do dziś najbardziej znany utwór Moore'a.
W połowie lat 70. Moore dołączył do grupy Colloseum II, utworzonej przez Jona Hisemana, perkusisty i lidera jazz-rockowego Colloseum. Z nią nagrał trzy płyty ("Strange New Flesh", "Electric Savage", "War Dance"). Współpracował również z m.in. Gregem Lake'em z Emerson, Lake & Palmer oraz supergrupą BBM (w skład tria wchodzili także Jack Bruce i Ginger Baker z Cream).
Ostatnim wydawnictwem Gary'ego Moore'a pozostała płyta "Bad for You Baby" (2008).