Reklama

Elvis Presley z orkiestrą (nowa płyta "If I Can Dream")

"Elvis byłby zachwycony pracując nad albumem z pełną orkiestrą", wyznała w jednym z wywiadów Priscilla Presley, była żona legendarnego króla rock'n'rolla. Z kolei długoletni przyjaciel artysty, członek tzw. Mafii z Memphis, Marty Lacker stwierdził wprost: "żyłem obok Elvisa przez ponad dwadzieścia lat i nigdy nie słyszałem by mówił coś takiego. A jeśli chciałby pracować z orkiestrą symfoniczną to RCA na pewno by go przed tym nie powstrzymała".

"Elvis byłby zachwycony pracując nad albumem z pełną orkiestrą", wyznała w jednym z wywiadów Priscilla Presley, była żona legendarnego króla rock'n'rolla. Z kolei długoletni przyjaciel artysty, członek tzw. Mafii z Memphis, Marty Lacker stwierdził wprost: "żyłem obok Elvisa przez ponad dwadzieścia lat i nigdy nie słyszałem by mówił coś takiego. A jeśli chciałby pracować z orkiestrą symfoniczną to RCA na pewno by go przed tym nie powstrzymała".
Elvis Presley na okładce płyty "If I Can Dream" /

Czego by jednak nie powiedzieć i komu by w tym sporze racji nie przyznać to obok albumu "If I Can Dream - Elvis Presley With The Royal Philharmonic Orchestra", który 30 października trafił do ogólnoświatowej sprzedaży obojętnie przejść nie można! Nie powinien zrobić tego ani fan Presleya ani żadna osoba wrażliwa na muzykę.

Płyta będąca wynikiem technicznego zabiegu połączenia oryginalnego wokalu Elvisa z nowymi instrumentalnymi ścieżkami została zrealizowana w ramach obchodów przypadających w tym roku 80. urodzin słynnego piosenkarza. Nagrań dokonano w londyńskim Abbey Road Studios - tym samym, w którym przed laty The Beatles nagrywali swoje największe przeboje. Do tego innowacyjnego i bądź co bądź historycznego przedsięwzięcia zaproszono Królewską Orkiestrę Filharmoniczną (The Royal Philharmonic Orchestra) oraz kilku wyjątkowych gości - Michaela Buble, kwartet Il Volvo oraz uznawanego za prekursora rocka instrumentalnego, gitarzystę Duane Eddy’ego. Nad projektem czuwali natomiast znakomici producenci, Don Reedman oraz Nick Patrick... a także osobiście Priscilla Presley!

Reklama

Efekt? Miliony wielbicieli Króla z Memphis otrzymały album absolutnie magiczny! Płytę, która zabiera nas w niezapomnianą, nostalgiczną podróż wypełnioną czternastoma najpiękniejszymi i najbardziej emocjonalnymi utworami Elvisa Presleya. By w tym miejscu wymienić tylko wspaniałe wykonanie "Love Me Tender" (czy wieloletniego fana Elvisa ta ballada może jeszcze zachwycić? Uwierzcie, że TAK!), "Bridge Over Troubled Water", "An American Trilogy" (oba w duecie z Duane Eddym. Drugie z jego majestatycznym wstępem gitarowym) czy 'perełkę' z longplaya "Something For Everybody", "There’s Always Me".

"Dla mnie to najlepsza rzecz jaką kiedykolwiek zrobiłem. Punkt kulminacyjny w mojej karierze", stwierdził Michael Buble, który dzięki możliwościom współczesnej techniki zaśpiewał z Elvisem w duecie wielki przebój króla z 1960 roku - "Fever". "Rozpoczynam nią każdy swój występ", tłumaczył Buble. "Uważam, że to jest niewiarygodnie erotyczna i uwodzicielska piosenka". Napięcie i atmosfera, którą obaj wokaliści (słuchając tego nagrania czasami odnosi się wrażenie, że obaj muzycy pracowali ze sobą od dawna) wspierani przez doskonałych londyńskich filharmoników zbudowali w tym nagraniu sprawia, że producenci kolejnego filmu o przygodach Jamesa Bonda powinni spać spokojnie ponieważ utwór tytułowy właśnie został oficjalnie wydany!

Zapytacie zatem czy ta płyta jest idealna? Nie ma żadnych słabych punktów? Ma. Jak każda. Ale nie wpływają one w żaden sposób na moją ogólną (bardzo wysoką) ocenę całego projektu. Pomimo iż do głowy sama ciśnie się w tym miejscu pewna autentyczna historia z końca lat 60. opowiedziana przez jednego z producentów muzycznych. Wspomina on w niej jak któregoś dnia Pułkownik Parker nakazał nieco wyciszyć zespół i wszystkie chórki w piosence "Suspicious Minds" a na to miejsce wzmocnić wokal Elvisa. Gdy Presley się tylko o tym dowiedział wpadł wściekły do studia krzycząc... "to moja muzyka. Nie wolno Wam  jej zmieniać!".

"If I Can Dream" - "gdybym mógł marzyć", śpiewał Elvis w tytułowym utworze. Zdaniem byłej żony króla rock’n’rolla, Priscilli Presley, jedno z marzeń legendarnego wokalisty właśnie się spełniło. "Kochał bogate brzmienie i pełnię orkiestry. Gdyby poszedł swoją drogą miałby sześćdziesięcioosobową orkiestrę podczas swoich występów scenicznych. Tymczasem miał już swój TCB Band do rock'n'rolla i country, The Stamps Quartet i Imperials do gospel, Sweet Inspirations do r'n'b oraz dyrygenta Joe Guercio z dwudziestosześcioosobową orkiestrą"...

Mariusz Ogiegło
ELVIS: Promised Land

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Elvis Presley | nowa płyta
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy