Reklama

Dixie Chicks obawiają się o życie

Nie ustają problemy amerykańskiej formacji Dixie Chicks, po tym, jak jedna z jej członkiń skrytykowała prezydenta George'a W. Busha. Doszło nawet do tego, że zespół otrzymuje telefony z pogróżkami.

Natalie Maines, jedna z członkiń teksańskiej grupy Dixie Chicks, podczas niedawnego pobytu w Londynie, w ostrych słowach skrytykowała politykę prezydenta Busha.

"Jest nam ogromnie wstyd, że prezydent Stanów Zjednoczonych pochodzi z Teksasu" - stwierdziła wokalistka.

Po tym oświadczeniu, wokół zespołu zapanowało spore zamieszanie, amerykańskie rozgłośnie radiowe zaczęły bojkotować nagrania The Dixie Chicks, a sprzedaż płyt zespołu spadła o 30%.

Natalie Maines, Martie Maguire i Emily Robinson twierdzą, że niefortunna wypowiedź była wyłącznie oświadczeniem antywojennym i nie chciano nikogo urazić.

Reklama

"Nie znam odpowiedzi na wiele pytań. Wydaje mi się, że to co powiedziałam było zbyt lekceważące. Źle dobrałam słowa. Bardzo żałuję, że użyłam takich a nie innych słów" - mówi Natalie.

Pomimo to fani nie zapomnieli piosenkarce jej wystąpienia i zespół obawia się teraz o swoje życie.

"Martwię się o zdrowie moje i rodziny. Grożono nam śmiercią. W tym roku na koncertach będziemy musiały zainstalować wykrywacze metalu. Według mnie to czyste szaleństwo".

Dixie Chicks zdecydowały się także zaprotestować wobec wyzwisk, jakimi zaczęli je obrzucać Amerykanie. Na okładce najnowszego wydania magazynu "Entertainment Weekly" możemy zobaczyć panie nago, a ich ciało zdobią napisy "Aniołki Saddama", "Zdrajczynie" itp.

"Chcemy okazać absurdalność ekstremizmu ludzi, którzy obrzucili nas wyzwiskami. Jak można, patrząc na naszą trójkę, pomyśleć sobie, że jesteśmy aniołkami Saddama" - tłumaczy Martie Maguire.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: The Dixie Chicks
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy