Reklama

Członek ekipy technicznej Backstreet Boys zginął w WTC

Coraz więcej powiązań ze światem show biznesu odkrywają z każdym dniem dziennikarze i władze odpowiedzialne za ustalenie tożsamości ofiar, które zginęły w zamachach terrorystycznych w Nowym Jorku i Waszyngtonie. Właśnie ustalono, że na pokładzie jednej z maszyn, która uderzyła w World Trade Center, znajdował się członek ekipy technicznej od dawna pracujący z grupą Backstreet Boys. 11 września wziął sobie wolne i z Bostonu miał lecieć do Los Angeles, aby spotkać się z ciężarną żoną.

Pomimo tragicznej śmierci Daniela Lee grupa nie odwołała swego koncertu w Air Canada Centre, ale zdecydowała się w zamian przekazać 10 tysięcy dolarów na rzecz Amerykańskiego Czerwonego Krzyża. Jego pamięć uczczono także chwilą ciszy.

"Wszystkich nas to dotknęło. Ale chcieliśmy ich od tego oderwać, sprawić, aby na chwilę o tym zapomnieli. Mimo wszystko pamiętamy o Tobie, byłeś nam bardzo bliski" - powiedział ze sceny Brian Litrell.

Jego kolega z zespołu, Kevin Richardson, wyraźnie dał do zrozumienia, że ma dość siedzenia z założonymi rękoma. "Nie chcę siedzieć i się martwić. Jestem już gotowy, aby się nieźle zabawić". Jego optymizmu nie podzielają jednak pozostali członkowie Backstreet Boys.

Reklama
WENN
Dowiedz się więcej na temat: Backstreet Boys | zginął
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy