Reklama

Christina Aguilera: Prawdziwa księżniczka

Po nagraniu kolejnej płyty zamierzam rozpocząć starania o dziecko - oświadczyła Christina Aguilera. Aż trudno oprzeć się wrażeniu, że ta deklaracja to jeden z chwytów marketingowej kampanii, poprzedzającej ukazanie się jej najnowszego krążka "Back To Basics". Bo niby po co teraz opowiadać o macierzyństwie, które jest w planach i to wcale nie najbliższych? "Raczej szybciej niż później zamierzam mieć rodzinę", błyskotliwie replikuje piosenkarka. Ech...

Przynęta rzucona, dziennikarze chętnie ją chwycą i będzie kolejny temat do plotek, spekulacji i komentarzy. A, jak wiadomo, podczas promocji nowego albumu, obowiązuje jedna zasada: im głośniej, tym lepiej. Stąd pewnie macierzyńska deklaracja gwiazdy w popularnym programie MTV "1 Leicester Square".

Stąd zapewnienia rebeliantki, że zamierza się ustatkować. Dla niedowiarków ma pierwszy dowód: pozbyła się wszystkich dwunastu kolczyków (tego w sutku i tego najbardziej intymnego też). "Kolczyki to już przeszłość. Teraz mam nowy wizerunek. Jestem artystką, która ciągle się zmienia" - opowiada Aguilera.

Reklama

Wygląda na to, że motorem zmian jest mąż 25-letniej gwiazdy, producent muzyczny Jordan Bratman. Biżuteria zniknęła po tym, jak para wzięła ślub, a wcześniejsze deklaracje artystki, że "nigdy, ale to przenigdy, nie pozbędzie się małego kółka w sutku", poszły w niepamięć. Jeszcze niedawno gwiazda zapewniała:

"Nie stanę się grzeczną dziewczynką, tylko dlatego że wyszłam za mąż. Ja po prostu jestem seksowna. I zawodowo - jako artystka, i prywatnie - jako kobieta. Kobieta powinna być dumna ze swojego ciała. Ja jestem, bez względu na to, czy to się komuś podoba, czy nie".

Bo we mnie jest seks

Jej pierwszy album "Christina Aguilera" (1999) rozszedł się w szesnastu milionach egzemplarzy! Niekwestionowany sukces, którego do dzisiaj nie udało jej się pobić. W ciągu roku od debiutu miała dwa numery jeden na amerykańskiej liście przebojów i zaśpiewała podczas finałowych rozgrywek futbolu amerykańskiego, czyli podczas Super Bowl. A to nie byle co: najpopularniejszy wśród Amerykanów sport, najdroższe reklamy w przerwach rozgrywek i miliony widzów przed telewizorami.

Aguilera zaśpiewała też dla prezydenta Billa Clintona i - jakby tego było mało - zgarnęła muzycznego Oscara sprzed nosa Britney Spears. Miała zaledwie jeden singel "Genie in a Bottle", ale to wystarczyło, żeby otrzymać nagrodę Grammy dla Najlepszej Nowej Artystki. Miała zaledwie dziewiętnaście lat...

Wtedy złościło ją, że podczas koncertów fani gapią się na jej tyłek, a chłopcy z pierwszych rzędów krzyczą: "Zdejmuj bluzkę!". Jednak już wtedy zdrowy, biznesowy rozsądek był silniejszy od wstydu:

"Moja praca to dawanie ludziom rozrywki. Dlatego w tańcu wykonuję zmysłowe ruchy i poruszam biodrami. Dlatego mam wyzywające kostiumy. Nie mogę rozczarować publiczności".

Z czasem Christina przestała się krygować i tłumaczyć wizerunek wymaganiami rynku. Otwarcie przyznała: "Uwielbiam się rozbierać. Czuję się nieswojo, kiedy mam zakryte całe ciało". I rzadko kiedy ma! Raczej więcej odkrywa, niż zakrywa. Tak jak podczas MTV Movie Awards w 2001 roku, kiedy razem z Pink, Lil'Kim i Myą brawurowo wykonały superhit "Lady Marmalade". Widowisko kapało seksem, a Aguilera czuła się, jak ryba w wodzie.

Zdecydowanie gorzej z wizerunkiem seksbomby radzi sobie jej mąż. A kochana żona ciągle stawia przed nim nowe wyzwania. Przykład? Czerwcowa okładka męskiego magazynu "GQ", czyli naga Christina "ubrana" jedynie w krwiście czerwoną szminkę i burzę blond loków. Doprowadzenie pozycji leżącej (na białym prześcieradle) do perfekcji zajęło artystce i stylistom okrągłą godzinę. Miała być ultraseksowna. Miała być jak Marilyn Monroe. I była.

Tak jej się spodobało, że chciała podpisać kolejny lukratywny kontrakt na zdjęcia topless. Podobno po to, żeby postawić tamę spekulacjom, że sztucznie powiększyła sobie biust. Tamę postawił jednak Jordan, który uparcie walczy o zmianę wizerunku Christiny. Nie chce już gołych pośladków jak w teledysku "Dirrty", nie chce nagich czy nawet półnagich zdjęć. Jako rasowy producent muzyczny uważa, że muzyka Aguilery wybroni się bez wsparcia golizny. Naiwny?

Radosny eklektyzm

Loki, falbany, koronki, skąpe topy, lamparcie spodnie (obowiązkowo biodrówki) i mocny makijaż. Ikoną stylu Aguilera nigdy nie była, ale twarzą domu mody Versace - a i owszem. I trudno się dziwić. Obie panie: Christina i Donatella Versace mają wiele wspólnego. Lubią skąpo. Lubią bez gustu. Lubią solarium. Lubią odważnie. I lubią siebie. Radosny eklektyzm artystka stosuje nie tylko w swoim stroju.

Podobnie wyglądał jej ślub. Oczywiście miał być skromny i tylko dla najbliższej rodziny. Oczywiście nie był. 17 listopada 2005 roku. Romantyczna winnica w Dolinie Napy w Kalifornii. I mało wystawne, trzydniowe wesele. Festiwal sławnych i bogatych. Ranking nazwisk i liczb. Pan młody wystąpił we fraku od Diora, panna młoda - w sukni od Christiana Lacroix, a jej druhny - w kreacjach zaprojektowanych przez żonę Steviego Wondera, Kai Millę.

Obrączki wykonał słynny londyński jubiler Stephen Webster, autor pięciokaratowego, platynowo-diamentowego pierścionka zaręczynowego artystki. Organizacją uroczystości dla 125 osób oraz rodziny zajął się Michael Glapinsky, dobry znajomy Jennifer Aniston i Brada Pitta. Teraz musiał sprostać wyrafinowanym gustom i zachciankom Aguilery. I sprostał.

Pierwszego dnia gościom zafundowano toskańskie klimaty. Były smażone kalmary, homary, szampan i wina. Kolejny dzień fiesty to gejsze, japońska herbaciarnia, drzewka wiśni i sushi z ulubionej restauracji pary w Los Angeles.

Najważniejszy był jednak dzień trzeci. Romantyczny zachód słońca wyznaczył początek uroczystości. Czyli... pomieszania z poplątaniem. Wszystko odbyło się nad pustym basenem, gdzie wybudowano replikę gotyckiej świątyni. W ślubnym pochodzie szły do ołtarza trzy ukochane psy Christiny. Goście mogli płakać, bo para młoda zaopatrzyła ich w ręcznie haftowane, jedwabne chusteczki. Żeby ostudzić emocje, przyjęcie odbyło się w krainie Królowej Śniegu. Śnieg był sztuczny, granice krainy wyznaczał namiot, a w menu brakowało tylko miętowego opłatka. Za to nie zabrakło tabletek na kaca. Nawet o tym pomyślała perfekcyjna Christina. Po męczących uroczystościach ona i on udali się w podróż poślubną na Bali. I niczego się nie bali, bo lubią i czują podobnie (no, może z wyjątkiem rozbieranych sesji Aguilery).

Jordan wiedział, jak przygotować zaręczyny, żeby wybranka jego serca bez chwili wahania powiedziała "TAK". Wszystko odbyło się podczas wspólnych wakacji w Kalifornii, w hotelowym pokoju. Jordan udekorował go płatkami róż oraz różowymi i czerwonymi balonami. Wszędzie ustawił ozdobne pudełka z prezentami i wierszami, które sam napisał dla ukochanej. "W ostatnim pudełku był zaręczynowy pierścionek. Jordan, klęcząc, zapytał: Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?. Dostałam skrzydeł. I tak czuję się do dziś!" - relacjonuje Aguilera. Wszystko jak w bajce. Wszystko, jak na prawdziwą księżniczkę przystało.

Zobacz galerię zdjęć Christiny Aguilery.

Więcej w najnowszym numerze "Machiny".

Machina
Dowiedz się więcej na temat: Jordan | suknie ślubne księżniczki | Christina Aguilera
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy